Artykuły

Byłem tajnym współpracownikiem...

Kabaretu Pod Egidą - pisze DANIEL PASSENT w Polityce. Na próżno dziś szukać wymazanych dawnych autorów w okolicznościowych wiadomościach TVP Kultura czy w historii kabaretu Pod Egidą ("Jan Pietrzak zaprasza"), która jest przedstawiana jako jedna ciernista droga przez mękę, pasmo prześladowań w PRL i w III RP, aż do czasu, kiedy Egida stała się oficjalnym kabaretem IV RP, na którym bawi się Rodzina Kaczyńskich. Oto do czego prowadzi obecna polityka historyczna: pisze historię kabaretu od nowa.

Postanowiłem się zdekonspirować, kiedy przeczytałem, że z okazji 40-lecia kabaretu Minister Kultury i Dziewictwa Narodowego wręczył artystom odpowiedni medal (Serdecznie gratuluję!). Później - również przypadkiem - dowiedziałem się, że w Teatrze Polskim odbył się jubileuszowy występ Pod Egidą, który swoją obecnością uczcił znany z poczucia humoru premier Jarosław Kaczyński. Nie miał czasu zaszczycić Trybunału Konstytucyjnego, ale miał czas pójść do kabaretu, gdzie jest jego miejsce. Świadczy to o tym, jak bardzo obecny rząd dba, żeby było śmiesznie. Ostatnia wypowiedź premiera, który porównuje proces Eichmanna z procesem Jaruzelskiego śmieszna nie jest, jest makabryczna, zawstydzająca, i cieszę się, że nie byłem na akademii z J.K. Na pewno było równie śmiesznie jak wtedy, kiedy Pod Egidą bywał premier Cyrankiewicz, a później Lech Wałęsa. (Na tamtym spektaklu akurat byłem).

Podobnie jak Ryszard Marek Groński - który był jednym z filarów kabaretu i odegrał rolę niepomiernie większą od mojej - na żadną z uroczystości jubileuszowych nie byłem zaproszony. Specjalnie mnie to nie dziwi, mimo że w latach 70., do stanu wojennego, kiedy zostałem usunięty przez Pietrzaka, należałem do autorów tego kabaretu, pisząc skecze i monologi, np. "Szachy", wykonywane rewelacyjnie przez Pietrzaka, Fronczewskiego lub Pszoniaka, monologi "Zaciemnienie w Nowym Jorku" i "Cyrk małpą stoi", który Piotr Fronczewski rozpoczynał brawurowo, zwracając się do publiczności per "Małpy moje kochane..." czy wreszcie "Odbieranie odznaczeń" ("klapa, kwiatek, rąsia, buzi"). Współpracę z Egidą wspominam z rozrzewnieniem. Na spektaklach płakałem ze śmiechu, a ponadto znalazłem nową formę wypowiedzi, dławionej w "Polityce" przez reżim.

Traf chciał, że w latach 70. "Polityka" i Egida mieściły się w tym samym budynku przy ul. Chmielnej 7 (wówczas Rutkowskiego), "Polityka" na piętrze, a Egida w kawiarni plastyków, podziemia. Bywało, że Rakowski odrzucał mi felieton i radził: "To sobie możesz zanieść do Pietrzaka" albo "To się nadaje do piwnicy, a nie do poważnego pisma...". Z czasem sam zanosiłem swoje teksty do "Polityki" lub do Egidy, chłostając się jak oficerska wdowa.

Ogromna była moja radość i duma z tego, że moje skecze i monologi były wykonywane przez genialnych aktorów, obok tekstów tak świetnych autorów jak Kofta, Kreczmar, Osiecka, Głowacki, Groński, Stanisławski, no i - oczywiście - sam Pietrzak, który był duszą, animatorem, autorem, na nim trzymał się cały, no, prawie cały, kabaret. Na scenie wystąpiłem tylko raz, a było to w wielkiej sali Stodoły z okazji jednego z pierwszych jubileuszy Egidy (1975 r.), po którym były nieprzyjemności, np. Groński otrzymał całkowity zakaz czegokolwiek, co miało związek z humorem.

Pietrzak - artysta obdarzony wieloma talentami, w tym organizacyjnymi, marketingowymi oraz piarowskimi, miał - jak każdy - swoje słabostki. Podczas występów i w licznych wywiadach nie przesadzał z podkreślaniem, kto jest autorem danego numeru. Niektóre utwory tak zrosły się z jego osobą, że publiczność jest przekonana, że to on napisał słowa piosenki "Czy te oczy mogą kłamać" (jest autorem muzyki) i wielu innych. Pietrzak nigdy nie przesadzał z eksponowaniem roli autorów, którzy pisali Pod Egidę, a im na tym nie zależało, bo i tak mieli frajdę.

Kiedy jednak dzisiaj, z okazji uroczystości państwowych (na jubileuszu był pan premier z Matką, ministrowie, w tym minister Religa, chyba na wypadek, że po obecnych żartach mogłoby komuś zrobić się niedobrze), czytam mniej i bardziej oficjalne wersje historii kabaretu, to zaczynam lepiej rozumieć owego studenta z Wirginia Tech i dobrze, że mnie w Teatrze Polskim nie było. W żadnej ze znanych mi relacji z ostatnich lat nie ma wzmianki o niektórych ludziach, którzy mają w historię Egidy swój wkład. Mam np. na myśli Grońskiego, który zaczął współpracę od jednego z pierwszych programów kabaretu, był autorem piosenek (np. "Starzy poeci" czy "Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów"), które śpiewał sam J.P., skeczy (np. "U fryzjera" - Fronczewski, Pszoniak), monologów w wykonaniu Pszoniaka, piosenek dla Ewy Dałkowskiej i Joanny Żółkowskiej, pamiętnego tekstu "Nikogo tak mi nie żal, jak funkcjonariuszy..." (Fronczewski), wreszcie "Przeglądu nowości", który Groński wykonywał osobiście, występując co wieczór na scence kabaretu.

Z legendy kabaretu Pod Egidą, do której się walnie przyczynił, ale którą zręcznie manipuluje, Jan Pietrzak wykreślił wszystkich tych, z którymi mu nic po drodze. Zerwał z nami współpracę, co było jego dobrym prawem. "W sposób naturalny zerwała się współpraca z osobami, które poparły stan wojenny", czytamy w "Gazecie Polskiej", co jest niecałą prawdą, bo nie "zerwała się", tylko zerwał ją Pietrzak, poza tym nie wiadomo, z kim ta współpraca "się zerwała", bo autorka nazwiska przemilcza, wreszcie nie jest prawdą, że dotyczyło osób, które poparły stan wojenny. (Nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie samochód, tylko rower, nie dali, tylko ukradli...). Na próżno dziś szukać wymazanych dawnych autorów w okolicznościowych wiadomościach TVP Kultura czy w historii kabaretu Pod Egidą ("Jan Pietrzak zaprasza"), która jest przedstawiana jako jedna ciernista droga przez mękę, pasmo prześladowań w PRL i w III RP, aż do czasu, kiedy Egida stała się oficjalnym kabaretem IV RP, na którym bawi się Rodzina Kaczyńskich. Oto do czego prowadzi obecna polityka historyczna: pisze historię kabaretu od nowa.

W uroczystościach jubileuszowych udział wzięli przedstawiciele najwyższych władz partyjnych i państwowych, a także ukazały się okolicznościowe publikacje w prasie partyjnej. Odznaczony Janek Pietrzak stał się bohaterem mojego monologu o odznaczeniach, który sam wykonywał ("klapa, kwiatek, rąsia, buzi"). "Gazeta Polska" opublikowała obszerny esej Anny Poppek "Egida pod egidą", oparty na publikacjach Jana Pietrzaka i Andrzeja Niziołka, głównie o prześladowaniach J.P., ale i nie wolny od insynuacji. Pietrzak: "W Gazecie Wyborczej nie wolno było nawet zamieścić informacyjnej notki, gdzie i kiedy występuje kabaret Pod Egidą. Nie mam pojęcia dlaczego. Michnik przecież przychodził do naszego kabaretu. Może to wynika z jego zoologicznej niechęci do wszystkiego, co trąci polskością".

Polityka historyczna jest skuteczna: w żadnej z jubileuszowych publikacji nie znalazłem nazwisk, które Pietrzak postanowił wymazać z historii swojego kabaretu, bo nasze drogi się rozeszły. Jeśli chodzi o moją politykę historyczną, to nie zamierzam się wypierać, że byłem współpracownikiem, chwaliłem sobie tę współpracę, są dowody na piśmie, niejedno w kabarecie podpisałem, brałem pieniądze (minimalne, ale zawsze...), a niedawno miał nawet miejsce następujący fakt: zadzwonił do mnie Janek Pietrzak (jakoś przypomniał sobie nazwisko i numer telefonu) z zapytaniem, czy zgodzę się, żeby dwa numery mojego autorstwa znalazły się na CD (czytaj si-di) "Kabaret pod Egidą. Słynny sezon '80", na co chętnie przystałem. Okazuje się, że polityka historyczna dotyczy zaszczytów, ale nie pieniędzy. Kiedy trzeba o nas pamiętać - to Pietrzak jest chory, ale kiedy trzeba sprzedać kasetę - to Pan Janek jest zdrowy. I za to kochają go tajni współpracownicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji