Artykuły

Budzi mnie muzyka

- Aktor kocha przede wszystkim swoją pracę. Są różne etapy miłości: zauroczenie, przesyt, niepewność, powrót fascynacji. Takie przemiany motywują do poszukiwań na scenie - mówi MARCIN SZAFORZ, aktor Teatru Śląskiego w Katowicach.

Rozmowa z MARCINEM SZAFORZEM, aktorem Teatru Śląskiego w Katowicach:

Kobieta to...

- Wielka niewiadoma. Fascynacja. Ekscytacja. Obiekt nieujarzmiony i ciągle zaskakujący. Balsam na rany, ale i sól w oku.

Wstaje pan rano, zerka w lustro i myśli sobie...

- Nie zdążę niczego pomyśleć. Ja w ogóle nie zdążę nawet zerknąć w to lustro. Nie lubię się golić i jeżeli tylko rola mi na to pozwala, noszę zarost. Z czystego lenistwa. Nie muszę więc zerkać do lustra. Poza tym wolę ten czas wykorzystać rano na dospanie.

Co budzi pana do życia?

- Muzyka. Przeróżna. Nie mam jednego ulubionego stylu: rock, etno, muzyka filmowa. Szukam utworów "nieoblatanych" w radiu i telewizji. Wielką radość sprawia mi, gdy wyszukam coś ciekawego, co zachwyci zarówno mnie, jak i przyjaciół.

Pamięta pan ten impuls, dzięki któremu wybrał pan aktorstwo?

- Nie. Mój ojciec jest aktorem, ale nie sądzę, żeby miało to wpływ na moją decyzję. Bardziej od teatru interesował mnie sport. Uprawiałem siatkówkę, potem, z powodzeniem, piłkę ręczną. Teatrem "zaraziłem się" w liceum i wielki wpływ na to mieli moi nauczyciele.

Skąd pan pochodzi?

- Urodziłem się w Tarnowie, ale mieszkałem już w Warszawie, Poznaniu, Zielonej Górze, Koszalinie, Krakowie i wreszcie teraz mieszkam w Katowicach.

Okres krakowski to czas studiów w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Czy dostał się pan za pierwszym razem?

- Za drugim i kompletnie nie zastanawiałem się, co by było, gdyby się znów nie udało. Może właśnie dlatego poszło tak bezstresowo. Niczego nie zakładałem. Starałem się zrobić wszystko jak najlepiej, nie myśląc o rezultacie.

Studia ukończył pan w 2000 roku. Co uważa pan za swoje największe osiągnięcie od tamtego czasu?

- To, że nie zostałem zaszufladkowany i nie grałem amantów, tylko role, które nie bazowały na mojej fizyczności. Bardziej musiałem szukać w sobie cech charakteru moich bohaterów. Na przykład bardzo lubiłem grać "Fantoma" w reżyserii Ingmara Villqista. Ciekawa postać, bardzo stonowana. Bałem się, że przez to nie uda mi się wyciągnąć z niej nic efektownego, czegoś, co poruszy ludzi. Na szczęście myliłem się.

Ponoć artystów do pracy najlepiej motywuje miłość. Czy panu jako aktorowi też jest ona potrzebna?

- Aktor kocha przede wszystkim swoją pracę. Są różne etapy miłości: zauroczenie, przesyt, niepewność, powrót fascynacji. Takie przemiany motywują do poszukiwań na scenie.

Czy jest pan żonaty?

- Jeszcze nie, ale od kilku lat jest w moim życiu bardzo ważna kobieta, Katarzyna.

Czy miała problemy z zaakceptowaniem specyfiki pana zawodu. Nie jest przecież aktorką?

- Teraz jest już jej łatwiej. Przeżywa jednak sceny intymne, a takich nie da się uniknąć w wielu spektaklach. Przez ostanie sezony miałem zresztą kilka ról, które bazowały na intymności. Kasia nie przyjmuje tego z lekkim sercem. Rozumie jednak, że to mój zawód i to, że ja sam podchodzę do takich sytuacji ze zdrowym dystansem.

W jakim nowym spektaklu Teatru Śląskiego będziemy mogli oglądać pana w najbliższym czasie?

- W marcu w "Romeo i Julii" w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Odczuwam tu pewien przeskok pokoleniowy. Do roli Romea są już młodsi. Ja wcielę się w Parysa.

Czy ma pan jeszcze jakieś pasje poza sceną?

- Interesuje mnie wszystko. Jedno pociąga drugie. Czasem sam już się za to nienawidzę. Czegokolwiek się tknę, to automatycznie chcę wiedzieć więcej. Na przykład rodzice kupili działkę, więc musiałem dowiedzieć się wszystkiego o drzewach. Potem o nawożeniu, trawie, a z tego wynikły kosiarki. I tak dalej. Katarzyna przeżywa z tego powodu wiele stresów. Zawszę gromadzę dziesiątki różnych pism, opracowań. Mam ich mnóstwo. Wiem gdzie co leży. Nie wolno nic wyrzucić, a nawet przestawić.

Czym interesuje się pan obecnie?

- Samochodami. Pewnie wiąże się to z faktem, że myślę o zmianie samochodu. Zanim się jednak zdecyduję, to muszę wszystko wiedzieć. Oprócz tego - fotografia cyfrowa. Długo robiłem zdjęcia na negatywach, uważając, że podobnych efektów nie da się osiągnąć za pomocą aparatu cyfrowego. Myliłem się.

MARCIN SZAFORZ

Rocznik 1976. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Związany jest z Teatrem Śląskiem w Katowicach. Możemy go oglądać m.in. w: "Szwaczkach", "Dżumie", "Makbecie", "Push up 1-3 Ostatnie Piętro" [na zdjęciu]. Brał udział w produkcjach telewizyjnych: "Kryminalni", "Wielkie ucieczki", "Fala zbrodni". W 2006 roku był nominowany do Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla Młodych Talentów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji