Artykuły

Teatr na ubeckim podsłuchu

Przez cale lata 70. poznański Teatr Ósmego Dnia wychował wśród tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa rzesze "teatromanów", którzy bywali na każdym spektaklu, próbach i spotkaniach towarzyskich. Z tych wieloletnich kulturalnych kontaktów powstały opasłe tomiska niekonwencjonalnych recenzji do niedawna leżących w IPN. Teraz Ósemki postanowiły wykorzystać przenikliwe teksty stworzone przez swoich donosicieli i na ich podstawie stworzyć spektakl zatytułowany po prostu "Teczki". Premiera dzisiaj w Poznaniu - pisze Krzysztof Jarosiński w Dzienniku.

Dzisiaj [10 stycznia] w Poznaniu premiera najnowszego spektaklu "Teczki" legendarnego Teatru Ósmego Dnia. Rozmowa z Ewą Wójciak i Marcinem Kęszyckim:

Dlaczego zdecydowali się państwo upublicznić własne teczki i na podstawie ich zawartości zrobić spektakl?

Ewa Wójciak: To przedstawienie samo do nas przyszło. Dostaliśmy w prezencie od naszych przyjaciół paczuszkę złożoną z blisko 1000 stron kopii akt Studenckich Komitetów Solidarności, zwłaszcza tego krakowskiego, w którym działali między innymi Bronisław Wildstein i, jak się później okazało, agent SB Lesław Maleszka. SKS walczył z systemem na poziomie politycznym. My natomiast na przestrzeni sztuki, stąd nasze kontakty, przyjaźnie i spotkania. W związku z tym na co drugiej stronie tego pasjonującego zbioru akt znajdowaliśmy opisy nas dotyczące.

I to was, Teatr Ósmego Dnia, zainspirowało do zrobienia przedstawienia "Teczki"?

E.W.: - Bezpośrednią inspirację stanowi prześmieszna recenzja jednego z naszych przedstawień napisana przez pułkownika krakowskiej S "Bila". Ten tekst jest groteskowy. Okazuje się, że esbecy mieli ambicje intelektualne...

Tę historię znaleźliście w swoich teczkach?

E.W.: - Nie. Ona sprawiła, że zgłosiliśmy się do IPN-u po swoje teczki. To było półtora roku temu. Wiedzieliśmy wtedy, że chcemy na podstawie ich zawartości zrobić spektakl.

Marcin Kęszycki: Szukaliśmy w tych teczkach tego, co można by uogólnić, co miałoby wartość uniwersalną. Zaskoczył nas ogrom tych materiałów. Nie przypuszczaliśmy, że niewielka grupka ludzi, czyli nas, wtedy dwudziestoparolatków, idealistów marzących o tym, że świat można zmieniać, wzbudzała tak ogromne zainteresowanie SB.

Chyba się jednak państwo trochę krygujecie. Byliście przecież wywrotowcami, swoimi spektaklami atakowaliście niemal wszystko, co was otaczało...

M.K.: - Wierzyliśmy, że świat można zmieniać poprzez teatr. A to z kolei sprowokowało tajne służby do wytężonej pracy. Okazało się, że byliśmy nieustannie śledzeni, obserwowani, kontrolowano nasze listy. Władza ma ponadczasową intuicję. Wyczuwa zagrożenia tam, gdzie rodzi się bunt i niezależność.

E.W.: - Zawęziliśmy czas akcji przedstawienia do lat 70. Spektakl kończy się w roku '80, co wcale nie znaczy, że w tym czasie SB przestała się nami interesować. Na podstawie naszych teczek moglibyśmy zrobić wieloodcinkowy serial teatralny. Świadomie zrezygnowaliśmy z opowiadania o tym, co o nas pisano w latach 80. Dla czystości przekazu skupiliśmy się tylko na tej wcześniejszej dekadzie, bo wtedy byliśmy tylko artystami. Później związaliśmy się z KOR-em i zaangażowaliśmy się mocno w działalność polityczną.

I przez cały czas byliście na celowniku SB.

E.W.: - Jest taki dokument przygotowany przez pana, który później robił oszałamiającą karierę polityczną, również dzięki temu, że "sprawę" Teatru Ósmego Dnia rozwiązał, a teraz jest świetnie prosperującym producentem filmowym. Otóż ten pan napisał, że skoro naszego teatru nie można infiltrować i słabo się poddaje sterowaniu, on proponuje, żeby członków teatru stopniowo wymieniać na innych, aż do kierownictwa włącznie. Ten tekst jest groteskowy i śmieszny, ale świadczy też o bezradności SB.

Każdy z artystów Ósemek miał swoją teczkę. Ile w związku z tym w przedstawieniu jest wątków osobistych?

E.W.: - Nie myśleliśmy o tym, żeby napisać dramat na podstawie tych teczkowych tekstów. One same w sobie są znakomite. Doszliśmy do wniosku, że najbardziej uczciwą drogą będzie opowiedzenie historii poprzez własne teczki. W tych dokumentach nie ma wielu bardzo osobistych informacji. Wyłania się z nich natomiast sposób działania systemowego. Władza socjalistyczna nie mogła się przyznać do tego, że ma przeciwników politycznych. Nazywała ich chuliganami, łobuzami. Na każdego z nas próbowano znaleźć jakieś haki. Kolegę ukarano za "próbę wyłudzenia ulgowego przejazdu kolejowego". Oczywiście tropiono nas w sprawie spożywania wódeczki. Za karę chcieli nas zamykać w izbie wytrzeźwień.

Czy chcielibyście, żeby "Teczki" były interpretowane w kontekście sprawy arcybiskupa Wielgusa?

E.W.: - Z pewnością nie unikniemy takich interpretacji. Trochę wbrew sobie wpisaliśmy się w ogromny szum teczkowy. Jednak, trzeba pamiętać, że z tym spektaklem nosimy się od półtora roku. To przedstawienie mówi o groteskowo-śmiesznej sytuacji, a także o postawie, która pozwoliła nam przetrwać ten czas.

Jaki jest państwa stosunek , do lustracji?

E.W.: - Do lustracji mam stosunek niechętny, bo używa się jej do gry politycznej. Nie wiem, jak można lustrację przeprowadzić w cywilizowany sposób. W 1979 roku niejaki Lesław Maleszka zapisał w swoich dokumentach następującą informację: "Poznańska opozycja wątpi w swoje możliwości, ponieważ należy do niej Stanisław Barańczak, czterech młodych pisarzy, 10 członków Teatru Ósmego Dnia oraz około 20 studentów, głównie filologii polskiej". Obok można wymienić blisko 50 tajnych współpracowników zajmujących się tą niewielką grupką. Wobec tego silnie wątpię, co to za sprawiedliwi mogą przeprowadzić tę lustrację. Przecież gros społeczeństwa kolaborowało z władzą. Artyści również, bo przecież artyści niemal z natury są dworscy. Nie mówię tego po to, żeby podkreślić nasze walory.

Waszą publiczność w przeważającej większości stanowią młodzi ludzie. Czy "Teczki" mogą być dla nich jakąś wskazówką w kwestii lustracji?

M.K.: - Myślę, że ten spektakl jest przede wszystkim opowieścią o minionym świecie zrekonstruowanym na podstawie zawartości esbeckich teczek.

E.W.: - Próbujemy z widzami rozmawiać o wartościach. Uważam, że w tym spektaklu jest sporo dystansu do lustracji, a także dużo śmiechu wynikającego z umiejętności uwypuklenia tej groteskowej strony relacji SB - Ósemki. Mam nadzieję, że dzięki nam młodzi ludzie otrzymają trochę wolności w interpretacji lustracji. Chcę, żeby zobaczyli inną krzywą, czasami do łez śmieszną gębę tamtego czasu. Oczywiście, to był straszny okres, w którym jeśli się na niego spojrzy z dzisiejszej perspektywy, królowała groteska. Zresztą groteska pozwala żyć, przetrwać i ma oczyszczający charakter.

Na tym spektaklu młodzi się śmieją. I to bardzo. O to państwu chodziło?

E.W.: - Tak. Pokładam nadzieję w śmiechu, bo on pozwala zobaczyć więcej. My mimo wszystko śmialiśmy się w latach 70. bardzo dużo.

Na zdjęciu: scena ze spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji