Artykuły

W teatrze można wszystko

Teatr nie może być martwy: z jednej strony potrzebna jest dziś głęboka refleksja nad jego istotą, a z drugiej bunt. Nie ma się co obrażać na teatr interdyscyplinarny, na teatr-świetlicę - teatr musi być miejscem dla różnorodności, a nie gettem dla garstki nielicznych - pisze Justyna Pobiedzińska z Nowej Siły Krytycznej.

Premierę "Terrodromu Breslau" poprzedziła artstreetowa akcja w wykonaniu grupy "Twożywo" i performans wrocławskiego artysty Lecha Twardowskiego - kamienice na wrocławskim Rynku zalała krew (sztuczna krew, a właściwie farba, mająca krew imitować). W trakcie spektaklu widzowie byli filmowani przez jednego z aktorów, dzięki czemu sami przez pewien czas stanowili część przedstawienia. Przed premierą "Onych", mających być w zamyśle reżyserki portretem współczesnych kobiet, kilka wrocławianek w wieku 17 - 70 lat dostało jednorazowe aparaty fotograficzne, by móc sfotografować swoje życie tak, jak je widzą. Efektem owego fotografowania była wystawa zdjęć zamieszczonych na stronie internetowej spektaklu i w realu - na jednym z głównych deptaków Wrocławia. W trakcie premiery "Dziadów" nie przez przypadek na widowni pachniało kapustą i kadzidłem, a w programie znajdował się pełny tekst sztuki Pawła Demirskiego, program "Linczu" zaś był zilustrowany świetnym komiksem. Foyer przed "Linczem" zmieniło się w galerię sztuki prezentującą wysokiej klasy fotografie.

I tak dalej, i tak dalej. Teatr za czasów dyrektora Mieszkowskiego przestał być miejscem, w którym prezentuje się jedynie literaturę. To, jak mawiają złośliwi, "świetlica". Mieszkowski uważa, że to raczej realizacja idei Gesamtkunstwerk.

Według niego teatr odizolowany od innych sztuk, operujący klasycznie jedynie słowem, nie ma dziś sensu. Getta artystyczne, które oddzielają od siebie plastyków, muzyków czy aktorów, prowadzą do wyniszczenia artyzmu. Po długim okresie zamknięcia sztuka zaczyna przybierać formy karykaturalne, zniekształcone i "kazirodcze", jak dzieci z królewskich rodzin, będące ofiarami chowu wsobnego. Współczesny teatr powinien być hybrydą, łączącą fragmenty różnych aktów twórczych. Dlatego na przykład "Lincz", inspirowany instalacjami Katarzyny Kozyry, to bardziej teatralna instalacja niż klasyczny spektakl, obiekt teatralny karmiący się różnymi elementami artystycznej rzeczywistości.

Technologiczna presja, mająca oddźwięk we wszystkich dziedzinach życia, musi rezonować również w teatrze - współczesna sztuka, czy tego chce, czy nie, jest "ofiarą" nowych technologii: w czasach ich wszechpanowania trudno zachować w teatrze niegdysiejszą integralność i jednorodność. A ponieważ teatr domaga się kontaktu z szeroką publicznością, musi się zwrócić ku ludziom, pokazywać i przekonywać, że choć nie jest staroświecki, jednocześnie wciąż jest teatrem. Trudne zadanie - jak tu przy okazji nie wyprowadzić teatru z teatru? Według Mieszkowskiego należy poszukać kompromisu, który przyciągnąłby ludzi młodych - myślących obrazami, kontaktujących się ze światem za pomocą nowych technologii, i jednocześnie przekonać do współczesnej sceny publiczność konwencjonalną - taką, która wciąż wyobraża sobie, że teatr jest miejscem, w którym niezmiennie króluje słowo, będącym w gruncie rzeczy przedłużeniem literatury. A przecież dziś literatura nie jest w teatrze najważniejsza, a nawet nie powinna być. Literacka narracja jest passé.

Jednym słowem - unowocześniony teatr powinien być jednocześnie miejscem, które przeciwstawia się nachalnej, żarłocznej ekspansji nowych technologii, nowej wrażliwości nowej publiczności i łączy w sobie różne dyscypliny sztuki współczesnej, spajając je ze sobą w jednym spektaklu w zintegrowaną całość. Dlatego twórcy innych dyscyplin artystycznych są zachęcani do tego, by współpracować przy nowych przedstawieniach, dlatego w Polskim we Wrocławiu pracują filozofowie, poloniści i plastycy: szuka się tu wspólnego i spójnego obrazu świata, który można by później przedstawić na scenie. Dzięki nim teatr ma szanse eksplorować miejsca dotychczas niedostępne i rozbudzać apetyty poznawcze u tych, dla których teatr był do tej pory terra incognita.

Na zarzuty, że współczesny teatr zmienił się w "świetlicę", Mieszkowski odpowiada, że i owszem, że jak ktoś chce to tak nazywać, to niech i będzie świetlica. Jedna wielka narodowa świetlica teatralna, w której każdy człowiek może znaleźć coś dla siebie. Bo teatr nie może być martwy: z jednej strony potrzebna jest dziś głęboka refleksja nad jego istotą, a z drugiej bunt. Nie ma się co obrażać na teatr interdyscyplinarny, na teatr-świetlicę - teatr musi być miejscem dla różnorodności, a nie gettem dla garstki nielicznych. Dyrektorowi marzy się publika z całego świata. Ostatnio wrocławskie spektakle oglądali Gruzini i Irańczycy. Byli zachwyceni, choć przecież pochodzą z zupełnie innych stref kulturowych. Wrocławski Teatr Polski teatrem ponad podziałami?

W teatrze można wszystko, mówi Mieszkowski z uśmiechem, a ja mam wrażenie, że jeszcze nie raz nas zaskoczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji