Artykuły

Jeszcze bym się poderwał

- Kiedy aktor jest młody, film natychmiast rzuca się na niego, wykorzystuje na tysiąc możliwości. Potem, gdy artysta się opatrzy, przestaje być modny. Nie muszę mówić, co to znaczy dla aktorów, który wówczas popadają w straszne konflikty z własną naturą - mówi warszawski aktor EMIL KAREWICZ.

Gdyby w "Stawce większej niż życie" dzielny Kloss nie miał za przeciwnika Brunnera, serial z pewnością nie zdobyłby takiej popularności.

Przy okazji wznowienia "Stawki większej niż życie" znowu dużo o Panu w mediach - wywiady, wspomnienia...

- Serial ten pokazywano bardzo często w różnych stacjach. Teraz TVN zrobiła wokół tego wielki szum, ale wydaje mi się, że słusznie, bo jest godny oglądania i najlepszej reklamy.

Jak dzisiaj znajduje Pan postać Brunnera?

- Trudno powiedzieć. To trochę tak, jakbym przeglądał album ze starymi zdjęciami. Emil Karewicz sprzed lat różni się od dzisiejszego.

Rok po zakończeniu zdjęć do "Stawki.." zagrał Pan również oficera gestapo w filmie "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". To przypadek?

- W tamtym okresie była taka moda, że wszelkich gestapowców ma grać Karewicz. Chociaż pamiętam, że już znacznie wcześniej grałem gestapowca w takim ciekawym, chyba niedocenionym dzisiaj filmie "Biały niedźwiedź".

W latach 70. był Pan aktorem, który przebierał w propozycjach. A co się dzieje, gdy telefon milknie?

- Jest to straszne. Przecież, gdyby Zbyszek Cybulski nie zmarł śmiercią tragiczną i nie odszedł na zasadzie stop klatki, w najlepszym dla siebie okresie, umierałby teraz śmiercią naturalną, jak my wszyscy. A tak mamy dzisiaj kino jego imienia, fundacje, nagrody... Miał to szczęście w nieszczęściu. Kiedy aktor jest młody, film natychmiast rzuca się na niego, wykorzystuje na tysiąc możliwości. Potem, gdy artysta się opatrzy, przestaje być modny. Nie muszę mówić, co to znaczy dla aktorów, który wówczas popadają w straszne konflikty z własną naturą. Znam paru takich kolegów.

Nie wszyscy kojarzą Pana tylko z rolą Brunnera. Dla niektórych zawsze będzie Pan królem Jagiełłą z "Krzyżaków", z niezapomnianą sceną, kiedy przed bitwą pod Grunwaldem rycerze krzyżaccy przynoszą dwa miecze.

- A król krzyżuje je nad głową. Miecze błyszczą, koń się płoszy, a ja przy każdym ujęciu zlatuję na ziemię. Wstyd mi się przyznać, ale musieliśmy nakręcić tę scenę ze mną siedzącym na koźle zbitym z desek, bo tylko w ten sposób mogłem dostojnie wypowiedzieć kwestię: "Biorę te miecze jako wróżbę zwycięstwa".

W salonie, w Pana domu widzę piękne grafiki i obrazy Pana pędzla. Nadal Pan maluje?

- Teraz już raczej nie zajmuję się malarstwem i grafiką. Taka potrzeba przychodzi i odchodzi. Poza tym nie mam też kiedy, bo przygotowuje się znowu do kolejnej serii "Stawki większej niż życie", którą tym razem będziemy kręcić w czasach współczesnych. Tak że pozwoliłem się jeszcze raz ekshumować. Mikulski i ja znowu dosiądziemy tego naszego tandemu i będziemy pedałować. Zdjęcia mają zacząć się w połowie roku.

Wiem, że kolejną Pana pasją zawsze był ogród. Nadal się Pan nim tak chętnie zajmuje?

- Oderwała mnie Pani właśnie od roboty, której o tej porze roku jest szczególnie dużo. Sadzi się bratki, przycina drzewka, kopie, podlewa... Serialu by nie starczyło, żeby wymieniać wszystko.

Obchodzi Pan akurat 60-lecie pracy artystycznej i nadal jest w doskonałej formie. Czy czegoś jeszcze w życiu brakuje Panu do szczęścia?

- Mam już pięcioro wnucząt, a od roku również prawnuka. Ma na imię - Jan Emil. Trochę po mnie, trochę po drugim dziadku. Jedna z wnuczek mieszka z nami, druga niedaleko. Ogólnie czuję się dobrze tak, jak można czuć się w moim wieku, więc nie jest źle. Ale, że akurat teraz obchodzę sześćdziesięciolecie pracy aktorskiej, zaczynałem w 1947 roku, to trochę mi przykro, że nie ma ról dla aktorów w moim wieku. W "Na dobre i na złe" zagrałem przecież tylko epizod, a chciałbym sobie jeszcze pograć. Chciałbym poderwać się, jak ten koń kawaleryjski, który jak słyszy werble czy orkiestrę, zaczyna niecierpliwie przebierać nogami. Jakby trafiła się okazja... To jeszcze bym się poderwał!

Na zdjęciu: scena z "Chłopców" w Teatrze Nowym w Łodzi, gdzie grał Emil Karewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji