Artykuły

Rak to wyzwanie

- Każda nagroda przyznawana przez widzów, ludzi, dla których pracuję, jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. To dowód sympatii, którą odczuwam na każdym kroku. Nie jestem przecież aktorem popularnym. Nie gram w wielu serialach, ostatnio rzadziej pojawiam się w filmach, a mimo to ludzie wciąż o mnie pamiętają - mówi KRZYSZTOF KOLBERGER, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

Rozmowa z Krzysztofem Kolbergerem, aktorem, reżyserem i interpretatorem wierszy Jana Pawła II.

Kilka dni temu odebrał Pan SuperWiktora, nagrodę przyznawaną przez środowisko aktorskie i publiczność. Nie krył Pan wzruszenia...

- Każda nagroda przyznawana przez widzów, ludzi, dla których pracuję, jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. To dowód sympatii, którą odczuwam na każdym kroku. Nie jestem przecież aktorem popularnym. Nie gram w wielu serialach, ostatnio rzadziej pojawiam się w filmach, a mimo to ludzie wciąż o mnie pamiętają. Co równie ważne, nie zapominają też reżyserzy. Dzięki temu za kilka tygodni pojawię się na ekranach kin w najnowszym filmie Andrzeja Wajdy "Katyń". Zagrałem tam rolę księdza. Bardzo się cieszę, że pan Andrzej mi ją powierzył. Wiedział przecież, że przez to, że choruję, nie zawsze jestem dyspozycyjny.

Od siedemnastu lat walczy Pan z nowotworem. Do tego dokucza Panu cukrzyca. Jakim cudem znajduje Pan jeszcze siłę, aby pracować?

- Gdy pracuję, spotykam się z ludźmi, a dzięki temu zapominam o chorobie. Odpoczywam psychicznie. Ludzie uciekają od choroby, śmierci. To normalne. Ale trzeba się nauczyć z nimi żyć. Nie wolno się izolować. Chorzy na raka muszą się czuć potrzebni. Ja muszę pomagać bliskim finansowo, utrzymać dom, płacić rachunki. Dopóki jestem w stanie pracować, chcę radzić sobie sam. Jeśli chorzy oczekują wielkiej miłości ze strony innych, stają się męczący. Żyję więc normalnie, chociaż z pewnymi utrudnieniami.

Nie traktujmy tej choroby jak wyroku śmierci, lecz jak wyzwanie. Trzeba się zaprzeć, nie załamywać. Nie wolno nawet myśleć, że można z nowotworem przegrać. Ja tego w ogóle nie przyjmuję do wiadomości. Choć dobrze wiem, że każdy kolejny miesiąc jest dla mnie darem losu. Przeszedłem trzy bardzo ciężkie operacje i wygrałem już trzy życia, jak na loterii. Nigdy się nie poddam, bo mam dla kogo żyć.

Choroba zmienia życie. Co zmieniła w Pańskim?

- Bardzo zbliżyła mnie do córki. Przed ostatnią operacją zabrałem Julię w swoje rodzinne strony, do Gdańska. Nigdy wcześniej tam nie byliśmy razem. Później, gdy leżałem w szpitalu, pewnego dnia przyszła do mnie i zaczęła mi czytać "Dzieci z Bullerbyn". Wróciły wspomnienia z dzieciństwa, mojego i jej. Dużo rozmawiamy, często mnie odwiedza, zrodziła się między nami jakaś ogromna więź. Zawsze się bardzo kochaliśmy, ale to jest coś innego... Jakbyśmy chcieli nadrobić te wszystkie lata i jeszcze pobyć ze sobą na zapas.

Stał się Pan czołowym interpretatorem poezji i tekstów Jana Pawła II. Recytuje Pan "Tryptyk rzymski" na niemal wszystkich wydarzeniach papieskich w kraju. Dlaczego?

- Pojechałem z kilkoma wierszami papieża do Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam okazało się, że ksiądz kazał wydrukować na afiszu, że to będzie "Tryptyk rzymski". Powiedział, że musi być "Tryptyk...", bo ludzie przyjdą z egzemplarzami i będą chcieli wspólnie czytać. Nie pomogły tłumaczenia, że przygotowałem wiersze. Przez dwie godziny, które miałem do koncertu, musiałem się przygotować. Wystąpiłem, nieskromnie mówiąc, z takim sukcesem, że nie pozwolono mi później odpuścić tego tekstu. I do dzisiaj mam okazję go mówić. Występuję z poezją papieża, bo ludzie chcą słuchać tego, co Jan Paweł II stworzył, co napisał, co powiedział. Ja również czuję taką potrzebę. Te teksty do mnie przemawiają i to nie jest zwykła aktorska recytacja.

Czy ta poezja pomaga walczyć z chorobą, czy daje do tego siłę?

- Mówi się, że jak trwoga, to do Boga. Pewnie tak jest, ale ja nie boję się śmierci. Bardziej boję się tego, co może być z osobą chorą. Dlatego tak walczę, aby choroba nie stała się treścią mojego życia. Poezja, modlitwa są potrzebne, wiele rzeczy można dzięki nim zrozumieć.

Od kilku tygodni w księgarniach można kupić książkę "Przypadek nie-przypadek". To wywiad rzeka, którego Pan udzielił. Czy Pana życie to przypadek, czy raczej zaplanowany z góry los, na który nie ma Pan wpływu?

- Opowiem pani pewną historię. Kiedy umarł Jan Paweł II, nie miałem szansy pojechać na jego pogrzeb. Kilka dni później dostałem telefon, czy przyjechałbym do Watykanu, by tam odczytać testament Ojca Świętego. Dostałem ostatni bilet. Przypadek? W Rzymie odżywiałem się niezdrowo i dostałem żółtaczki. Okazało się, że jest to przerzut nowotworowy. Dzięki tej żółtaczce szybko go wykryto i można było podjąć leczenie. Przypadek? Nie wiem. Wiem jednak, że dzięki temu mogłem żyć. Zostało mi podarowane kolejne życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji