Artykuły

Między wierszami ks. Twardowskiego

- Jakież złe cechy wychodzą z człowieka! W pewnym momencie trafiłem młodego chłopaka statystę. On nie miał prawa w ogóle zajęczeć. Nagle wyobraźnia zaczęła działać, tym bardziej że zdjęcia były kręcone w Oświęcimiu w autentycznych wnętrzach. Chyba za bardzo "wszedłem w rolę" - mówi KRZYSZTOF KOLBERGER, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

- Nie wiem, jak to się stało... Powiedziałem sobie: "Nigdy nie napiszę książki o sobie. Nie będę pisał żadnych wspomnień" - czytamy w przedmowie niezwykłej książki Krzysztofa Kolbergera "Przypadek nie-przypadek. Rozmowa między wierszami księdza Jana Twardowskiego". Aktor zdecydował się na rozmowę, a właściwie kilkunastogodzinny monolog, dziesięć dni przed kolejną operacją, która była nieodzowna ze względu na postępującą chorobę nowotworową. Rozmowie o życiu towarzyszyły wiersze jednego z ulubionych przez Kolbergera autorów - księdza Jana Twardowskiego.

Zamiast śmierci

- Pobyt w Watykanie związany z pogrzebem Jana Pawia II spowodował, dzięki ujawnieniu się w Rzymie choroby i szybkiej interwencji chirurgów, że na pewno rok dłużej żyłem. Ten rok był zdecydowanie pod szyldem - ładniejszego słowa powinienem poszukać... - pod znakiem Ojca Świętego, czy nawet "naznaczeniem".

racz nas

- Dzisiaj mówię o mojej chorobie świadomie. Po doświadczeniach wielu - i to jest ważne - osób publicznych. Ich świadectwo, dzielenie się swoimi przeżyciami powoduje, że ludzie inaczej zaczynają traktować chore osoby w swoim kręgu. Chorzy inaczej zaczynają traktować siebie. Przykłady Kamila Durczoka, Krystyny Kofty czy tych, którzy przegrali walkę z chorobą - Marcina Pawłowskiego, księdza Tischnera. Że już nie wspomnę o niezwykłym przykładzie chorowania, odchodzenia, cierpienia i traktowania choroby przez Ojca Świętego. Jakże niezwykłą pracę wykonał Jan Paweł II, ucząc nas - właściwie - umierania.

przyjąć Panie

- Scena jest niezwykła... Ekspresja tam wyładowana, złości wyładowane...

Współautorką książki jest Aleksandra Iwanowska, wykładowca literatury staropolskiej na Uniwersytecie Gdańskim, którą ks. Jan Twardowski wybrał do opracowywania i redagowania jego kaznodziejskiej oraz literackiej spuścizny. Dopełnieniem książki "Przypadek nie-przypadek" jest płyta z wybranymi wierszami księdza Twardowskiego, w interpretacji K. Kolbergera.

Nawet z czasem pod pozorem tego, że dobrze, jak na próbach jest napięcie. Przynajmniej w ostatnich latach najwięcej krzyczałem, reżyserując sztuki. Kiedy ktoś mi coś zawalał, kiedy krzyczałem, że zwolnię dyrektora, jeżeli mi rozwali sztukę! Znajomi i bliskie mi osoby, kiedy mnie w tym momencie widzieli, po prostu nie chcieli tego oglądać. Nagle u tak spokojnie reagującej osoby jak ja uniesienie o dwa decybele głosu powodowało, że to się zdawało tajfunem, rewolucją niezwykłą!

pod Twe stopy

- Jednym z pierwszych moich pomysłów na życie było, żeby zostać księdzem.

Potem się to oddaliło w związku z różnymi rzeczami. Pewnym odejściem od wiary... Nie tylko, oczywiście. (...) Wchodziłem w życie społeczne, co może wtedy było ważniejsze niż dzisiaj albo inaczej ważne. W życiu, gdzie odkrywałem cały świat, trudny świat, szczególnie w początkowym okresie. Ale nie tylko. W świat erotyzmu, seksu, uczuć, miłości i zafascynowania drugą osobą.

życie moje

W filmie "Kornblumenblau" o Oświęcimiu grałem blokowego esesmana, alkoholika, dewianta. Była tam taka scena, gdzie autentycznym pejczem, zakończonym kulką mosiężną, miałem bić leżących więźniów. Oczywiście kamera była ustawiona tak, żeby wyglądało, że trafiam. Tak jak się umawiałem: "Zróbcie mi chociaż parę centymetrów przestrzeni między sobą, bo muszę walić autentycznie. Tego nie da się oszukać". Jakież złe cechy wychodzą z człowieka! W pewnym momencie trafiłem młodego chłopaka statystę. On nie miał prawa w ogóle zajęczeć. Nagle wyobraźnia zaczęła działać, tym bardziej że zdjęcia były kręcone w Oświęcimiu w autentycznych wnętrzach. Chyba za bardzo "wszedłem w rolę".

jak różaniec

- Ludzie boją się tematu śmierci. To jest taka nasza, chyba niesłuszna, "obrona". Bardzo ładnie ksiądz Jan w którymś momencie o tym wspomniał: "Przychodzimy na świat po to, by odejść. Do tej prawdy trzeba się przygotować". (...) Myślę, że kiedyś żyliśmy bardziej w zgodzie z pewnym rytmem biologicznym, z naturą. Już choćby to, że istniały wielodzietne, wielopokoleniowe rodziny: była babcia, czasem prababcia. W naturalny sposób obcowano w związku z tym i z chorobą, i ze śmiercią. Dzieci rodziły się, a jednocześnie w młodym wieku towarzyszyły momentom odchodzenia. Dzisiaj uciekamy od tego, nawet często oddając rodziców do domów starców, szpitali. Większość ludzi umiera dzisiaj w szpitalu, bez obecności bliskich. Takie nowe bóstwo się narodziło: młodość, siła, zdrowie.

***

Wszystkie fragmenty pochodzą z książki "Przypadek nie-przypadek". Śródtytuły układają się w wiersz ks. Twardowskiego pt "Jezu, ufam Tobie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji