Artykuły

Wrocław. "Do widzenia, do jutra..." na DVD

Na DVD ukazał się film "Do widzenia, do jutra..." ze Zbyszkiem Cybulskim. Cyfrowej rekonstrukcji ścieżki dźwiękowej z legendarną muzyką Krzysztofa Komedy dokonano we wrocławskim studiu Voiceland.

Ten film to jedna z najbardziej uroczych opowieści w historii polskiego kina: skromny gdański artysta (Zbyszek Cybulski) spotyka córkę francuskiego konsula (Teresa Tuszyńska). Dla niego to miłość życia, dla niej - zaledwie flirt, letnia przygoda.

Bohaterowie snują długie, poetyckie dialogi, spacerują po pięknie fotografowanym Gdańsku, odwiedzają kluby, tańczą przy dźwiękach jazzu. Nie ma tu cienia polityki, panowie są nonszalanccy, panie noszą piękne, rozkloszowane sukienki. Ktoś martwi się o pieniądze, ktoś komuś chce odbić dziewczynę, ktoś inny kocha nieszczęśliwie. Studenci żyją sztuką, letnicy wpatrują się w morze... Scenariusz niemal pozbawionego akcji filmu napisali sam Cybulski, Bogumił Kobiela i Wilhelm Mach. Wpletli do niego scenki z życia gdańskiej cyganerii skupionej wokół teatrzyku Bim-Bom (w filmie: Tik-Tak). W drugim planie pojawiają się Roman Polański i Jacek Fedorowicz, niezapomnianą rolę cwaniaczka sprzedającego horoskopy stworzył Mieczysław Waśkowiak.

Film - a tak naprawdę 80-minutowa poetycka impresja - miał swoją premierę w 1960 r. Zdobył kilka wyróżnień na światowych festiwalach, m.in. Srebrny Bumerang za zdjęcia Jana Laskowskiego w Melbourne i nagrodę za reżyserię dla Janusza Morgensterna w Stradfordzie. Przez lata stawał się legendą. W połowie lat 90. znany dziennikarz muzyczny Marcin Kydryński namówił jazzowego saksofonistę Mariusza "Faziego" Mielczarka do nagrania płyty, na której wykorzystane zostały fragmenty oryginalnej ścieżki dźwiękowej i dialogów.

Film na płycie pozbawiony jest dodatków, za to obraz został poddany retuszowi, a ścieżka pieczołowicie zrekonstruowana. Za tę część przedsięwzięcia odpowiadał realizator dźwięku Maciej Ziółkowski z wrocławskiego studia Voiceland. - Materiał wyjściowy zgrany bezpośrednio z taśmy filmowej był w opłakanym stanie - opowiada Ziółkowski. - Szumy, brakujące fragmenty, przesunięte synchrony, bardzo słaba dynamika, brak drugiego planu...

W sekwencji portowej słyszymy nie tylko szum morza, ale też przepływający kuter rybacki oraz brzmiącą w oddali syrenę. W scenie, w której grany przez Cybulskiego Jacek stoi pod oknem akademika i woła dziewczynę, w oryginale nagrany był wyłącznie jego głos. Teraz słychać także ruchliwą ulicę i szum wiatru. Gdy bohaterowie rozmawiają w kościele, słychać echo, jakim w zrujnowanym wnętrzu wzbudzają ich kroki. Gdy idą na jarmark - towarzyszy im zgiełk tłumu i zgrzytanie starego wózka.

- Najgorsze było ostatnie jedenaście minut filmu - mówi Ziółkowski. - Poza terkotaniem kamery nie było praktycznie nic. Dialogi były zupełnie nieczytelnie. Czyściłem ten fragment klatka po klatce, a i tak w jednym miejscu byłem bezradny: scena ze sprzedawcą horoskopów urywa się w pół zdania. Brakuje przynajmniej kilku sekund filmu. Żeby to zrekonstruować, trzeba by zatrudnić aktorów, dać im oryginalną listę dialogową i kazać naśladować głos Cybulskiego i innych. A lepiej, żeby film, nawet uszkodzony, pozostał integralną całością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji