Artykuły

Największa wartość to człowiek

- Już w dzieciństwie czułam, że jestem aktorką. To znaczy, niezależnie od tego, czy gram, czy nie, mam naturę aktorki - mówi JOANNA SZCZEPKOWSKA, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Gdyby Joanna Szczepkowska nie dostała sie do dostała się do szkoły teatralnej zdawałaby na psychologię. Chciała zajmować się trudną młodzieżą. Tak, jak jej mama.

JAK ZOSTAĆ GWIAZDĄ

O murkach na Saskiej Kępie Joanna Szczepkowska wie bardzo dużo. Spacery z psem są pouczające. Przesiadują na nich ludzie, którzy nie poradzili sobie w życiu i nie wiedzą, co dalej z tym życiem zrobić. Między domem a parkiem aktorka spotyka niektórych po raz pierwszy. O innych może sporo powiedzieć. Na przykład o mężczyźnie przy aptece. Zwykle tam tkwi. Ma twarz zniszczoną życiem kloszarda i podpiera się kulami z kijów, które wiosną wypuszczają zielone gałązki. Długo obserwowała go z daleka. Kiedyś poprosił o pieniądze tak piękną polszczyzną, że musiała spytać, kim był, zanim doszedł do takiego stanu. "Profesorem matematyki" - usłyszała. Każdy spacer Joanny Szczepkowskiej jest dłuższy o taką rozmowę. - Trudno jest pomagać ludziom z marginesu, ograniczam się więc do rozmów, w których oni sami, rozmawiając ze mną, odpowiedzą sobie, dlaczego tak się stało, jaką jeszcze mają nadzieję, co mogą zrobić. To działa trochę tak, jak wizyta u psychoterapeuty. Gdyby nie dostała się do szkoły teatralnej, studiowałaby psychologię. To była alternatywa: zajmować się tak zwaną trudną młodzieżą. Dorastała jako jedynaczka, w jej rodzinie nigdy nie było takiego problemu. Ale w ich dwupokojowym mieszkaniu często jadały obiady, odrabiały lekcje albo po prostu przebywały potrzebujące pomocy dzieci.

- Mama, która nie pracowała zawodowo, działała w komitecie rodzicielskim i wyszukiwała w szkole takie dzieci. Nie zawsze podobało mi się wtedy, że muszę dzielić z nimi swoją przestrzeń i uwagę mamy. Ale to pewnie dlatego później chciałam się im poświęcić - wspomina Joanna Szczepkowska. Pamięta chłopca ze swojej klasy, który miał w sobie jakiś rodzaj buntu, nerwicy. Był nie do wytrzymania, ciągle groziło mu wyrzucenie ze szkoły. Nosił przy sobie nóż albo scyzoryk i nie wiadomo było, co zamierza z nim zrobić. Jej matka zaprzyjaźniła się z tym chłopcem, zaczęła z nim rozmawiać.

- Dzisiaj myślę, że wcześniej nikt z nim nigdy nie rozmawiał. On potem bardzo pokochał moją mamę. Na lekcji prac ręcznych, kiedy wszystkie dziewczynki wyszywały, a chłopcy uczyli się obróbki stali, zrobił dla niej nóż i podpisał go. Jedyne, co umiał. Taki dar od serca. Moja mama do dzisiaj jest dla niego kimś, kto w pewnym sensie uratował mu życie. Gdyby nie to spotkanie, być może wylądowałby w więzieniu... Niedawno do zakładu karnego we Włocławku zaprosiła Joannę Szczepkowska grupa więźniów zajmujących się literaturą. Wcześniej aktorka, pisarka i publicystka odwiedziła w Warszawie kobiety odsiadujące najsurowsze wyroki. Nigdy nie pisała o tych spotkaniach. Chce je zachować dla siebie.

- Dzięki mojej mamie wiem, że największą wartością jest umiejętność dostrzeżenia kogoś, kto jest bardzo blisko ciebie i komu można pomóc. Zresztą cały mój tomik wierszy zatytułowany "Ludzie ulicy i inne owoce miłości" jest właśnie na ten temat.

Jako dziecko zawsze pisała wiersz albo kawałek prozy na imieniny dziadka, pisarza Jana Parandowskiego. Sam o to prosił. Powtarzał, że to dla niego najważniejszy prezent. Z uporem twierdził, że wnuczka będzie pisać, i namawiał ją na studia filologiczne. Joanna kłóciła się z nim: "Ja będę aktorką, tak jak tata". "Będziesz pisać, zobaczysz, bo ja po prostu to w tobie widzę" - odpowiadał. - Często się zastanawiam, czy gdyby mój dziadek nie był pisarzem, ja zaczęłabym pisać. Myślę, że tak. Na to nie ma siły. Mam typ wyobraźni, który przekłada właściwie każde zdarzenie na fabułę. Poza tym dziadka interesował antyk. Mnie ciągnie w takie mroczne tereny, wewnętrzne, jednostkowe. Natomiast jeśli chodzi o aktorstwo, to sądzę, że gdybym nie urodziła się w takiej rodzinie, gdzie od dzieciństwa widziałam teatr, słuchałam rozmów o nim, nie ośmieliłabym się zdawać do szkoły teatralnej. Byłam bardzo nieśmiałym, wiecznie zaczytanym dzieckiem. Nie było mowy o popisywaniu się na rodzinnych uroczystościach. Dopiero na szkolnych przedstawieniach, czyli w warunkach trochę zbliżonych do teatru, trema mnie opuszczała. I tak jest do dziś: jestem inną osobą poza sceną, inną, kiedy gram. Na dobre teatr zaczarował Joannę Szczepkowska, gdy po raz pierwszy w życiu zasiadła na widowni i zobaczyła "Jasełka" w Teatrze Narodowym. - W latach 60., za Kazimierza Dejmka, był taki zwyczaj, że co roku na święta Bożego Narodzenia przygotowywano jasełka dla dzieci pracowników. Występowali w nich wybitni aktorzy i traktowano je jak jedno z najważniejszych przedstawień. Dekoracje też nie były symboliczne, ale robione przez pracowników Teatru Narodowego z całą powagą, chociaż miały posłużyć tylko na raz. Poza tym wykorzystywano wszystkie możliwości teatralne, światło, efekty itd. To nie mogło nie zrobić wrażenia. I rzeczywiście, bardzo długo nie mogłam po tym ochłonąć.

Oczarowanie sceną okazało się tak silne i długotrwałe, że spełniły się największe obawy ojca. - Bardzo nie chciał, żebym poszła w jego ślady. Właściwie to był jego główny strach: żebym nie zaraziła się tym zawodem. Wiedział, że jest on bardzo ciężki, zwłaszcza dla kobiety. To nie jest zajęcie, które zaczyna się o ósmej rano i kończy o czwartej po południu. Tutaj rytm jest nieprzewidywalny. A ja się wychowałam w rodzinie, gdzie od pokoleń był niezachwiany rozkład dnia. Obiad zawsze był o trzeciej, żeby nie wiem co. Kolacja u dziadka o ósmej, u nas o szóstej, ponieważ ojciec wychodził grać. Dlatego nie tylko ojciec, ale cała rodzina najchętniej widzieliby mnie jak najdalej od aktorskiego świata. Ja jednak zawsze wiedziałam, że wbrew ich marzeniom, będę próbowała zdawać do szkoły teatralnej. Już w dzieciństwie czułam, że jestem aktorką. To znaczy, niezależnie od tego, czy gram, czy nie, mam naturę aktorki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji