Czekając na Klatę
Jan Klata siada na scenie obok scenografii do swojego spektaklu. Do ręki bierze - niczym bohater swojej sztuki - tekturę z napisem: "Sprzedam jugosłowiańską maść na łuszczycę". Śmieje się, że choć nigdy nie sprzedawał maści na łuszczycę, to do niedawna czuł się jak jedna z postaci, którą teraz opisuje w "Weź, przestań" - jak bezrobotny żyjący w tym mieście bez celu i sensu.
Do Warszawy, swojego rodzinnego miasta, długo nie miał szczęścia. Przez kilka sezonów po studiach reżyserskich w Krakowie (bo z warszawską szkołą teatralną rozstał się bardzo szybko) nie dostawał teatralnych propozycji. Potem, mimo że kolejne premiery - w Wałbrzychu, Wrocławiu - okrzyknięte były wydarzeniami, wciąż nie było dla niego miejsca w Warszawie. Z kolei po "Klata Fest" - stołecznym przeglądzie jego przedstawień - pisano, że teatr Klaty jest "wylansowany", że "Klata obraża klasykę".
W Teatrze Rozmaitości nie wystawia klasyki, ale swoją własną sztukę. Na naszą rzeczywistość patrzy z perspektywy szarej ulicy, przejścia podziemnego. Sztukę napisał rok temu, ale teraz na próbach, pod wpływem - jak mówi reżyser - energii i pomysłów aktorów, wciąż ją zmienia.
Jak zostanie odebrany przez Warszawę pierwszy jego warszawski spektakl?