Artykuły

Instrukcja obsługi kobiety

- Wiadomo, że to kobieta rodzi dzieci, ale jest dla mnie nie do przyjęcia fakt, że podczas rozmów kwalifikacyjnych jest pytana, czy nie jest w ciąży i czy zamierza być. Faceta nikt nie pyta, czy ma zamiar zrobić dziecko - mówi warszawska aktorka HANNA ŚLESZYŃSKA.

One za dużo gadają i to niejednokrotnie bez sensu, a oni zawsze znajdą kanał sportowy, który ich pochłonie w całości. Oni w stresie działają, one pogrążają się w rozpaczy. Od kobiet wymaga się poświęceń, od mężczyzn bycia silnym i odnoszenia sukcesów. To tylko kilka przykładów, bo zarówno rola mężczyzny, jak i kobiety jest obecnie trudna. Wszystko jednak można przeskoczyć, o ile dojrzale i ze zrozumieniem przymknie się oko...

Stałaś się polskim ekspertem od rozstawania się w zgodzie i przyjaźnienia się z ex. Dla przypomnienia - ze swoim byłym mężem spotykasz się na co dzień, pracujesz, rozmawiasz...

- Gazety dzwonią do mnie i pytają, jak to się robi, itp. W naszej sytuacji jednak nie pojawiła się ta trzecia czy ten trzeci. Coś się wypaliło, a my nie potrafiliśmy dźwignąć kryzysu. Koniec związku to porażka dla obojga partnerów i każdy musi sobie z tym poradzić.

Potrafiłaś jednak przejść do przyjacielskiej relacji z Piotrem Gąsowskim.

- Musieliśmy sobie jakoś ułożyć "współpracę". Mamy przecież dziecko. Cierpieliśmy oboje, ale czas zrobił swoje. Teraz nie ma już co rozpamiętywać. Tak się zresztą szczęśliwie złożyło, że ja jestem w szczęśliwym związku i Piotr też. Otrzymałam zresztą sporo pomocy od rodziny, przyjaciół.

Byłaś jednak tzw. kobietą opuszczoną.

- Decyzja o rozstaniu zapadła wspólnie. Różnica między rozstającymi się polega "płciowo" na tym, że kobiety zwykle rozpaczają, a mężczyźni przekuwają swój ból na jakaś akcję. Podczas kiedy ja oddawałam się cierpieniu w domu, Piotr nauczył się grać w golfa. Kobiety powinny się bardziej organizować - znaleźć sobie jakąś pasję, inwestować w siebie, działać, a nie tylko o tym mówić, co zrobią. Ja jestem dobrym przykładem gadactwa - na ćwiczenia wybieram się już baaardzo długo... Ale w końcu pójdę.

Jak dałaś sobie radę ze wszystkimi złymi emocjami?

- Wychodzę z założenia, że złe emocje godzą w nas samych. Staram się więc ich nie przechowywać. Poza tym - jak już powiedziałam - w naszym związku nie było nikogo trzeciego, żadnej zdrady.

W Polsce nie jest łatwo być singlem.

- Nie jest. Obowiązuje model dwójkowy - kolacje we dwoje, wyjazdy we dwoje. Nawet "kobiece" święta - Walentynki czy Dzień Kobiet są dwójkowe. Dla osoby samotnej może to być problem. To taki paradoks - teoretycznie samotni mają więcej czasu dla siebie na te wszystkie miłe kolacje, ale w praktyce nic z tego nie wychodzi, bo nie mają z kim korzystać z uroków życia.

A nie jest kobieta samotna dziwolągiem?

- Postrzegana jest jako mniej wartościowa, taka jakaś niepełna. Nie bierze się pod uwagę, że samotność może być jej wyborem, zamiast tego myśli się: "Co z nią jest nie tak?"

Na imprezy też chodzi się w parach.

- Na nich chętnie widzialny jest samotny mężczyzna. Kobieta jest postrzegana jako zagrożenie przez... kobiety.

Czyli same sobie gotujemy taki los.

- Same. Zresztą to nie koniec trudności. W pojedynkę trudniej nawet gdzieś wyjechać na wakacje.

A turystyka dla singli w Polsce jeszcze kuleje. Zresztą wyjazd singlowy to trochę przyznanie się przed samym sobą i innymi do "choroby".

Ciebie to już na szczęście nie dotyczy.

- Już nie.

Początek każdego związku jest bardzo romantyczny, a potem przychodzi szara rzeczywistość... Czy jest jakiś sposób, żeby przedłużyć ten moment startu?

- U mnie po dwóch latach wciąż jest początek. Myślę, że trzeba się po prostu o to starać, przypominać sobie pierwsze chwile, budować historię. My jesteśmy bardzo sentymentalni, wciąż pamiętamy swoje esemesy. Na początku przez półtora miesiąca tak się właśnie kontaktowaliśmy. Przechowywaliśmy te wiadomości i przypominamy sobie do dzisiaj ich treść. Nie mam tych pierwszych, bo telefon mi wpadł do wody. Koleżanka poradziła, żebym przepisała je do zeszytu. Pomyślałam, że to przecież jakaś przesada, ale teraz czasami żałuję, że tego nie zrobiłam.

Trzeba dbać o szczegóły i romantyzm?

- Trzeba. Czasami sama się dziwię, że jest tak dobrze, ale... jest. W zeszłym roku przypadkiem wyszedł nam bardzo romantyczny wyjazd walentynkowy do Paryża. Najfajniejsze było to, że to tak wszystko przy okazji się stało, bez żadnych presji. Jacek chciał obejrzeć premierę rewii na lodzie Holidays on Ice (w której onegdaj występował) w Paryżu. Pojechałam z nim i za jednym zamachem mogłam poznać bardziej jego świat i spędzić fantastyczne Walentynki.

W związku i mężczyzna i kobieta muszą jednak postępować według pewnych reguł. Może to pozornie nic nie znaczące drobiazgi czy stereotypy, ale skoro działają to pewnie lepiej się im delikatnie poddać, a nie kruszyć kopie. Przykład: większość kobiet ma zaniżoną samoocenę i są bardzo krytyczne: nieważne, jaki noszą rozmiar, zawsze są za grube.

- Taaak. To dla faceta trudna sytuacja. Przecież nie może przyznać swojej partnerce racji i stwierdzić: "Tak, jesteś za gruba". Czy przytaknąć, gdy kobieta mówi, że źle wygląda. To byłaby tragedia. Mężczyzna, z którym jestem zawsze mi powtarza, że wyglądam świetnie...

Może zna instrukcję obsługi kobiety?

- Może? Może faktycznie wie, co ma mi mówić? Jeśli nawet, to nie ma w tym nic złego. Zresztą pamiętam, jak kiedyś wysłałam mu mms w formie żartu przedstawiającego moją nogę w kabaretce i czerwonej szpilce. Zrobił sobie z niego tapetę w komórce i wszystkim się chwalił... To było bardzo miłe.

Mężczyźni też mają swoje słabostki.

- Mężczyzna zawsze trafi na kanał sportowy w telewizji. Czasami myślę, że faceci byliby bardzo nieszczęśliwi bez programów sportowych. Do tej pory nie bardzo interesowałam się sportem, ale teraz zdarza mi się czytać gazetę od końca (od stron sportowych), żeby jakoś towarzyszyć partnerowi w interesujących go wydarzeniach. Nie czuję żadnego przymusu i nie przeszkadza mi to. Nawet zaczęłam chodzić na walki bokserskie, trafiłam na mistrzostwa w armwrestlingu, na mecze piłki

nożnej, kibicowałam też Maratonowi Warszawskiemu.

Sportowe emocje działają?

- Działają. Atmosfera na żywo jest koncertowa, żałowałam, że sama nie wzięłam udziału.

Kobiety uprawiają jeden sport niezrozumiały dla płci brzydkiej. Prawda stara jak świat, a mężczyźni wciąż nie mogą pojąć... Naszym sportem jest wygadanie się.

- Kobiety w ogóle mówią więcej. W świecie kobiet rozmawia się, dyskutuje, rozprawia, plotkuje i nic z tego nie musi wynikać. Mężczyźni raczej działają i trzeba przyznać, że ich racjonalne podejście jest bardzo potrzebne.

Czyli jeśli akurat przyjaciółka jest zajęta można poinformować partnera: "Będę się teraz wygadywać, a Ty potakuj ze zrozumieniem od czasu do czasu". Oby to zniósł z godnością...

- Oby.

I oby z godnością znosił kolejki w kwiaciarniach i spacery z bukietem po ulicach...

- Kwiaty to wytrych. Czy to z okazji czy bez okazji zawsze są przyjemne i budzą później równie przyjemne wspomnienia. Jestem szczęściarą, bo obecnie dostaję wyjątkowo piękne kwiaty. Zapytałam nawet Jacka, gdzie je kupuje, ale nie chciał się przyznać.

Pojedynczo czy w bukiecie zawsze budzą uśmiech na twarzy.

- Nawet gdy kobieta się zarzeka, że ma kwiaty nosie (oczywiście nie dosłownie), to i tak podświadomie ich chce i nie zdarza się, że obdarowana bukietem wyrzuca gościa za drzwi. Kwiaty są bezpieczne, rozbrajające i zawsze na miejscu.

Kwiaty "z okazji" są też szansą dla nieśmiałych mężczyzn. Ci mogą się w razie porażki ukryć swoje prawdziwe zamiary za świętem - typu Dzień Kobiet.

- To prawda. Pod tym względem Dzień Kobiet jest świętem także dla facetów.

Kobiety wciąż mówią o pracy nad sobą, facetów to jakoś omija. Dlaczego my mamy rozumieć ich, a oni nas nie? Wszystkie poradniki "związkowe" czytane są przez kobiety, ONI patrzą na nie z lekkim obrzydzeniem.

- Intuicja, emocje, ulotne uczucia itp. są postrzegane jako domena kobiet - to ani nic dziwnego, ani złego. Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni traktują pracę nad sobą bardziej w kategorii fizycznej. Jednak podczas relaksu na korcie czy siłowni i oni wykonują pracę nad emocjami - pozbywają się tych negatywnych, jednocześnie poprawiając kondycję. To jest dla nich lepsze niż tony poradników.

Niektórzy z nich dorobią się z pewnością niezłej muskulatury odreagowując powstanie Partii Kobiet.

- Powstała, bo widocznie jest potrzebna. Wbrew krytykom nie jest to zbiór kobiet, które nie mają co robić, mają kompleksy, czy nikt ich nie chce. Partie założyły kobiety, które osiągnęły sukcesy na polu zawodowym i są spełnione w życiu prywatnym. Walczą o równouprawnienie.

Taka walka jest potrzebna?

- W moim zawodzie tego nie odczułam, ale faktem jest, że jeśli kobieta i mężczyzna pracują na tym samym stanowisku, to kobieta opłacana jest gorzej.

Nie jest trochę tak, że kobiety godzą się na niższe pensje i obejmują stanowiska, które mężczyźni z powodów finansowych opuścili? Jesteśmy przecież bardziej cierpliwe i z drugiej strony same chcemy, żeby mężczyźni zarabiali od nas więcej.

- Oczywiście pokutuje stereotyp, że mężczyzna ma zarabiać i utrzymywać dom. Nie widzę jednak powodu, dla którego kobieta na tej samej pozycji i równie wykształcona miała dostawać niższe wynagrodzenie. Ja osobiście poczułam się lepiej, że powstała partia, która będzie broniła moich interesów.

Kto broni interesów mężczyzn? Przecież nie ma partii mężczyzn?

- Nie ma, ale świat polityki i tak jest światem mężczyzn. Mężczyźni mają swoje kluby, pewne sporty są zarezerwowane tylko dla nich. A dla kogo jest ta gazeta - Gentleman?

Dla mężczyzn, ale nie ma zakazu czytania przez kobiety.

- Wracając do partii. Są przecież i inne partie "branżowe", np. partia zielonych, która zajmuje się tematami ekologicznymi. Partia kobiet to osobna komórka, która zwraca uwagę, że pewne problemy są istotne. Wiadomo, że to kobieta rodzi dzieci, ale jest dla mnie nie do przyjęcia fakt, że podczas rozmów kwalifikacyjnych jest pytana, czy nie jest w ciąży i czy zamierza być. Faceta nikt nie pyta, czy ma zamiar zrobić dziecko.

Bo on raczej nie zostanie z nim w domu...

- Kobieta też nie zawsze zostaje. To i tak bardzo trudny wybór czy pracować, czy poświęcić się na cały etat opiece nad dzieckiem. Dlaczego utrudnia się go jeszcze bardziej?

Sama wiesz, jak smakuje taka decyzja.

- Kobieta, która chce dalej robić to, co robiła, ma pasję i ambicje ma przed sobą bardzo trudny wybór. Jeśli zostanie w domu, będzie się gryzła tym, czy wróci do zawodu, czy ktoś jej jeszcze da szansę, czy sobie poradzi. Z kolei gdy zdecyduje się na pracę, będzie się czuła w wielu momentach niewystarczająco spełnioną matką. Pamiętam, że niejednokrotnie na próbach zastanawiałam się, co robią moje dzieci, jak się czują. To mnie kosztowało sporo stresu, były momenty, że chciałam zrezygnować z pracy... Otrzymałam jednak bardzo dużo pomocy od mojej mamy. Poświęciła się mojej rodzinie i to jej moi synowie zawdzięczają zapach ciasta w domu.

Mają do Ciebie pretensje, wypominają Ci Twoją decyzję?

- Wybrałam pracę świadomie, poświęcałam i poświęcam im tyle czasu, ile mogę. Zresztą jest między nimi silna więź także... zawodowa. Z młodszym synem Kubą gram w sztuce "Pecunia non olet" Harasimowicza. Kuba gra rolę dziecka i śmieje się czasami, że ta jego rola jest większa od mojej. Kiedy wracamy razem do domu po spektaklu mamy poczucie przynależności do tej samej branży. Starszy syn Mikołaj poza tym, że studiuje filozofię i ma mnóstwo zainteresowań, gra w zespole. Chodzę na jego koncerty i to też tworzy związek na innym poziomie, wykraczającym poza relację matka-syn. Moja rodzina - rodzice, synowie - to skarb.

Jakaś refleksja na koniec?

- Trzeba cieszyć się i smakować każdą dobrą chwilę.

Jesteś taką rozsądną optymistką...

- Ja? Rozsądna? Jestem wybuchowa, niekonsekwentna uparta, brak mi dyplomatycznych zdolności...

Ufff... Już się bałam, że mam do czynienia z ideałem.

- Ale się staram!

Czego i Tobie, i sobie, i innym życzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji