Artykuły

Kaliskie Spotkania Teatralne. Dzień siódmy

Pora na odświeżenie formuły festiwalu i wymyślenie innego klucza doboru spektakli. Jeśli to nie nastąpi, Kaliskie Spotkania Teatralne stracą i tak już nadszarpniętą renomę, zanim doczekają szlachetnego jubileuszu 50-lecia. Kaliskie Spotkania Teatralne podsumowuje Maciej Stadtmüller z Nowej Siły Krytycznej.

PŁATONOW

"Płatonow" [na zdjęciu] z Teatru im. Jaracza w Olsztynie okazał się totalną klapą. Po pierwszym akcie ze 150-osobowej widowni uciekło około 70 osób. Pozostali z wielką radością przyjęli strzały zabijające Płatonowa.

Na plus spektaklu należy zaliczyć wierność sztuce Czechowa. Nazar wyciął tylko pierwszą i ostatnia kwestię. Ubrał aktorów w stroje z epoki, jednak nie udało mu się stworzyć klimatu Czechowowskiej wsi. Wieś i jej specyfika jest takim samym bohaterem jak Płatonow czy Generałowa. Trudne relacje pomiędzy jej mieszkańcami wynikają z odległości dzielących kolejne majątki, klimatu, tradycji narodowej a nie tylko z zaściankowości myślenia. Wieś dla jej mieszkańców staje się całym światem, reżyser musi wywołać w widzach właśnie takie złudzenie. Dopiero wtedy wychodzą z duchoty otoczenia wszystkie niuanse, zawikłane relacje, obietnice, żale i mrzonki. Wieś musi być jednocześnie utopią, rajem organizowanym przez jej mieszkańców brew rzeczywistości. Na tle bezbarwnego "Płatonowa" kaliska "Mewa" wypada barwnie. Być może winą klapy spektaklu było jego zgranie, premiera odbyła się w czerwcu 2005 roku.

...SYN

Michał Siegoczyński po raz kolejny pokazał klasę. I choć spektakl nie porwał mnie za serce, to niewątpliwie jest wart obejrzenia, choćby po to, żeby zobaczyć jak reżyser bawi się formą telewizyjną w teatrze.

Siegoczyński wykorzystuje formę talk-show. Uzupełnia go w tym scenograf Wojciech Stefaniak, aranżując scenę na telewizyjne studio. Opowiada losy młodej dziewczyny, która przyjeżdża z prowincji do miasta na studia. Tu poznaje chłopaka, starszego od niej, bogatego i zakochuje się w nim do szaleństwa. Jest to jednak zła miłość. Miłość wypalająca od środka. Ale próżno tu doszukiwać się ckliwego romansu. Jest to miłość współczesna, mieszkająca w apartamencie, jeżdżąca luksusowym samochodem, ale mimo wszystko tak samo tragiczna.

Kobieta (Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska) w przejmujący sposób opowiada historię swojego życia. Cieszy się, że wystąpiła w tym programie, żuje gumę, jest wyluzowana, mówi "modnym" językiem piętnastolatek. Ale to tylko pozory, gra w "gwiazdkę" telewizyjną. Okazuje się, że wyśniona miłość nie jest miłością. Wyczekiwane dziecko staje się przeszkodą, a życie w niczym nie przypomina tego z kolorowych pism. Kobieta w miarę trwania spektaklu zmienia swoje oblicze, staje się poważna, refleksyjna. A kiedy na końcu spotyka się ze swoim synem, nie jest w stanie mu nic powiedzieć. Następuje długa cisza.

Więc dlaczego nie porusza mnie ten spektakl? Bo wystarczy, że włączę telewizor, a na każdym kanale znajdę kilka podobnych kobiet.

ŚWIAT SROGI, ŚWIAT PRZEWROTNY

Tytuł został zaczerpnięty z pieśni Bardosa z opery Wojciecha Bogusławskiego "Krakowiacy i górale". Przedstawienie zostało przygotowane na obchody 250-lecia urodzin Wojciecha Bogusławskiego i jego premiera odbyła się w kwietniu na konferencji naukowej poświęconej Bogusławskiego w Suchym Lesie pod Poznaniem.

Studenci pierwszego i drugiego roku Akademii Zelwerowicza byli oklaskiwani niemal po każdej piosence. Udało im się stworzyć przyjazny klimat dla pieśni Bogusławskiego oraz stanąć na wysokości zadania postawionego przez muzykę Jana Stefaniego. Należy także podkreślić dykcję i dokładność młodych aktorów, gdyż byli jednym z nielicznych zespołów słyszalnych w ostatnich rzędach. W przedstawieniu postawiony został nacisk na słowo, jego wymowę patriotyczną oraz na przykłady liryki miłosnej w ludowej otoczce, a białe koszule chłopaków i czerwone korale dziewczyn od razu przeniosły widzów na skalne podhale.

Tegoroczny werdykt jury nie był dla nikogo zaskoczeniem. Spektakle nie oferowały wielkich kreacji aktorskich. Grad prix dla Małgorzaty Buczkowskiej i Ireneusza Czopa było zasłużone, choć trudno postawić tych aktorów w szeregu razem z innym zdobywcami statuetki Wojciecha.

Wielkimi przegranymi 47 spotkań są przedstawienia "Elling" oraz "Baal", które nie zostały przez jury nawet wspomniane. Z pustymi rękami wyjechała także Anna Augustynowicz, reżyserka "Miarki za miarkę". Cieszy wyróżnienie kaliskich aktorów z "Mewy".

Zakończenie spotkań odbyło się przy garstce publiczności, która wytrzymała "Płatonowa". Zaproszeni goście przemawiali do prawie pustej sali. Obecni byli minister kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierz Michał Ujazdowski, marszałek województwa wielkopolskiego Marek Wodniak oraz prezydent miasta Kalisza Janusz Pęcherz. Jury przyznało tylko kilka nagród, nie została przewidziana w tym roku nagroda dyrektora festiwalu, publiczności oraz dziennikarzy. Nie przyznano również nagrody za pracę zespołową. Zabrakło aktorów odbierających nagrody i cieszących się z sukcesów swoich kolegów. Zabrakło młodych ludzi, którzy zawsze tłumnie towarzyszyli festiwalowi, zabrakło widzów.

Widać pora na odświeżenie formuły festiwalu i wymyślenie innego klucza doboru spektakli. Jeśli to nie nastąpi, Kaliskie Spotkania Teatralne stracą i tak już nadszarpniętą renomę zanim doczekają szlachetnego jubileuszu 50-lecia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji