Artykuły

Łap każdy dzień

Z Ewą Wycichowską, Ewą Łowżył, Zbigniewem Górnym, Marcinem Górnym, i Bogdanem Cieślakiem o "Carpe diem" rozmawia Stefan Drajewski:

Kilka lat temu Zbigniew Górny odgrażał się, że odkłamie swój wizerunek "Zbyszka biesiadnego". I słowa dotrzymał. Parę miesięcy temu zaproponował Ewie Wycichowskiej, aby przygotowali wspólnie w Polskim Teatrze Tańca przedstawienie. Dzisiaj w Teatrze Wielkim kurtyna pójdzie w górę po raz pierwszy. Miała być "Suita dnia", a jest "Carpe diem".
Zbigniew Górny: - Ten pomysł ma kilkanaście lat. Wymyśliłem go w każdym szczególe. Nazwałem ten utwór "Suitą dnia".
Ewa Wycichowska: - Wysłuchałam Zbyszka i zapaliłam się do jego pomysłu. Natychmiast przegadałam go z Bogdanem Cieślakiem, który roztropnie zapytał, co to znaczy suita dnia? Wymienialiśmy luźne uwagi na ten temat i w pewnym momencie Bogdan stwierdził, że to może być tylko "Carpe diem" - horacjańskie "używaj życia jak najmniej ufając przyszłości".
Jak Państwo na własny użytek rozumiecie horacjańskie zawołanie carpe diem?
Z. G.: - Dla mnie to oznacza wykorzystanie swoich pięciu minut. Ja wykorzystuję każdą sytuację, w której mogę zaistnieć.
E. W.: Kiedy wszyscy dookoła mówią o przeszłości, o teczkach, ewentualnie o złych prognozach na przyszłość, dla mnie znacznie ważniejsze jest tu i teraz. Mój piesek Hercuś, nie rozumie słowa wczoraj ani jutro. Tych rozróżnień nie rozumieją również dzieci i poeci. Oni wszyscy doceniają właśnie chwilę.
Marcin Górny: - Trzeba tylko najpierw tę chwilę dostrzec, a potem wykorzystać do maksimum.
Ewa Łowżyl: - W życiu trzeba się czuć jak liść lub worek plastikowy w filmie "American Beauty", który jest targany przez wiatr. Carpe diem to jest podejście bezwładności, szczęśliwej bezwładności.
Bogdan Cieślak: - Żyjemy w szalonym tempie. Ciągle ktoś lub coś nas nakręca i podkręca. Żyjemy w ustawicznym niepokoju. My w tym szybkim tempie życia zupełnie zatracamy koncentrację. Natomiast żeby poczuć i spełnić carpe diem, trzeba spowolnić nasze życie, bo tylko wtedy jest się gotowym na używanie chwili. Carpe diem jest połączeniem refleksu i refleksji.
Państwa przedstawienie ciągle się zmienia.
E. W.: - Nie może być inaczej, skoro nosi taki tytuł. Staram się, aby podczas próby każdy z nas - scenograf, kostiumolog, muzycy i tancerze chwytali te chwile, które są dla nich w danym momencie ważne i zatrzymywali je w sobie. Z tych zatrzymań próbujemy potem tworzyć pewną całość, która się też zmienia. Dla mnie zmiana w choreografii jest najważniejsza. Premiera wcale nie kończy pracy, wręcz Odwrotnie.
Z. G.: - Wiemy już coś na ten temat. Najbardziej to odczuł Marcin. Skomponował dwa' znakomite utwory, które w tym przedstawieniu jednak nie zaistnieją, bo nie zagrały z wizją Ewy. Ewa ciągle coś zmienia, poszukuje nowych rozwiązań. Wszystko płynie.
A co z Państwa kompozytorskim ego?
M. G.: - Jestem wyrozumiałem i pokornym kompozytorem. Wiedziałem od początku, że teatr tańca to kompromis. Robimy dzieło wspólne. Muzycy, tancerze... Do tego dochodzi oświetlenie, scenografia. Każdy musi z czegoś zrezygnować.
E. Ł.: - Lubię pracować z Ewą Wycichowska, bo podobnie jak ja nie znosi ona stereotypów, próbuje z nimi walczyć, rozbijać je. Daje też wolną rękę innym, nie ogranicza, nie narzuca. Dopiero w trakcie pracy weryfikuje pomysły swoje i współpracowników. Czasami sama wychodzi z pomysłami, ale nie robi problemu, kiedy przychodzę i mówię, że chciałabym coś zmienić.
B. C.: - Z racji mojej konstrukcji psychicznej jestem bardziej poukładany niż inni. Ewa Wycichowska potrafi jednak uruchomić w kimś takim jak ja, nuty intuicyjne, na co dzień raczej mi obce. Równocześnie potrafi być bardzo otwarta na eksperymenty z przestrzenią, co dla mnie jest w teatrze bardzo ważne.
Czy w tej współpracy nie ma ciemnych stron?
E. Ł.: - Oczywiście że są, ale kto by o nich pamiętał. Żyjemy przecież chwilą. Wspólnie myślimy, ale pracujemy osobno. Spotykamy się na próbach i weryfikujemy nawzajem swoje pomysły.
Z. G.: - Przyszedłem z gotowym wręcz utworem muzycznym, a na afiszu zaistnieje dwóch kompozytorów.
M. G.: - W tym projekcie ojciec odstąpił mi sporo miejsca. Skomponowałem parę utworów sam, parę jest naszym dziełem wspólnym, a reszta jest ojca. Nasza stylistyka jest dość odmienna, ale odgadną ją tylko wnikliwi słuchacze. Współpracowaliśmy razem i nasze stylistyki nałożyły się.
B. C: - Każdy kto chce pracować z Ewą Wycichowska musi się liczyć z chwytaniem chwili. Nie jest to pierwsza moja praca z Ewą, więc wiem, że na premierze się nie skończy.
Z. G.: - Przypuszczam, że dopiero teraz się zacznie.
E. W.: - Cały czas mówimy o sobie, czym dla nas jest carpe diem, ale w tym spektaklu są
jeszcze dwie strony, które ostatecznie zadecydują o jego ostatecznym kształcie: tancerze i publiczność, a właściwie moment kiedy staną naprzeciwko siebie. Zależy mi, aby doszło
między nimi do dialogu. Każdego wieczoru, kiedy będziemy grać to przedstawienie, carpe diem będzie - podejrzewam - oznaczać zupełnie coś innego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji