Artykuły

Wypadł mi drug

"Rent" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

Jechałem na Śląsk zwabiony świetną famą wokół polskiej prapremiery "Rent". Wracałem zgnębiony. Nawet nie miałkością dziełka już okrzykniętego "Cyganerią naszych czasów"; oryginał Pucciniego też nie grzeszył głębokością. Ale jak był zrobiony! Do Jonathana Larsona można mieć przeto pretensje o robotę teatralną. Nawet nie o to, że jego nowojorska bohema ubogich artystów, oryginałów i seksualnych odmieńców zagrożonych przez AIDS zda się poskładana z samych stereotypów. Problem w tym, że utwór nieciekawie o nich mówi. Że muzyka - przynajmniej w chorzowskim wykonaniu - wychodzi na jednostajną rąbankę, bez finezji i melodycznej pomysłowości. Że słowa piosenek i dialogów pełne są w tłumaczeniu niezręcznych brudów, klabzdronów, takich jak pożyczony tu do tytułu. Trzeba by doświadczonych aktorów-wokalistów, by przykryć niedostatki; w chorzowskim spektaklu najczęściej się to, niestety, nie udaje.

Choć są wyjątki: olśniewający, w najlepszym musicalowym stylu numer wokalno-aktorsko-choreograficzny Anny Sroki; rola Izabeli Malik, jej partnerki z lesbijskiej pary; bezsłowna etiuda umierającego transwestyty Jakuba Lewandowskiego; bas Dominika Koralewskiego. Ich sceny jak rodzynki odbijają od mdłego ciasta, które nie za bardzo umiał doprawić Ingmar Villqist, spec od kameralnego psychologizowania, a nie wielkich widowisk. Dawniejszym, pamiętnym przedsięwzięciom Teatru Rozrywki - choćby niedocenionemu "Dyzmie" Młynarskiego i Korcza - przereklamowany "Rent" może buty czyścić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji