Artykuły

Warszawa. Andrzej Poniedzielski w Ateneum

Znany w całej Polsce łódzki poeta i satyryk Andrzej Poniedzielski [na zdjęciu] zostanie kierownikiem literackim sceny w prestiżowym stołecznym Teatrze Ateneum.

W teatrze, którym kieruje Gustaw Holoubek, Poniedzielski przygotował właśnie spektakl "Album rodzinny" złożony ze skeczy i piosenek Jana Kaczmarka. Przedstawienie gra Scena Na Dole, miejsce prezentacji recitali i kabaretów. Holoubek zaproponował Poniedzielskiemu funkcję kierownika literackiego tej sceny, czyli innymi słowy konstruowanie repertuaru. - Po raz drugi w życiu będę na etacie. Pierwszy miał miejsce tuż po studiach w Zakładach Wifama, gdzie byłem automatykiem - mówi Poniedzielski. - Przyjąłem ofertę dyrektora Holoubka z mieszaniną radości i zaszczytu, ale i świadom odpowiedzialności. W tym miejscu powstawały przed laty wspaniałe spektakle Wojciecha Młynarskiego z tekstami Hemara i Brela.

Łódzki poeta obejmie stanowisko oficjalnie 1 marca. - Z racji wykonywanego zawodu poruszam się po kraju i obserwuję programy z pogranicza teatru i estrady. To forma lżejsza, gdzie spektakle mają swoją konstrukcję. Nie są przypadkowa składanką - wyjaśnia Poniedzielski. - Wbrew pozorom wielu artystów w kraju jeszcze się tym zajmuje. Chociaż ostatnio słowo staje się narzędziem czystego komunikatu, nie ma próby wprowadzenia odbiorcy w inne rejony wyobraźni, otwierania nowych horyzontów.

Pachnę innym światem

Na wieczór muzyczny "Album rodzinny" złożyły się skecze i piosenki autora znanego z Kabaretu Elita. Spektakl opowiada o Polakach - naszych zaletach, wadach i grzeszkach. Nie brakuje odniesień do faktów historycznych i cytatów z rządów Gomułki czy Gierka. W spektaklu usłyszymy "Czego się boisz, głupia", "Balladę o mleczarzu", "Kurną chatę", "Basię", "Na roli", "Balladę o zimowych romansach". Na scenie zobaczymy m.in. Annę Dereszowską, Jana Matyjaszkiewicza i Grzegorza Damięckiego.

Spektakl można oglądać w Ateneum od 9 do 11 lutego, a potem od 24 lutego.

Rozmowa z Andrzejem Poniedzielskim

Krzysztof Kowalewicz: Niektórzy mogą tylko pomarzyć, żeby zagrać lub coś wyreżyserować w Teatrze Ateneum. Pan przygotowuje tutaj już drugą sztukę. Jak to się Panu udało?

Andrzej Poniedzielski (łodzianom znany z Piwnicy Artystycznej Przechowalnia, jako reżyser zadebiutował w 2002 r. przygotowując "12 godzin z życia kobiety" dla Teatru Powszechnego. Trzy lata temu w Teatrze Polskim w Szczecinie zrobił z Adamem Opatowiczem "Piosennik"): Nie wiem, czy to się nazywa udało. Dyskretne propozycje, żeby coś zrobić, miałem od ponad dwóch lat od obu dyrektorów.

W Ateneum nie jest duszno od nazwisk i gwiazd?

- To nie są gwiazdy w amerykańskim rozumieniu. Zastanawiam się, czy słowo gwiazda w ogóle pasuje do Mariana Opanii czy Jana Kociniaka. To aktorzy z wieloletnią filozofią trwania i wytrwania w tym zawodzie. Oni nie muszą się ścigać. Nie mierzą swojej pozycji w kategoriach sukcesu.

Zdarzało się Panu samemu reżyserować, ale częściej zaprasza Pan kogoś do współpracy - ostatnio Adama Opatowicza. Dlaczego?

- Mam szacunek dla instytucji teatru, może nawet nie tyle instytucji, co miejsca kultury - rozumianej jako miejsce kultu dla słowa i wyobraźni. Nie chcę naruszyć obowiązujących tutaj praw. Wiem, że przestrzeń teatralną wyczarowuje się innymi metodami niż te, które mnie są dostępne, a na eksperymenty w moim wieku i z pewnym śladem wychowania już nie będę się porywał. Dlatego pracuję w duecie, gdzie jestem bardziej scenarzystą i trochę reżyserem, a Adam bardziej reżyserem i troszeczkę scenarzystą. Praca z kimś nad spektaklem daje dobre efekty, bo wyobraźnia twórcy pozostawionego samemu sobie grozi wpadnięciem w pętlę własnych skojarzeń. A przecież nie chodzi o to, żeby rzecz była rozumiana w wąskim kręgu, tylko przez maksymalnie dużą ilość ludzi, sprawiając im radość i wywołując wzruszenie.

Wpływa Pan na obsadę spektakli?

- Oczywiście.

Wybiera Pan osoby najbardziej muzykalne?

- Nie tylko. "Album rodzinny" to wielozadaniowy spektakl, który wymaga ruchu, ogromnej muzykalności i pewnego aktorstwa. Powiedziałbym - niespecjalnie koturnowego. Przystępując do pracy nie wszyscy muszą mieć świadomość, że może powstać wiekopomne dzieło, ale musimy się dobrze ze sobą czuć. Wybieram aktorów poprzez przyglądanie się im w innych spektaklach, nie stosuję castingowania. Dokonuję wyborów intuicyjnie. Na razie mi się to udaje. Korzystam również z wiedzy przyjaciół i osób, którym ufam.

W "Albumie rodzinnym" sam Pan również się obsadził.

- Uznałem, że potrzebny był ktoś ewidentnie z zewnątrz, kto pachnie innym światem. Kiedy trzeba, rozmydlam fabułę, kiedy indziej skupiam uwagę widza. Jestem kimś w rodzaju komentatora, może Stańczyka. Mimo niewątpliwych braków aktorskich zdecydowałem się występować, bo nikogo nie gram, tylko z trudem jestem sobą.

Polskie teatry wystawiły kilka sztuk Kaczmarka, ale od tego czasu minęło wiele lat. To dzisiaj autor zapomniany.

- Niesłusznie. Pokolenie młodsze niż moje nie ma, niestety, takiego Janka Kaczmarka. To była wyjątkowa postać w naszym ostatnim 50-leciu, która notowała rzeczywistość, ale na swój sposób. Nazywam Janka neoromantykiem. On nie mówi jak prosty kabaret: "Oj, głupiś człowieku" tylko: "Głupiś człowieku, ja też nie mądrzejszy, ale co to dalej z nami będzie?". Jest w tym zainteresowanie dalszym losem, a nie tylko wytknięcie głupoty. Utwory Janka stały się ponadczasowe, bo nie były pisane jedynie z satyrycznego punktu widzenia, ale z pozycji próby sięgnięcia gdzieś głębiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji