Artykuły

Koniec próby czytanej

Felietonów Klaty nie będę czytał. Klata - szczerze mówiąc - zupełnie mi lata - pisze Jerzy Pilch w Dzienniku.

Za klasykę - mało odkrywczo - uważam wszystko, co w sztuce i literaturze stworzono przed II wojną światową, i mam do tej klasyki stosunek ekstatycznie nabożny. Wielokrotnie dawałem tej ekstazie wyraz. Jak mnie pytają w dziecinnych zabawach: jaką książkę zabrałbym na bezludną wyspę? - odpowiadam: coś z klasyki.

Na bezludną wyspę można zabrać dowolną książkę Flauberta lub Tołstoja, opowiadania Schulza lub Czechowa, wiersze Mickiewicza lub Kochanowskiego. Jest dużo możliwości. Klasyka jest dobra. Wszystko, co służy klasyce, jest dobre.

Wszystko, co służy obronie klasyki, jest dobre. Niedouczonych barbarzyńców, co uważają, że klasyka to jest zbiór martwych ramot, należy truć trutką. Klasyka jest dobra. Choć jeśli ja mówię: klasyka jest dobra i mysz dziesiątkująca klasyczne tomy mówi to samo, to nie jest dobre.

Wielka klasyczna literatura ma zawsze pewien walor uniwersalny, bywa przez to w rozmaitych epokach mniej lub bardziej aktualna - też w wymiarze politycznym. Sprowadzanie wszakże jej wymowy wyłącznie do wymiaru aktualnego, wyłącznie do doraźnej wymowy politycznej, jest takim samym barbarzyństwem jak jej wzgardliwe ignorowanie.

Powtarzam te znane prawdy, albowiem postanowiłem być cierpliwy i wyrozumiały. Nieskończenie. Dwa tygodnie temu cierpliwie i wyrozumiale, a też dobrotliwie i żartobliwie, napomniałem w tym miejscu młodego reżysera teatralnego i świeżego felietonistę "Tygodnika Powszechnego" Jana Klatę, by unikał trywialnie doraźnego czytania "Szewców" Stanisława Ignacego Witkiewicza - takie aktualizacje to jest niedźwiedzia przysługa: "wiecznie żywym" Witkacego nie czynią, dają mu wyłącznie trywialny wymiar kabaretowy. Nie ma się czym zachłystywać. Nawet jak się to i owo zgadza.

Celem wzmocnienia mego ostrzeżenia przytoczyłem znane każdemu dziecku dwie linijki z "Odprawy posłów greckich", które na oko aż się teraz proszą o odczytanie trywialno-kabaretowe; o odczytanie ich na modłę Klaty. Dokładniej: przytaczając dogodny do trywialnego odczytania kawałek "Odprawy", pokazałem - w trybie parodystycznym - lekturowo-interpretacyjną metodę Klaty.

Kierunek tej metody jest zresztą powszechny. W teatrze panuje obecnie, bardzo Klacie i jego współplemieńcom sprzyjająca, prezentystyczna gorączka. Moją obronę utworu Jana Kochanowskiego przed ewentualnym prostackim odczytaniem Jan Klata zrozumiał jako atak na Jana Kochanowskiego ("TP" nr 20) i postanowił bronić Jana Kochanowskiego przede mną.

(O to, że pechowo postanowił bronić poety, do którego zdań wracam często - mniejsza; mój Kochanowski i jego Kochanowski to są dwaj różni pisarze. Pytania "Jak facet, który nie jest w stanie zrozumieć najprostszego w świecie felietonu, bierze się za rozumienie pereł klasyki?" nie zadaję - byłoby to nieuprzejme.)

Kochanowskiego broni Klata w ten sposób, że drogą finezyjnych aluzji sugeruje, bym się podniósł z przyrodzonej pozycji kopulacyjno-pijackiej i udał do Starego Teatru na "Odprawę posłów greckich" w reżyserii Michała Zadary - dramatu żywego o wiecznie aktualnej Polsce.

"Niewiele takich napisano" - konkluduje z przejmującym patosem Klata. Parę jednak - zauważam z równie przejmującym popłochem - napisano. Klata, niestety, wie o nich. Jedynie "Odprawa" jest jak na razie przed Klatą - w ten sposób, że zrealizował ją kto inny - chroniona. Jedyna dobra wiadomość w tym galimatiasie. Klasykę trzeba chronić.

Jeszcze całkiem niedawno na propozycję, bym udał się do teatru, odpowiedziałbym Klacie jednym zdaniem, iż jest to niemożliwe, albowiem po obejrzeniu w teatrze przedstawienia Klaty (prawdopodobnie według dramatu Juliusza Słowackiego) padłem jak dętka i do dziś nie mogę się podnieść w ogóle; cóż dopiero celem pójścia do teatru - byłoby po herbacie, po Klacie i po debacie.

Prawda jest gorsza: nie jest aż tak źle. Do teatru dalej mogę chodzić, na przedstawienia Klaty nie muszę, przeżyję tę tragedię, on tym bardziej - ma swoich wyznawców. W "Tygodniku" felietonów Klaty czytał nie będę - na mój stosunek do "Tygodnika" ani na lekturę "Tygodnika" nie wpłynie to w najmniejszym stopniu.

Za wiele "Tygodnikowi" - dekadzie w nim spędzonej, jego czcigodnym duchom - mam do zawdzięczenia; za wiele - jak mówią piłkarze - krwi i potu na tamtym boisku zostawiłem, za wiele się tam nauczyłem, by mi teraz przeświadczony, że pisanie o nim jest "szukaniem dziury w całym", Klata zawadzał. Klata - szczerze mówiąc - zupełnie mi lata.

Rzuciłem okiem, bo ciekaw byłem kolejnego autora piszącego na moim, przed laty, miejscu. Osobnym felietonem na parę linijek odpowiadam nie dla tych linijek, ale że cień "Tygodnika Powszechnego" za nimi stoi. W innej sytuacji w kierunku ripost Klaty nawet bym - mówiąc jego językiem - nie "purknął". Ponieważ ukazały się na łamach forever mojego "Tygodnika", odpowiadam. Obszernie.

Nie pastwię się nad młodzikiem, który z natury rzeczy ma prawo do butnego gaworzenia; na krzywdę naraża go - pewnie w nadziei na jakąś atrakcyjną medialnie szarpaninę - redakcja "Tygodnika". Mnie publiczna zwada z reżyserem Klatą na nic, a nawet jeszcze gorzej; co najwyżej jest okazja, by w miarę dokładnie pokazać, że pisanie felietonów to nie jest bezkarne robienie jaj np. w teatrze - trochę trzeba myśleć. Dawać argumenty.

Klata w charakterze argumentów wywleka jakieś ciemne plamy, wstydy i ohydy mego życia. Lakonicznie, bo lakonicznie, ale w zgodzie obecną modą lustruje moje "dane wrażliwe". (Drugorzędni inscenizatorzy - powtarzam - są na mody łasi, teraz np. życie by dali, żeby, kurwa, u Eurypidesa coś o lustracji było). (Eurypidesa w związku z poprzednim zdaniem nie ma potrzeby bronić).To jest jakoś zrozumiałe, to jest zgodne - że tak powiem - z duchem sezonu. Bardzo teatralnego.

Natomiast jeśli Klata w ogóle uważa, że jego polemiści winni mieć chwalebne życiorysy (np. powinni nie pić) to jakimi metodami będzie on się z nimi spierał? Co im będzie zarzucał? Wygląd komiczny? Nic? Sama, błyskotliwie formułowana problematyka będzie w felietonach ? Argumentacja najwyższa? Streszczanie książek?

Istnieją obawy, że perspektywa zdynamizowania ostatniej strony "Tygodnika" rysuje się marnie. (Niczego redakcji nie sugeruję, ale niechże na zebraniu zbada, jacy felietoniści, jaką więź z gorzałą miewali i jakie z tego były pożytki dla pisma.)

Wśród licznych niedostatków mojej biografii wyliczonych przez Klatę jedna jest sprawiedliwa; pisząc o mnie ironicznie per "pewien teatroman", Klata ma oczywiście rację: ja w moim niedługo 60-letnim życiu w bardzo rozmaitych rytmach bywałem w teatrze, nieraz pilnie i regularnie, nieraz potężne miewałem zaniechania.

Pożytek z tego jest taki, że mam absolutną, niezmąconą nadmiarem klarowność obrazu. Z absolutną np. pewnością pamiętam najbardziej zawstydzające rzeczy, na jakich w życiu w teatrze byłem.

Niewiele mogę dla Klaty zrobić, mogę jednak z prawdziwą wielkodusznością zrobić jedno: mogę dalej moich zwierzeń w tej sprawie nie rozwijać. Tyle. Stop Klata. Koniec próby czytanej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji