Artykuły

Lepiej nie oszukiwać ani Boga, ani siebie.

- Wprawdzie decydując się na publiczne pokazywanie, musimy się liczyć, że wszyscy będą nas oceniać, ale pisma brukowe są potwornie szkodliwe - mówi PIOTR MACHALICA (na zdjęciu) w rozmowie z Violettą Lewandowską.

"Członek aktorskiego klanu Machaliców. Zagrał w ponad 80 filmach, uwielbia śpiewać. Ma dwójkę dzieci z pierwszą żoną. Dziś związany z Edytą Olszówką.

W młodości marzył pan, by być kierowcą tira, a jednocześnie myślał o... pójściu do seminarium, na księdza.

- Chciałem być kierowcą wielkiego amerykańskiego tracka może dlatego, że w Polsce lat 70. źle mi się mieszkało i pragnąłem wyjechać. Pamiętam te szlabany, korowody, by dostać wkładkę paszportową do Bułgarii. A seminarium duchowne kojarzyło mi się z... błogością. Matka dała nam wychowanie religijne, według dekalogu. Nauczyła mnie cenić i lubić święta, wieczorną modlitwę, kościelną celebrę. Ale potem zmienił mi się światopogląd. I pomyślałem, że lepiej nie oszukiwać ani Boga, ani siebie.

Już jako 16-latek wyprowadził się pan do wynajętego dla pana przez ojca mieszkania. Zaczęły się kłopoty...

- Wyprowadziłem się, bo sytuacja w domu nie była komfortowa ani dla mnie, ani dla Henryka (tak Piotr Machalica zwracał się do ojca, aktora Henryka Machalicy - przyp. V. L.). Za to, że się zgodził, będę mu wdzięczny do końca moich dni. Zaufał mi, że dam sobie radę, będę się zachowywał jak dorosły, choć byłem tylko wrażliwym i zakompleksionym szczeniakiem. Wielu mądrych ludzi znałem, ale to był supermądry gość. A kłopoty? Nauka mnie nie zajmowała, wagarowałem i wydłużył mi się czas w liceum. Poszedłem do wieczorówki, zacząłem pracować. Jako goniec w gazecie, froter w Teatrze Narodowym, pomocnik bibliotekarza, fotografa, a przez rok sanitariusz w izbie wytrzeźwień... Miałem 17 lat, żadnego wykształcenia, a musiałem zarabiać na siebie. Chciałem też przyjrzeć się życiu z bliska. To, co zobaczyłem w izbie wytrzeźwień, było tak obrzydliwe i upokarzające, że pewnego dnia wyszedłem stamtąd i już nie wróciłem.

By uciec przed wojskiem, zdawał pan do szkoły teatralnej...

- To była ostatnia deska ratunku, miałem już kartę powołania. Kędy zdałem, dziękowałem Bogu, że dał mi szansę w życiu. Miałem 22 lata, byłem facetem po przejściach i zdawałem sobie sprawę, że te 4 lata w szkole to łaska oddania mi utraconych lat dojrzewania. Dotąd zawsze byłem wśród starszych ludzi, tu otaczali mnie młodsi. Studia wspominam fantastycznie: otarłszy się o znakomitych artystów, zapragnąłem dotknąć aktorstwa z tej strony, co oni. - I, co zawsze było marzeniem Henryka, graliśmy we trzech! W ciągu 2 lat sto razy wystąpiliśmy w spektaklu Arthura Millera Cena w Teatrze Nowym w Poznaniu. Wsiadaliśmy z Henrykiem do samochodu w Warszawie, jechaliśmy do Poznania i graliśmy tam przez kilka dni. To było takie magiczne bycie razem. Ostatnie z naszych przedstawień odbyło się 2 maja ubiegłego roku.

Ożenił się pan wcześnie, jeszcze podczas studiów...

- Młodość to czas podejmowania zbyt wczesnych decyzji. Ale są z tego związku wspaniałe dzieci. Sonia ma 20 lat, mieszka w Nowym Jorku, wyszła za mąż. Franek skończył grafikę komputerową, teraz chce zrobić magistra. Zachwyca mnie. Ale wpływu na nich już nie mam.

A co im pan przekazał?

- Mają być wolni, niezależni, liczyć tylko na siebie, nie zmarnować życia!

Po studiach szybko zyskał pan popularność i odniósł sukces.

- Po prostu pracowałem, nie zabiegając o to, co nazywa się popularnością. Teraz zdarza mi się odczuwać tę bolesną stronę naszego zawodu. Wprawdzie decydując się na publiczne pokazywanie, musimy się liczyć, że wszyscy będą nas oceniać, ale pisma brukowe są potwornie szkodliwe. Wolno im napisać wszystko, bez żadnej odpowiedzialności, a ludzie święcie wierzą w to, co czytają.

Gra pan w filmach i w teatrze, śpiewa, wydaje płyty...

- Śpiewam Okudżawę, Brassensa, Cohena, piosenki Jaśka Wołka i Jeremiego Przybory. Uwielbiam śpiewać. Szeroka publiczność nie docenia tego repertuaru, ale... Raz przyszła cała szkoła. Patrzyłem zza kulis, myśląc: - Nie wyjdę, nie miałem nigdy tak młodej publiczności. A jak oni słuchali!

Wierzy Pan w małżeństwa aktorskie? (Piotr Machalica związany jest z aktorką Edytą Olszówką).

- To mit, że są one nieudane, bo małżonkowie konkurują jedno z drugim! Ja w partnerce widzę kobietę, człowieka - nie aktorkę. Ale w ogóle to mam bardzo zachwiane zdanie co do instytucji małżeństwa. Nie chcę się zastrzegać, że po rozwodzie nie ożenię się powtórnie, nie wiem tego. Natomiast wiem, że małżeństwo nie upoważnia kogoś, kto ma w ręce podpisany papier, by czuł się czyimś właścicielem".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji