Artykuły

Urodzony dżentelmen

- Uważałem, że komedii nie należy grać komediowo, tylko opisywaną rzeczywistość potraktować serio - mówi ANDRZEJ KOPICZYŃSKI w rozmowie z Bogdanem Kuncewiczem.

"Nienaganny garnitur, smukła sylwetka. Klasę i zgoła niedzisiejszą kulturę ma w gestach, spojrzeniu, sposobie mówienia. Jemu zawdzięczamy jednego z telewizyjnych superbohaterów ostatniego półwiecza - inżyniera Karwowskiego z serialu Czterdziestolatek.

- Co do jednego wszyscy są zgodni. Andrzej Kopiczyński (na zdjęciu) to człowiek peten wdzięku, a przy tym niezwykle taktowny, skromny i zawsze tryskający humorem.

Kto Pana ukształtował: życie podobno nie najłatwiejsze, a może zawód, w którym zawsze wszystko się dobrze układało?

- Kto mnie ukształtował? Przede wszystkim rodzina. Matka. Byłem najmłodszy z trójki rodzeństwa i najbardziej pieszczony, co bez wątpienia miało duży wpływ na mój charakter. W domu rodzinnym mówiono o mnie czule wyskrobek. Pyta Pan o moją skromność, uprzejmość i poczucie humoru. No cóż, taki jestem i już.

- Ten typ grania, który reprezentuje Andrzej Kopiczyński bardzo rzadko występuje w naszym obszarze kulturowym. Właściwie jedynym jego odpowiednikiem był David Niven, który na zawsze pozostał angielskim dżentelmenem - pisał o Panu jeden z krytyków. A więc Andrzej Kopiczyński to polski David Niwen, wymierający gatunek polskiego dżentelmena?

- Porównanie z Davidem Nivenem to dla mnie spory komplement, ponieważ bardzo cenię tego, niestety już nieżyjącego, aktora. Sam nigdy nie ośmieliłbym się do niego porównywać. No cóż, od dziecka byłem wychowywany w duchu szacunku wobec kobiet, stąd chyba to moje dżentelmeństwo. Dla mnie kobieta zawsze była kimś niezwykłym, wyjątkowym.

- Czy ma Pan swój osobisty kodeks dżentelmena?

- Nie cierpię chamstwa, wulgaryzmów. Jestem bardzo tolerancyjny dla ludzi, dla ras, dla różnych wyznań. To także nie jest zbyt powszechne w naszym społeczeństwie.

- Podobno w pańskim kodeksie nie ma w ogóle miejsca na nachalność i jakiekolwiek emocje?

- Mimo natury introwertycznej jestem bardzo emocjonalny, choć najczęściej skrywam to w sobie. Ód czasu do czasu jednak wybucham, choć żałuję, że tak rzadko, ponieważ nagromadzone emocje tkwią we mnie i mnie podgryzają. Nachalności nie mam w sobie za grosz. Nie potrafię przepychać się łokciami, nie umiem dążyć do celu po trupach, za wszelką cenę. Zawsze było mi to obce. Nie ukrywam, że trochę mi tej umiejętności brakuje, zwłaszcza dzisiaj, gdy przebojowość jest w cenie.

- W pracy nigdy z nikim Pan się nie kłóci?

- Niezupełnie. Oczywiście, unikam wszelkiego rodzaju zadrażnień. Uważam, że nie ma nic gorszego niż nieuprzejmy, brutalny reżyser. Zdarzyło mi się z kimś takim zetknąć w szkole teatralnej, kiedy to nasz trzeci dyplom graliśmy nie na szkolnej scenie, a w zawodowym teatrze. Reżyser, który był kolegą wszystkich starszych aktorów, upatrzył sobie we mnie worek treningów i wyżywał się, ale do pewnego momentu.

- Chce Pan powiedzieć, że w pewnej chwili mu przyłożył?

- Niewiele brakowało. Wszystko, co robiłem, w jego odczuciu było złe. Ruch ręką, głos - wszystko było na nie. W pewnym momencie nie wytrzymałem. Goniłem go z krzesłem w ręku po ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. Na szczęście takie rzeczy rzadko się zdarzają.

- Anna Seniuk powiedziała, że był Pan jej jedynym mężem, z którym nigdy się nie pokłóciła. Czy świadczy to o pańskiej wielkiej uległości?

- Niekoniecznie o uległości. Nie pokłóciliśmy się, nie było między nami najmniejszych zadrażnień, bardzo się lubiliśmy, doskonale rozumieliśmy w pracy. Nigdy sobie też w niczym nie przeszkadzaliśmy, a wręcz odwrotnie - pomagaliśmy sobie nawzajem.

- W jednym z wywiadów powiedział Pan, że w Czterdziestolatku zagrał kogoś zupełnie innego niż jest w rzeczywistości. Są jednak tacy, którzy twierdzą, że Karwowski to tak naprawdę Andrzej Kopiczyński.

- Nie grałem samego siebie. Na początku pojawiły się pewne kontrowersje, ponieważ reżyser domagał się, abym był bardziej komediowy. A ja uważałem, że komedii nie należy grać komediowo, tylko opisywaną rzeczywistość potraktować serio. Jeżeli człowiek poważnie traktujący świat jest otoczony bzdurami, dziejącymi się dosłownie wszędzie, wtedy dopiero robi się śmiesznie.

- To w końcu ile inżyniera Karwoskiego jest w Andrzeju Kopiczyńskim?

- Niewiele...

- Ktoś kiedyś powiedział o Panu - Andrzej jest uparty jak osioł. Ale jest również jak kobieta. Trzeba umieć go podejść.. - Owszem, można mnie podejść. Jestem uparty, niechętnie przyznaję się do błędów i porażek. No, ale jednak się przyznaję. Przychodzi mi to z prawdziwym trudem, bo, jak już powiedziałem, jestem z natury skryty. Chciałbym być człowiekiem potrafiącym zrobić awanturę, ochrzanić tego, kto na to zasługuje. Niestety, nie potrafię. Jestem, jaki jestem, i nie będę na siłę robił z siebie macho. Zresztą i tak bym nie potrafił.

- Aktorstwo to nie jedyna pańska pasja. Jest Pan także żeglarzem, sam montuje lodzie, uwielbia wędkarstwo. Można powiedzieć wiec, że pańskie hobby związane są głównie z wodą oraz ze stolarstwem?

- Raczej z majsterkowaniem. Zapalonym żeglarzem nie jestem. Pierwszą łódź zbudowałem i pływałem nią dwa tygodnie, potem trzy lata stała nie używana. Wreszie ją sprzedałem. Następną łódź zbudowałem tylko i wyłącznie dla przyjemności majsterkowania. Nigdy nią nie pływałem.

- Majsterkowanie to Pana sposób na odprężenie?

- Bardzo chętnie grzebię sobie przy różnych rzeczach. Pamiętam, jak robiłem łodzie. Po pracy właziłem do ich środka i majsterkowalem, zapominając o całym bożym świecie. Nie miałem wtedy żadnych stresów, żadnych problemów. Ja po prostu bardzo lubię pracę fizyczną. Ona mnie rzeczywiście odpręża. Mimo że jestem czasami strasznie zmęczony, zabieram się do pracy fizycznej, bo to dla mnie najlepszy relaks.

- To chyba musi Pan lubić sport?

- Obecnie jedynym sportem, jaki uprawiam, jest jazda na rowerze. Kiedyś boksowałem (dlatego mam złamany nos), uprawiałem lekkoatletykę, grałem w piłkę nożną. Ogromnie lubiłem również narciarstwo. Bardzo żałuję, że w tej chwili nie mam na to zbyt wiele czasu.

- Podczas naszej rozmowy wyczuwani w Panu lekki niepokój. Mam rację? A jeśli tak, proszę powiedzieć, czym jest on spowodowany?

- Przychodzi wiek, w którym pewne rzeczy zaczynają człowieka niepokoić i każą zastanowić się nad życiem, nad sobą. Pamiętam, ze gdy kończyłem czterdzieści lat, w ogóle tego nie zauważyłem. Mówiłem sobie: cóż to za wiek, jeszcze wszystko przede mną. Gdy kończyłem pięćdziesiąt lat, lekko się zaniepokoiłem. Natomiast sześćdziesiątka mną wstrząsnęła. Sprowokowała do głębszego zastanowienia się nad wszystkim.

- Zastanawia się Pan nad swoim życiem i Jak je ocenia?

- Mam zawód, który lubię, wspaniałą żonę, ciepły dom. Córkę, która dała mi fantastycznego wnuka. Co więcej? Mam udane życie.

CIEKAWOSTKI

Andrzej Kopiczyński niedawno skończył 75 lat, ale nie myśli o emeryturze. Oglądamy go w warszawskim Teatrze Kwadrat oraz w popularnym serialu Lokatorzy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji