Artykuły

Lubię i umiem słuchać

- Polskim odpowiednikiem imienia Redbad jest Radzisław, czyli ten, który doradza. Co śmieszne, często znajduję się w roli powiernika. Może moi znajomi przychodzą do mnie podświadomie? - zastanawia się warszawski aktor i reżyser REDBAD KLYNSTRA.

Redbad Klynstra [na zdjęciu] bardzo długo związany był ze środowiskiem teatralnym i wystrzegał się ról w serialach. Jednak niedawno zmienił zdanie i przyjął propozycję z "Na dobre i na złe". Aktor, który urodził się i wychował w Holandii, gra Holendra, Ruuda Van Der Graafa, nowego anestezjologa w szpitalu w Leśnej Górze.

W jakim mieście pan się urodził?

- W Amsterdamie. Mieszkałem tam aż do matury. Do Polski wyjechałem w 1990 r. W połowie jestem Polakiem, w połowie Fryzyjczykiem. To taka mniejszość narodowa porównywalna z Kaszubami. Fryzja leży na północy Holandii, a jej stolicą jest Leeuwarden.

Potrafi pan mówić po fryzyjsku?

- Nie na tyle, żeby się tym chwalić. Mój ojciec poświęcił dużo czasu, abym został dwujęzyczny i mówił po polsku i holendersku.

Ma pan bardzo intrygujące imię.

- Redbad to imię króla, który odegrał znaczącą rolę w dziejach Fryzji. Miał być tym, który wprowadzi Fryzję w chrześcijaństwo. Ale w momencie, kiedy zanurzał się w wodzie święconej, zawahał się i spytał: "A co będzie z moimi przodkami?". Ksiądz powiedział mu, że będą - niestety - w piekle. Gdy Redbad to usłyszał, zrezygnował, mówiąc, że woli być razem z nimi. Polskim odpowiednikiem imienia Redbad jest Radzisław, czyli ten, który doradza. Co śmieszne, często znajduję się w roli powiernika. Może moi znajomi przychodzą do mnie podświadomie?

Potrafi pan słuchać?

- Nauczyłem się - niestety - przerywać i nie słuchać. Musiałem to zrobić, bo przez pierwsze lata w Polsce nie mogłem dojść do głosu. Czekałem cierpliwie na moją kolej na zebraniach i różnych spotkaniach towarzyskich i nie wychodziło mi to na dobre. W ostatnich latach zmieniłem się do tego stopnia, że wręcz zarzuca się mi, że ciągle przerywam. Natomiast lubię i umiem słuchać. Nauczyłem się tego w szkole. W Holandii kładzie się na to bardzo duży nacisk. Gdy byłem dzieckiem, wpajano mi, że do porozumienia można dojść tylko wtedy, kiedy dobrze się wysłucha innych ludzi.

W Polsce jest inaczej?

- Na pierwszy rzut oka Polacy porozumiewają się chaotycznie. Ale to nieprawda. Ludzie w Polsce mają podzielną uwagę. A do tego chcą szybko osiągnąć to, co sobie zakładają. Polska to naród osobowości, każdy chce manifestować siebie. Ale Polacy są także otwarci na współpracę, o czym świadczy przykład Leo Beenhakkera i polskich piłkarzy. Myślę, że ten doświadczony trener zaszczepił im głównie grę zespołową i myślenie długofalowe. To charakteryzuje Holendrów. Zresztą to się przejawia także w handlu. W Polsce dominuje strategia, żeby szybko zarobić, a potem zająć się innym biznesem. Co też - oczywiście - ma swoje plusy. Od niedawna poznaję świat biznesu od wewnątrz. Otworzyłem z moim przyjacielem z dzieciństwa kawiarnię w Warszawie. Nazywa się Lente, co po holendersku oznacza wiosna, a po włosku powoli.

Pana przyjaciel przyjechał do Polski, żeby otworzyć z panem kawiarnię?

- Nie. Dopóki nie wyjechałem z Holandii, czyli do 18 roku życia, widywaliśmy się niemal codziennie. Razem się wychowywaliśmy, chodziliśmy do szkoły. Potem, kiedy przeniosłem się do Polski, żeby studiować w szkole teatralnej, przyjechał mnie odwiedzić i poznał dziewczynę, która jest teraz jego żoną. Mają dużego już w tej chwili syna. Mimo że obaj mieszkamy w Polsce, bardzo rzadko się widywaliśmy. Wszystko przez to, że obracamy się w zupełnie innych środowiskach. Postanowiliśmy to zmienić, dlatego otworzyliśmy kawiarnię. No i teraz widzimy się na okrągło.

Kim jest pana bohater w "Na dobre i na złe"?

- Ruud Van Der Graaf jest anestezjologiem. Jego dziadek był Polakiem, walczył pod Arnhem. Mój bohater przyjechał do Polski, bo obiecał mu, że nauczy się języka swoich przodków. Ruud jest zafascynowany Polakami, tutejszą medycyną, innymi sposobami leczenia. Myślę, że ta postać umożliwi Polakom poznanie Holendrów. To cenna nauka, bo wiele nieporozumień wynika z niewiedzy i różnic kulturowych.

Traktuje pan tę rolę jako pewnego rodzaju misję?

- Tak, tym bardziej że jestem bacznie obserwowany przez pracowników ambasady holenderskiej. Bardzo się ucieszyli i zaciekawili tą rolą, bo jest związana - krótko mówiąc - z integracją europejską. Fajne jest to, że można ułożyć rozwój tej postaci długofalowo. Wszystko, co się z nią dzieje, nie jest przypadkowe.

KA: Pana bohater znajdzie w szpitalu jakichś przyjaciół?

- Na pewno dobrze rozumie się z Karoliną Orlińską, nową ordynator, którą gra Beata Ścibak. Ciepłe stosunki łączą go także z Bożenką (Edyta Jungowska) i Moniką Zybert (Jolanta Fraszyńska). Mój bohater nie szuka jednak szczęścia wśród Polek, bo w Holandii czeka na niego dziewczyna. A nawet gdyby chciał, mógłby nie zrozumieć, że jakaś kobieta się nim interesuje. W Holandii sprawy damsko-męskie wyglądają zupełnie inaczej.

Jak długo pana bohater zostanie w serialu?

- To - oczywiście - w dużej mierze będzie zależało od widzów. Jeśli zaakceptują mojego bohatera, zostanę. Podpisałem umowę na 1,5 roku. Co będzie dalej, zobaczymy.

Pan wymyślił imię i nazwisko swojego bohatera?

- Tak. Chodziło mi o to, żeby było jak najtrudniejsze do wymówienia.

Ma pan dziewczynę, narzeczoną?

- Spotykam się z osobą, w której jestem zakochany.

Planuje pan założyć rodzinę?

- Długo czekałam na to, aż warunki finansowe w teatrze będą umożliwiały życie na przyzwoitym poziomie. W Holandii praca w telewizji, teatrze czy na planie filmowym jest wyborem czysto merytorycznym, artystycznym. Oczywiście atrakcyjniejszy finansowo jest angaż w telewizji, ale posiadając etat w teatrze też da się wygodnie żyć. W Polsce jest to raczej niemożliwe, chociaż na przestrzeni ostatnich lat sytuacja znacznie się polepszyła. Tylko dla mnie, jako osoby, która podróżuje miedzy dwoma krajami, takie zarobki okazały się - niestety - niewystarczające. Zrezygnowałem z etatu w teatrze, dzięki czemu jestem panem swojego czasu. Od niedawna także reżyseruję i chciałem mieć większą swobodę. Dopiero teraz mam podstawy do tego, by założyć rodzinę. Bardzo chciałbym mieć dzieci. Okres szaleństwa artystycznego mam już za sobą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji