Artykuły

Dom - miejsce magiczne

- Wejście kapitalizmu do Polski wysączyło energię z ludzi. Ludziom się wmawia "podaruj sobie odrobinę luksusu", "zasłużyłeś na to". I człowiek ciężko pracuje, żeby mieć tę odrobinę luksusu, żeby stać się kimś lepszym. Tyle że to mentalna pułapka. Polska jest krajem duchowej pustki - mówił reżyser MARIUSZ GRZEGORZEK przed premierą "Habitatu" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi.

Zaczynał od kina, ale swoje miejsce odnalazł w teatrze. W łódzkim Jaraczu Mariusz Grzegorzek prrzygotował "Habitat" [na zdjęciu] Judith Thompson.

Maja Ruszpel: To kolejny po "Lwie na ulicy" utwór kanadyjskiej autorki, który wprowadzasz na polską scenę.

Mariusz Grzegorzek: Bo dla mnie Thompson to olśnienie. Opisuje ludzi czule i okrutnie. Z jednej strony subtelnych, delikatnych, szarpanych wątpliwościami, a jednocześnie odsłania ich drugą twarz jako totalnie poddanych społecznym konwenansom, pozbawionych własnej woli i intuicji bigotów. Życie ludzkie - przepraszam za banał - takie jest: rozpięte pomiędzy czymś bardzo subtelnym a prostackim. Ona to cudowanie łączy.

Powiedziałeś kiedyś, że Thompson jest bezlitosną demaskatorką współczesnej kultury, która fałszywie upiększa człowieka. Nazwałeś to liftingiem, mistyfikacją...

- Mam wrażenie, że wszyscy mistyfikujemy samych siebie. Zakopujemy pod ziemię to, co w nas najciekawsze. Mówimy "nie zajmujmy się tym, co nas boli, życie i tak jest trudne". Tym samym to, co jest w nas najprawdziwsze i najgłębsze, zamiatamy pod dywan. Na co dzień mamy strasznie dużo zadań do pokonania, musimy się tyloma ważnymi sprawami zająć. Musimy się kształcić, chodzić do pracy, zarabiać pieniądze. I nie zauważamy, kiedy wypełnia nas duchowa pustka. Wejście kapitalizmu do Polski wysączyło energię z ludzi. Ludziom się wmawia "podaruj sobie odrobinę luksusu", "zasłużyłeś na to". I człowiek ciężko pracuje, żeby mieć tę odrobinę luksusu, żeby stać się kimś lepszym. Tyle że to mentalna pułapka. Polska jest krajem duchowej pustki.

Kiedyś było inaczej?

- Nie jestem zwolennikiem kombatanctwa. Ale przed 1989 rokiem była gorączka w ludziach, głód dotykania rzeczy ważnych. Może z powodu ówczesnej mizerii i upodlenia, myśmy sami siebie awansowali w aspekcie duchowym. W tej chwili zaś mamy skrajnie rozwinięty konsumpcjonizm, który wyssał całą energię ze społeczeństwa. Zostały wraki, zmęczone wraki.

I trzeba to demaskować?

- Dla mnie sztuka jest autoterapią. A uczciwa, bezkompromisowa autoterapia potrafi przecież także oddziaływać na innych. Robienie tego rodzaju tekstów jest więc próbą dotarcia do istoty człowieczeństwa.

Ale konfrontacja z bólem, lękami, zagubieniem, nieumiejętnością kochania dużo kosztuje.

Oczywiście, ale już podejmowanie takiej próby jest czymś niezwykle ważnym i zuchwałym. Jestem apostołem manicheizmu, walki światła i cienia, poszukiwania prawdy poprzez konfrontowanie się ze złem. Spotkanie z ciemną stroną naszej natury jest fundamentalnym warunkiem autopoznania. W sztuce interesują mnie tylko rzeczy dotykające tej sfery. Według mnie, człowiek jest istotą głęboko schizoidalną, rozpaczliwie poszukującą norm i spójności, która nie istnieje. Judith Thompson potrafi to opisać.

Tytuł sztuki "Habitat" pochodzi z łaciny - "habitare" znaczy "mieszkać". Sztuka opowiada o otwarciu w jednej z prestiżowych dzielnic rodzinnego domu dziecka. A w sensie metaforycznym "Habitat" jest opowieścią o poszukiwaniu domu, o tym, czym jest relacja z rodzicami, jak nas kształtuje...

Mam taką kiczowatą, bajkową, andersenowską koncepcję domu, że dom to jest takie magiczne miejsce - miejsce bezpieczeństwa, miłości, które buduje człowieka na całe życie. Jeśli ten dom daje ci poczucie, że jesteś kimś kochanym i wartościowym, to masz mocny emocjonalny kręgosłup. Jeśli nie, masz problem.

Ludzie bardzo często się z tego śmieją.

Wydaje mi się, że często są to właśnie ci połamani wewnętrznie, z ciemnymi doświadczeniami wyniesionymi z domu, którzy boją się sami przed sobą do tego przyznać.

Tak jak w pierwszej chwili, główna bohaterka "Habitat", 16-letnia Raine. Kiedy ją poznajemy, nienawidzi rodziców, ma żal do świata.

Spotykamy Raine, kiedy zostaje kompletnie sama - oszukana, wykorzeniona, pozbawiona poczucia bezpieczeństwa. Jej matka umarła, ojciec odszedł do młodszej kobiety. Siłą tego dramatu jest to, że w niezwykle sugestywny, przejmujący i jednocześnie okrutny sposób opowiada o życiowych żywiołach, które tę dziewczynę miażdżą, krzywdzą, kaleczą, maltretują. Ale w ostateczności... doprowadzają do tego, że ta mała, chudziutka 16-latka odkrywa w sobie wewnętrzną siłę, egzystencjalne światło. Przechodząc przez te wszystkie okrutne próby, dochodzi do duchowego zwycięstwa. Do samoakceptacji. Dojrzewa do świadomości, że posiada dom, a tym domem jest wybaczenie i miłość.

To bardzo ewangeliczne.

Tak. A to, co ewangeliczne, nie podlega dyskusji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji