Artykuły

Teatr TV. "I. znaczy Inna" wg Marii Zmarz-Koczanowicz

Nawet szczęśliwe, udane życie może być powodem wielkiej frustracji - to jeden z wniosków płynących ze sztuki "I. znaczy Inna", którą dla Teatru TV realizuje Maria Zmarz-Koczanowicz [na zdjęciu].

Bohaterów sztuki Andreasa Sautera i Bernharda Studlara "I. znaczy Inna" poznajemy, gdy zostaje zburzone ich uporządkowane życie. Czworo przyjaciół - Nina, studentka medycyny (Roma Gąsiorowska), Bongo, właściciel pubu (Maciej Stuhr), Robert, architekt wnętrz (Marek Kalita) i Inna, jego żona (Maja Ostaszewska) - wspólnie spędza czas, podróżuje. Pewnego dnia Inna znika. - Nie wiadomo dlaczego - zastanawia się Maria Zmarz-Koczanowicz, reżyserka spektaklu. - Jedyne przypuszczenie, z pozoru paradoksalne, jest takie, że była zbyt szczęśliwa. I nagle poczuła lęk, że wszystko zacznie się w końcu psuć - dlatego chciała odejść w najlepszym momencie. Kiedyś przeczytałam wstrząsające historie o ludziach, którzy nagle odchodzą, znikają ze swoich domów. Jest ich naprawdę wielu. Największe wrażenie zrobiła na mnie historia kobiety wypoczywającej z mężem i dziećmi na wakacjach. Leżeli w strojach kąpielowych na plaży, a ona w pewnej chwili wstała i poszła. Mąż odnalazł ją po dwóch latach w innym państwie, z innymi ludźmi. Nie potrafiła mu wytłumaczyć, dlaczego to zrobiła. Nie ulega wątpliwości, że większość takich wypadków jest wynikiem psychicznych zaburzeń. Ale jest coś jeszcze. Tęsknota wielu ludzi, by odejść, gdy jest się w najlepszym momencie, bo lepiej być nie może, a w perspektywie jest tylko odejmowanie. Przyjmując jako podstawę takie myślenie, zbudowaliśmy spektakl.

Autorzy sztuki nie wyjaśniają jednoznacznie, co stało się z Inną.

- To zagadka psychologiczna - uważa reżyserka. - Tekst pozwala na różne interpretacje - można go zrealizować tak, jakby Inna popełniła samobójstwo w efekcie jednego gwałtownego napadu melancholii czy depresji, ale daje też możliwość pokazania, że ona być może żyje. I fakt, że zniknęła tak nagle, wcale nie musi znaczyć, że porzuca swoich przyjaciół, najbliższych ludzi, tylko że dokonuje jakiegoś, być może nawet irracjonalnego, wyboru w swoim życiu. Kiedy odbywaliśmy próby, sugerowałam aktorom samobójczą wersję zakończenia, ale nie zgodzili się na nią, chcieli grać, mając przekonanie, że Inna żyje.

Zdaniem reżyserki szczególnie ciekawie zostały w sztuce pokazane wzajemne relacje między bohaterami.

- O nic w życiu szczególnie nie walczą, niczego specjalnie nie chcą oprócz tego, żeby miło ze sobą spędzać czas - wylicza reżyserka. - Są dobrze sytuowani, nikt nikomu nie robi świństw, nikt nikogo z nikim nie zdradza. Zniknięcie Innej jest pierwszym nieszczęściem, które ich dotyka. Są wobec niego nieco zdystansowani na sposób zachodni, ale z drugiej strony są razem, wspierają się.

Część zdjęć została nakręcona w studiu, pozostałe, w tym m.in. scena pogrzebu - w plenerze. Scenografię zaprojektowała Barbara Kędzierska, autorem zdjęć jest Krzysztof Pakulski.

- W spektaklu jest bardzo ciekawa, mozaikowa narracja, w której nie chodzi o linearny rozwój akcji - wyjaśnia Maria Zmarz-Koczanowicz.

- Wydarzenia nie przebiegają chronologicznie, oglądamy bohaterów na przemian w scenach z przeszłości i teraźniejszości, mieszają się sceny czasu spędzanego przez nich razem z Inną z rozpamiętywaniem go w pubie przez jej przyjaciół. We wszystkich sekwencjach wspomnieniowych ściany pomieszczeń są białe, w teraźniejszych te same wnętrza mają czarny kolor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji