Artykuły

Polsko-niemiecki teatr narodził się z bólu i protestu

- Idea teatru zrodziła się z bólu i protestu na rzeczywistość jaka nas tam otacza: w wymiarze ludzkim, politycznym i artystycznym. Przeciętny Niemiec nie wie nic o polskiej historii, kulturze, literaturze. Patrzy na nas z góry przez arogancję ekonomii jako na swojego ubogiego sąsiada - mówi JANINA SZAREK, która z prof. Olavem Münzberg prowadzi w Berlinie polsko - niemiecki Teatr Studio przy Salzufer.

Scena przy Salzufer 13/14 (Charlottenburg) działa od trzech lat. W repertuarze jest m.in. spektakl "Stara kobieta wysiaduje" Tadeusza Różewicza, grany po niemiecku (tydzień temu była okazja zobaczyć sztukę w Teatrze Współczesnym).

W minioną sobotę szczecińscy aktorzy na scenie Studio grali "Męża i żonę" wg Fredry. Zaproszeni już po raz drugi, bo poprzednio bardzo się spodobał berlińskiej publiczności.

Ewa Podgajna: Dlaczego powstał polsko - niemiecki Teatr Studio w Berlinie?

Janina Szarek: Idea teatru zrodziła się z bólu i protestu na rzeczywistość jaka nas tam otacza: w wymiarze ludzkim, politycznym i artystycznym. Ja tam pracuję od 26 lat, reżyserowałam, zagrałam trochę ról, wykształciłam mnóstwo aktorów na rynek niemiecki. Weszłam w ten świat. Ale jestem Polką. I bardzo mnie boli ten niekorzystny obraz Polski, jaki ma o nas większość Niemców.

Znalazłam się tu w czerwcu 1981 r. Wszystkie media mówiły o Polsce, "Solidarności", polskiej tradycji demokratycznej, kulturze. To był bardzo korzystny obraz. Oczywiście w jakimś też stopniu wykorzystano nas politycznie. Niestety, kiedy upadł mur stosunek do Polski zmienił się diametralnie. Zaistnieliśmy dla nich jako kraj złodziei samochodów i chłopów. Przeciętny Niemiec nie wie nic o polskiej historii, kulturze, literaturze. Patrzy na nas z góry przez arogancję ekonomii jako na swojego ubogiego sąsiada. Niemcy są społeczeństwem bardzo narcystycznym. Interesują się głównie sobą. O Polsce nic nie wiedzą i nie chcą wiedzieć. Może swoje zrobiły też lata żelaznej kurtyny? To odwracanie się do siebie plecami jednej i drugiej strony.

Chwilami naprawdę dla mnie nieprzyjemny był ten ton buty, który tu się pojawił jak wchodziliśmy do Unii Europejskiej, że my z was zrobimy Europejczyków. Przecież Kraków kwitł w czasach, kiedy Berlin był wsią.

Nie oszukujmy się, Niemcy są dla nas trudnym partnerem. Ale palenie mostów jest bez sensu. Trzeba rozmawiać. Nasza scena ma być nie tylko miejscem kontaktu, gdzie razem pracują nad spektaklem polscy i niemieccy ludzie teatru (gramy polski repertuar po niemiecku), ale dialogu na płaszczyźnie osobistej, artystycznej, społecznej i kulturowo - politycznej, w dzisiejszym Berlinie. Teatr nasz powinien spełniać rolę swoistego rodzaju katharsis.

Oprócz kontry narodowej jest artystyczna, bo teatr niemiecki różni się od polskiego. To jest inne aktorstwo (bardziej zimne, funkcjonalne), inna tematyka (np. globalizm, cywilizacja).

- Teatr polski wyróżnia się bardzo korzystnie na tle innych, emocjonalną świeżością, świetnym warsztatem. Nie jesteśmy zimnymi analitykami. Teatr niemiecki jest zimny, sformalizowany, zracjonalizowany, epigoński, zdominowany przez Brechta. A ja nie sądzę, że jest wyjściem z sytuacji dawanie zimnemu społeczeństwu zimnego teatru. To powstaje diabelski krąg. Wywalczyliśmy swoje miejsce i jest niemiecka publiczność, która chce nas oglądać, chce się skonfrontować z polskim teatrem, literaturą, mentalnością, konfrontować się z inną emocjonalnością. Burmistrz Berlina objął patronat nad nami. Aczkolwiek ciągle walczymy o pieniądze, bo ich nie ma na kulturę, ani tu, ani tu.

Na zdjęciu: Janina Szareki i prof. Olavem Münzberg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji