Artykuły

Gitlerowskij pisatiel (fragm.)

Coś drgnęło w repertu­arach teatralnych. Te­atry już nie podchodzą do nowych polskich sztuk jak psy do jeża. Nie tylko Ingmar Villqist ma premierę za premierą. W ciągu jednego miesiąca wystawio­no trzy spektakle według utworów Jerzego Łukosza. W Teatrze im. Kruczkowskiego w Zielonej Górze na afiszu pojawił się "Powrót" (tekst z po­wodzeniem wcześniej zrealizował Pa­weł Miśkiewicz, w Teatrze im. Norwi­da wjeleniej Górze odbyła się prapre­miera najnowszej sztuki Łukosza pt. "Hauptmann", a w Poznaniu Janusz Sto­larski przygotował monodram według "Grabarza królów". To zaciekawienie lu­dzi teatru dramaturgią wrocławskiego pisarza nie jest chyba przypadkowe i tym bardziej godne odnotowania, że jego twórczość łatwo się nie zaleca, nie wpisuje w aktualne mody.

"Grabarz królów", jak sądzę, jest jed­nym z najciekawszych tekstów Łuko­sza. Z pozoru wydaje się opowiastką polskiego emigranta w Niemczech, który imając się różnych zajęć (także kradzieży samochodów) w końcu po­dejmuje się pracy palacza zwłok w krematorium. Jest w tej historii konkret miejsca i czasu. Ale w miarę, jak zaczy­namy się wsłuchiwać w monolog tytu­łowego bohatera, odkrywamy, że ma­my do czynienia z osobą, która żyje w nieustannej gorączce myśli i uczuć. A wywołuje ją wewnętrzny spór z oj­czyzną i z całym światem. Bohater Łukosza wpisuje się w całą galerię postaci polskiej literatury, którzy na obczyźnie rozprawiają się z narodowymi i histo­rycznymi mitami. Ale jest w tych pry­watnych porachunkach z polskością ty­le samo nienawiści, co miłości. "Ucie­kam z kraju, bo brzydzi mnie jego skrzywiona gęba, a z dala od niego my­ślę o szarżach i krwi ostatniej. Czy mo­że być większa ironia losu?" Ale w umy­śle tytułowego grabarza rozgrywa się też walka o naprawę porządku świata. Ma ona wymiar poruszającego symbo­lu, gdy bohater zamienia prochy bied­nych i bogatych. "Zasada była taka: im - mniej znaczący umierał, tym godniej go chowałem. Zmarł niemowa ze sparali­żowaną nogą, leży dziś w sarkofagu jed­nego niemieckiego cesarza." Ukorono­waniem kariery grabarza królów ma być pochowanie bezdomnego w Gro­bie Nieznanego Żołnierza.

Monodram Łukosza po pierwodruku w Dialogu (1997 nr 8) długo czekał na realizację sceniczną. Świetnie, że po tekst sięgnął Janusz Stolarski, aktor, jak mało który w Polsce dzisiaj czyniący z tzw. teatru jednego aktora sztukę. Stolarski w "Grabarzu królów" pokazuje wszystkie najlepsze cechy swego ak­torstwa. Jego obecność na scenie ma ten sam intensywny charakter, co we wcześniejszych spektaklach. Zgłosił­bym wszakże do aktora i reżysera spektaklu, Mirosława Kocura, pretensję o interpretację utworu Łukosza. Fakt: nie skreślili chyba nawet jednej linijki tekstu, ale wprowadzili takie teatralne zabiegi, które, moim zdaniem, niepo­trzebnie odwracały od niego uwagę. "Grabarz królów" nie wydaje mi się odpo­wiedni do gry z publicznością. Mirku, Łukosz to nie Bogosian. Rzeczywiście tytułowy bohater kieruje swój monolog do kobiety. Tymczasem Stolarski od po­czątku swoją wypowiedź buduje wo­bec całej widowni. Nim przedstawienie się zacznie aktor siedzi wśród widzów, kończy je również wracając na miejsce, nawet nie wychodzi do braw, sam so­bie klaszcze. Jest w monodramie frag­ment, gdy Stolarski obwiązuje pierwszy rząd sznurkiem, tworząc między sceną a widownią coś w rodzaju pajęczej sie­ci. No, dobrze, niech będzie, coś to znaczy. Ale, moim zdaniem, już nie do przyjęcia jest wciąganie ludzi na scenę. W monologu grabarza napięcie rośnie niemal z każdym zdaniem, tymczasem Stolarski zaczyna prowadzić jakąś grę z czwórką ludzi, wkrada się improwiza­cja, reszta widzów zaczyna się bawić, ale nie tym, co potrzeba. Bez sensu jest wyprowadzenie tej biednej czwórki w kulisy, bo chyba nawet nie zobaczą końcówki spektaklu. A jak już się cze­piam, to do końca. Cały tzw. świat przedstawiony monodramu ukazany jest metaforycznie. Trumny to zwykłe pudełka, ceglana ściana symbolizowała bazylikę. I fajnie. Ale czy fiksację boha­tera (a nie da się ukryć, że grabarz po­pada w szaleństwo) trzeba pokazać tak, że Stolarski wychodzi w pewnym momencie w sukni i się pudruje? Ja wiem, że jak jest monodram, to trzeba zrobić trochę tyjatru, bo ludzie lubią się gapić. Ale akurat w tekście Łukosza jest tyle ciekawych rzeczy, że gdyby aktor go powiedział nie ruszając się z miejsca, to powinien dotrzeć do widzów. Jeśli oczywiście mają uszy do słuchania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji