Artykuły

Rzeszowski literat pisze niezwykłą biografię

Książki o Szajnie nie można napisać, tak jak nie można napisać książki o rzece. Książka o rzece nigdy nie odda jej istoty - mówi Jerzy Fąfara. Mimo to podjął się trudnego zadania opisania niezwykłych losów Józefa Szajny. Z autorem rozmawia Magdalena Mach w "Gazecie Wyborczej - Rzeszów".

Magdalena Mach: Skoro Szajna jest jak rzeka - nieuchwytny, jaki znalazłeś klucz do pisania o nim?

Jerzy Fąfara: Kluczem jest Auschwitz. Tamtymi przeżyciami Szajna ciągle żyje, są motorem jego sztuki. Przeżył śmierć, dwa tygodnie w celi o wymiarach 90 na 90 cm, w której można tylko stać. Oczekiwał tam na rozstrzelanie po próbie ucieczki z Oświęcimia. Tam kończy się jego normalne widzenie świata. On był przekonany, że to koniec, że żywy stamtąd nie wyjdzie. Ale gdy otacza nas głęboka ciemność, paradoksalnie w naszej głowie otwiera się świat na zewnątrz. Dlatego punktem wyjścia mojej opowieści o Szajnie jest ten moment jego życia. Z celi śmierci przenosi się nagle do przedwojennego Rzeszowa, potem jest w chwili aresztowania w 1943 r., są też retrospekcje oświęcimskie, a potem znowu jest w Oświęcimiu, ale już jako stary człowiek.

To w treści, a co w formie?

- Książka jest zbudowana z połączenia wielu gatunków literackich: są elementy powieści, fragmenty wywiadu, elementy dramatu, ale także rozpisanie scen jak w scenariuszu filmowym. Są tu też myśli Szajny i cytaty z jego sztuk, a także moje literackie analizy najważniejszych jego obrazów, np. tego, który podarował papieżowi pt. "Ukrzyżowanie". To ukrzyżowany pasiak. Z dziury na wysokości serca wypływa jasny promień światła. Ja interpretuję go jako symbol ucieczki.

A więc nie będzie to naszpikowana datami biografia...

- Od początku nie byłem nią zainteresowany, niech biografie piszą biografowie. Moja książka o Szajnie jest zbeletryzowana, ale oparta na faktach. Autentyczne są zdarzenia i nazwiska - nie tylko rodziny i przyjaciół Szajny, ale i np. obozowego kapo. To powieść psychologiczna, o tym jak się człowiek zmienia po obozie koncentracyjnym, jak tragedię przekształca w sztukę. To historia człowieka i tego, skąd się wzięła jego sztuka. Staram się rozpakować wewnętrzny świat Szajny.

Pisałeś powieści, których świat od początku do końca kreowałeś sam. Skąd pomysł, by kolejną osadzić w realiach, a bohaterami uczynić autentyczne postacie.

- Od dawna chciałem napisać książkę o Oświęcimiu. Jeszcze w latach 80. Temat ten pociągał mnie z jednej strony, z drugiej jednak bałem się, czy uniosę jego ciężar - literacko i psychicznie. Najpierw poznałem Zbigniewa Bentkowskiego, przyjaciela Szajny z dzieciństwa, człowieka który, uratował go z Oświęcimia. Gdy poznałem Szajnę, dużo już o nim wiedziałem. Stąd i on lepiej mnie traktował, bo czuł, że wiem, o co pytam. Prowadziliśmy wielogodzinne rozmowy. Towarzyszyłem Szajnie w jego dwóch artystycznych podróżach: na Ukrainę i do Meksyku. Patrzyłem, jak pracuje. Zobaczyłem, jak na swoich spektaklach zawsze ucieka do ostatniego rzędu, bo - jak mówi - jego scena zaczyna się w ostatnim rzędzie widowni. Reakcje widzów są dla niego równie ważne jak gra aktorów.

Czy Szajna jest artystą nieprzystępnym?

- Czasem lubi wylać komuś na głowę kubeł zimnej wody, ale wtedy za tymi wielkimi okularami pojawia się uśmiech. Szajna lubi prowokować. Jest sympatyczny, przychylny ludziom, a także Rzeszowowi.

Czy Rzeszów często pojawia się w tej powieści, jest jej bohaterem?

- Będzie dużo o Rzeszowie. O pierwszych dniach wojny. Szajna miał wtedy 17 lat, bronił wieżę ciśnień na Baranówce. Wspomnienia z gimnazjum i II Liceum Ogólnokształcącego, nazwiska nauczycieli, ich charakterystyka. Szajna opisuje dom rodzinny, rodziców i rodzeństwo. To także opowieść o nich. Dom Szajnów stał na ul. Marszałkowskiej. W 1940 r. w Rzeszowie Niemcy zrobili pierwszą łapankę gimnazjalistów. To była pierwsza łapanka młodzieży inteligenckiej. 40 młodych ludzi zamknięto na zamku w Rzeszowie, a potem pojechali w pierwszym transporcie do Oświęcimia. Szajna trafił tam rok później. Jego koledzy już znali Auschwitz, pracowali tam. Szajna za próbę ucieczki został wyprowadzony do rozstrzelania przed ścianę śmierci, ale z powodu zmiany komendanta ogłoszono jednodniową amnestię i zamieniono mu karę na pobyt w kompanii karnej. Co i tak oznaczało śmierć. Wtedy jego przyjaciele z Rzeszowa, którzy pracowali w biurach Auschwitz, wpisali jego numer do transportu do obozu w Buchenwaldzie.

Kiedy planujesz wydanie powieści?

- Chciałbym na Święto ul. Pańskiej 23-24 czerwca, ale już wiem, że to mało realne. Książka wciąż mi się rozrasta. Szajna dał mi prawo, żeby opisać ludzi, którzy uratowali mu życie w Oświęcimiu. Czterech wróciło do Rzeszowa. Jeden z nich Stanisław Szpunar, numer obozowy 131, do dziś żyje, mieszka w Rzeszowie. To także historia o nich.

Szajna powiedział ci kiedyś, że złe recenzje o sobie wyrzuca, zatrzymuje tylko te dobre. "Ma pan więc szansę..." - dodał. Czy obawiasz się pierwszego czytania?

- Te słowa to był początek naszej przyjaźni. Profesor na pewno przeczyta książkę przed wydrukowaniem. Nie boję się tego, bo to nie jest recenzja. Profesor dał mi wolną rękę do interpretacji jego życia i twórczości. Dla niego samego ta książka będzie więc ciekawa.

Na zdjęciu: Józef Szajna przekazuje Janowi Pawłowi II swoje dzieło pt. "Numer", Watykan 2001 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji