Artykuły

Ruchliwy muzyk i gadatliwy tancerz

"Randka w ciemno" Michaela Schumachera i Dominika Strycharskiego w Starym Browarze na XVII Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Malta w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Głosie Wielkopolskim.

Dwóch artystów improwizowało w poniedziałkowy wieczór w Starym Browarze. Teoretycy mogą się zastanawiać, czy to już spektakl, czy tylko wstęp do niego - uchylenie teatralnych kulis albo drzwi do sali prób. Widownia się nie zastanawiała: biła brawo z pełnym entuzjazmem.

Czyżby to znaczyło, że niewiele trzeba, żeby zadowolić publiczność? O nie! Ci dwaj faceci to zdolni improwizatorzy: tancerz Michael Schumacher oraz muzyk Dominik Strycharski [na zdjęciu]. Obaj zdecydowali się wziąć udział w projekcie "Randka w ciemno" realizowanym w ramach maltańskiego programu "Stary Browar - Nowy Taniec na Malcie". Poznali się ledwie dzień wcześniej i nie uzgadniali, co się ma zdarzyć na scenie.

Autentyczne spotkanie

A co może powstać ze zderzenia dwóch ciał, dwóch głosów, dwóch rodzajów wyobraźni, dwóch osobowości? Co tak się spodobało widowni? Myślę, że przede wszystkim zaproszenie jej do udziału w autentycznym spotkaniu, w prawdziwym procesie. A także charyzma współpracujących ze sobą artystów: zaprawionych w improwizacyjnych bojach, kreatywnych, otwartych i ciekawych siebie, ale też wyposażonych w warsztat i szukających sensu w spotkaniu.

Szukanie języka i tematu

Zdawałoby się, że obaj artyści idą do siebie z dwóch różnych światów - tańca i muzyki - ale te granice szybko zostały zatarte. Strycharski to "ruchliwy" muzyk, a Schumacher - "gadatliwy" tancerz. W pewnym momencie zamienili się nawet rolami. Obaj oswajali się, zaczepiali, błądzili w szukaniu dróg do siebie, spotykali na chwilę w nastroju albo temacie, mijali. Taka sytuacja często zdarza się także w dziełach uznanych przez ich twórców za skończone, domknięte, gotowe do pokazywania publiczności. Wszak improwizacja to coraz częściej używana metoda pracy. Bywa jednak, że widz gubi się w domysłach na temat sensów tych dzieł, bo sama metoda nie jest jeszcze kluczem do wybitnej kreacji: wymaga improwizatorów zdolnych i - co szalenie rzadkie - mających do powiedzenia coś ponad to, że właśnie improwizują.

Tu - paradoksalnie - metoda stała się w jakimś sensie tematem wieczoru. Panowie rzeczywiście szukali wspólnego "języka" i tematu do "rozmowy". A widownia mogła wziąć

w tym udział, poznając gramatykę, ortografię oraz sensy tej tworzonej ad hoc "opowieści" I bardzo spontanicznie reagowała na specyficzny - złożony z dźwięków i ruchów - "tekst", który "pisał się" na scenie.

O czym ta opowieść? O tym, że dwóch facetów - muzyk i tancerz - spotyka się w jednym czasie, w jednym miejscu i próbuje się poznać. Tylko tyle. Ale to wystarczyło, żeby przez kilkadziesiąt minut dać sję tej próbie zaczarować. Nawet jeśli chwilami artyści ocierali się o banał, proste naśladownictwo czy wzajemne lustrowanie, to kilka ładnych metafor, kilka sugestywnych scen udało im się poniedziałkowego wieczoru stworzyć.

Siła spontaniczności

A swoją drogą, bardzo jestem ciekawa, co by się stało, gdyby popracowali ze sobą dłużej. Czy doprowadziłoby to do spójnego, skończonego spektaklu? Nie wiem. Ale ich siła na pewno tkwi w takim spontanicznym reagowaniu na czas, miejsce i partnera. W pozostawianiu siebie i widzów w pewnym zawieszeniu, niedosycie, oczekiwaniu. Bez stawiania wszystkich kropek nad i. A także w tym, że wiedzą, kiedy skończyć, żeby spotkanie nie zamieniło się w nudzenie albo jałowe popisy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji