Artykuły

Dürrenmatt po bożemu

Sam nazywał siebie najbardziej ponurym z komediopisarzy. Oglądając jego sztuki można śmiać się cierpnąc jednocześnie ze strachu. Ale nie dla rozmiłowania w samym okrucieństwie {#au#20}Dürrenmatt{/#}, bo o nim mowa, każe widzom "czekać" aż na sce­nie mieszkańcy wynędzniałego Güllen zamordują sklepikarza II­la za miliard. Obiecał go ktoś, kogo u kresu życia stać, by za ta­ką cenę "kupić sobie sprawiedliwość".

Historii Klary Zachanassian opowiadać nie ma potrzeby. Po­mysł z wykupywaniem rodzinnego miasteczka i uśmierceniem kochanka sprzed 45 lat jest dla Dürrenmatta tylko pretekstem dla wyłożenia kilku myśli o kondycji Europy z pierwszych powojen­nych dziesięcioleci. Europa bogaciła się, kapitał stawał się jedy­nym bożyszczem. Usuwał w cień wartości, które uznawano za podstawy demokracji i państwa: prawo, policję, nawet Kościół.

Można rzec, że dzisiaj w Polsce przeżywamy dość podobną sy­tuację. Wielkie kariery finansowe przypominają groteskową karie­rę Klary Z., zaś tęsknota za dobrobytem, przejawiająca się choć­by w pragnieniu posiadania pary nowych butów, u wielu Pola­ków nie różni się od tęsknot mieszkańców szwajcarskiego Güllen. Dlatego można uznać swoistą aktualizację sztuki dokonaną przez reżysera. Dürrenmatt zresztą powtarzał, że do autora należy jedynie przedstawianie zdarzeń dramatycznych, zaś widz "odczytuje sztukę tak, jak każe mu ją odczytać określona sytuacja, jego włas­ne doświadczenie, własne obsesje. Teatr to zderzenie ze sobą dwóch rzeczywistości: tej, w której żyje widz i tej, która jest pokazana na scenie".

Sztuka Dürrenmatta jest czymś więcej niż satyrą na mieszkańców Güllen. Jest współczesną - groteskową i karykaturalną - wersją klasycznej tragedii, w której śmierć zapowiedziana na początku musi się dokonać.

W przedstawieniu w Teatrze Współczesnym nie widać wyraźnej koncepcji inscenizacyjnej. Jest trochę realizmu i owego uwspółcześniania czy - inaczej - przenoszenia akcji w realia nam znane.

Główna bohaterka w ujęciu Mai Komorowskiej jest rodem z tragedii. Ale ona jedna. Jej Klara ma kredową, nieruchomą twarz, uczucia - czy je jeszcze w ogóle posiada? - wyraża jedynie oczami. Ucieleśnia karzący za dawne winy los. Zresztą cały jej dwór - np. z parą uciesznych ślepców-kastratów - ma coś z klimatu {#au#247}Becketta{/#}, choć Dürrenmatt stworzył własną wersję egzysten­cjalnej "tragicznej kome­dii".

Dürrenmatta trudno dziś zagrać tak, by zado­wolić wszystkich. Jako sztuka wystawiona po bo­żemu, a tak się ją przede wszystkim gra we Współ­czesnym, ta najnowsza "Wizyta" - czternasta na naszych scenach od łódz­kiej premiery Dejmka w 1958 r. licząc - rodzi m.in. pytanie, po co to jeszcze grać? Sam autor pod koniec życia (zmarł w grudniu 1990 r.) teatrem prawie się nie zajmował, twierdząc, że jako ko­mediopisarz wyszedł z mody. Ale nie tylko teatr, także widzowie zmieniają się. Wczoraj byli inni. Rzecz również w tym, że przy­było takich, którzy nie wiedzą, jaką to propozycję nie do odrzu­cenia złożyła Güllen Klara Zachanassian.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji