Artykuły

"Inka 1946" w Teatrze TV

- Ta historia pchała nam się w ręce. Są relacje dwóch bezpośrednich świadków egzekucji, zdążyliśmy spotkać się z paniami, u których Inka spędziła ostatnią noc przed aresztowaniem, dysponujemy dokumentami zarówno ze śledztwa, jak i przebiegu rozprawy - mówi Piotr Szubarczyk z gdańskiego IPN w rozmowie z Janem Bończą- Szabłowskim z Rzeczpospolitej.

Jan Bończa- Szabłowski: Dzieje Danuty Siedzikówny o pseudonimie Inka to jedna z wielu dotychczas nieznanych opowieści z najnowszych dziejów Polski. Co najbardziej porusza pana w postaci głównej bohaterki?

Paweł Szubarczyk : Zdumiewające, że przez ponad pół wieku nikt właściwie nie interesował się jej historią. A ta 17-letnia dziewczyna wykazała się prawdziwym heroizmem. Była sanitariuszką w V Brygadzie Wileńskiej AK dowodzonej przez majora Zygmunta Szendzielarza, słynnego Łupaszkę. Po aresztowaniu przez UB mimo przesłuchań i tortur nikogo nie wydała, nie zgodziła się na współpracę z aparatem bezpieczeństwa.

Ta współpraca zapewne i tak nie ocaliłaby jej życia...

- Przykład jej starszej koleżanki Reginy świadczy o czym innym. Ona pod wpływem tortur załamała się w śledztwie i zdecydowała na współpracę. Być może nawet pomogła wydać Inkę.

- Czy w materiałach IPN zachowało się dużo materiałów na temat Inki?

- Ta historia pchała nam się w ręce. Powiedziałbym, że to, co mamy, jest imponujące. Są relacje dwóch bezpośrednich świadków egzekucji, zdążyliśmy spotkać się z paniami, u których Inka spędziła ostatnią noc przed aresztowaniem, dysponujemy dokumentami zarówno ze śledztwa, jak i przebiegu rozprawy.

Czy zachowały się opowieści najbliższej rodziny?

- Przed dwoma laty rozmawialiśmy z jej siostrą Wiesławą, mocno schorowaną i starą kobietą, która podzieliła się wspomnieniami i udostępniła nam wszystkie dokumenty rodzinne.

Co wiemy o rodzinie Inki?

- Można by o tym napisać kolejną książkę. Siedzikowie to typowy ród szlachecki z Podlasia przykładający wagę do tradycji patriotycznych i edukacji dzieci. Ojciec Danusi odbył studia w Petersburgu, tam włączył się w działalność niepodległościową. Wstąpił do organizacji polskich studentów, za co został aresztowany i skazany na Sybir w 1913 roku, kiedy miał 19 lat. Wrócił po 13 latach. W 1940 roku został deportowany w głąb ZSRR pod Krasnojarsk. Rok później na mocy umowy Sikorskiego ze Stalinem trafił do armii Andersa. Mimo że miał zaledwie 50 lat, był już wrakiem człowieka i wkrótce zmarł. Jego pomnik w Teheranie zachował się do dziś. Matka z Tymińskich była spokrewniona z Elizą Orzeszkową.

Inka bardzo wcześnie straciła rodziców.

- Tak, ojciec, jak mówiłem, zmarł w czasie ewakuacji armii Andersa, matkę zaś zamordowało w Białymstoku w 1943 roku gestapo. Inka po raz ostatni widziała ją w szpitalnym więzieniu - strasznie zmasakrowaną. Wraz z siostrami - młodsza zmarła dawno temu, starsza w ubiegłym roku - była wychowywana przez babcię. Wzruszający był gryps z więzienia, który wysłała tuż przed egzekucją do zaprzyjaźnionych pań Mikołajewskich z Gdańska. Kończył się słowami: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba".

Proces Inki, całkowicie sfingowany, to był właściwie mord sądowy. Zaskakujące było jednak zachowanie plutonu egzekucyjnego...

- Mamy na ten temat relację księdza Mariana Pruszaka, spowiednika Inki i świadka jej egzekucji. Nikt z dziesięciu członków plutonu najwyraźniej nie chciał mieć na sumieniu śmierci tej bezbronnej istoty. Celowali więc obok. Po nieudanej egzekucji zdenerwowany oficer UB strzelił jej w głowę. Ona wykrzyknęła jeszcze: "Niech żyje major Łupaszka". Stara urzędniczka UB zapisała w aktach: "Nie chciała skacina zdechnąć, trzeba było ją dobić".

Czy udało się Instytutowi dotrzeć do któregoś z oprawców?

- Wielu z nich zmieniło nazwiska i ślad po nich zaginął. Naczelnik wydziału UB w Gdańsku Józef Bik zmienił nazwisko na Bukar, potem Gawarski, a w roku 1968 wyjechał do Izraela i tam przedstawił się jako ofiara polskiego antysemityzmu. Trzy lata temu napisał do IPN prośbę o potwierdzenie, że pracował w UB, bo dzięki temu miał dostać wyższą emeryturę.

***

"Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć" - ten napis wyryty na ścianie katowni gestapo w Warszawie mógłby służyć za motto spektaklu Wojciecha Tomczyka "Inka 1946", który pokaże dziś Teatr Telewizji. Ta prawdziwa i niezwykła zarazem historia, udokumentowana w archiwach IPN, jest kolejnym ważnym spektaklem Sceny Faktu. Natalia Koryncka-Gruz zrealizowała opowieść o 17-letniej sanitariuszce AK bez patosu. Młodziutka Karolina Kominek-Skuratowicz bardzo naturalnie odegrała postać głównej bohaterki maltretowanej i zamordowanej przez UB. Jej Inka, to delikatna, krucha i bezbronna dziewczyna, która w najtrudniejszych sytuacjach potrafiła zachować przyzwoitość, bo taką zasadę wyniosła z domu rodzinnego. Nie ma w tej roli żadnego fałszywego tonu. W pamięci pozostają też postać ubeka (Michał Kowalski) oraz dziennikarki (Kinga Preis), która zbierała materiały, by sfilmować opowieść o dziewczynie. "Inka 1946" to spektakl, którego nie można przeoczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji