Artykuły

Anioły i mikrofony - misterium bez tajemnic

Premiera tej pastorałki odbyła się w wieczór sylwestrowy, prasowa (?), na której byłem ty­dzień później, zgromadziła niewielu widzów. Głównie młodzież licealną i kilka osób star­szych, którym współczesne dokonania dyrek­tora kojarzą się sentymentalnie z jego niegdy­siejszymi sukcesami.

W Nowym, od lat niezmiennie, dobrodu­szna reakcja zaprzyjaźnionych widzów upewnia zarówno ich samych, jak i Mistrza, że jednak się kręci. A krytycy to gamonie al­bo zblazowani malkontenci, którzy w letnim co najwyżej pisywaniu o tym teatrze jakby się złośliwie zmówili.

Tym razem w ładnie wydanym programie do spektaklu zainteresowały mnie zwłaszcza pierw­sza i ostatnia strona. Z pierwszej dowiedziałem się, że Autorem przedstawienia jest Adam Ha­nuszkiewicz. Jakby XVII-wieczna pastorałka i kilka współczesnych wierszy, które przerobiono na piosenki były jedynie przydatnymi klockami lego. Jakby samodzielny wkład scenografia, ko­stiumologia, kompozytora, czy poszczególnych aktorów był sprawą z założenia drugorzędną.

Tylko niewielu twórców teatralnych bez megalomanii mogło albo może nazwać się Autorem - na przykład: Wyspiański, Kan­tor, Mądzik, czy Szajna. Bo w większości swoich spektakli od A do Z sami nie­mal wszystko wymyślili.

Na ostatniej stronie programu wydrukowa­no obecny repertuar teatru. Wszystko zalatuje musicalem, estradą poetycką, mentorską publi­kacją. Jakby założono, że bez piosenek, tańców i mikrofonów biedni widzowie niczego nie zrozumieją - ani z romantyzmu, ani z pozytywizmu, ani ze staro­polszczyzny, ani ze współcze­sności.

Jak więk­szość ostat­nich kazań Hanuszkie­wicza i to jest wyraźnie przegadane i prze­śpiewane. Przewaga słowa (nieważne, że cza­sem pięknego) nad teatrem jest ewidentna. To, że kilka scen, zwłaszcza komediowo-plebej­skich (też przydługich) rozegrano dość błysko­tliwie, przypomina tylko, że przedtem i po­tem żywego teatru zabrakło. W kilka kostiumów o operowym zadęciu (trzej królowie, He­rod) "umoczono" duże pieniądze. Daleko za dużo jak na globalny efekt.

Młodsza część aktorskiego zespołu jest na ogół lepsza od spektaklu, a starsza - gorsza. Urocza Edyta Jungowska w roku Marii, bez za­rzutu. Jeden z aniołów - Małgorzata Duda śpiewa wspaniale soulowo i o wiele nowocze­śniej od niby współczesnej muzyki, z którą w tym spektaklu ma do czynienia.

Okazuje się, że nie wystarczy ustawić anioły w rządku i dać im mikrofony do rę­ki, żeby było fajnie. A zresztą, po co uwspół­cześniać barokowe perełki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji