Artykuły

Doktor dyrektor smoczego teatru

- Coś pozytywnego zaczyna się dziać w finansach kulturalnych miasta. Zaczynamy pomału doganiać średnią krajową i to się przekłada wprost na możliwości teatru. Będziemy mieli w przyszłym sezonie pięć premier - mówi WALDEMAR WOLAŃSKI, dyrektor Teatru Lalek Arlekin w Łodzi.

Dariusz Pawłowski: Dobrze zakończył się miniony sezon dla Teatru Arlekin. Otrzymaliście Złote Maski: przyznaną po raz pierwszy za najlepszy spektakl teatru lalek i drugą dla pana za Międzynarodowy Festiwal Solistów Lalkarzy.

Waldemar Wolański: - Jak zwykle wrażenia są dwa, sprzeczne, aczkolwiek oczywiście przeważają pozytywne. Sprzeczne, ponieważ lalkarze przez lata walczyli, by ich nie wpuszczać w getto dla teatrów lalkowych czy dziecięcych, tylko żebyśmy byli oceniani, jak każdy inny teatr. Czujemy się bowiem na siłach konkurować z innymi teatrami. To, niestety, nie działa, bo rzadko kto z poważnych krytyków zagląda do teatru lalek, nie uważając go za teatr wart uwagi.

Nowa kategoria Złotych Masek niejako zmusi krytyków, żeby teraz zajrzeć. Dlatego myślę, że dobrze się stało, iż szacowne jury taką decyzję podjęło, bo to zwróci uwagę na nasze teatry. Także z tego powodu, że jesteśmy zagłębiem lalkowym, bowiem Łódź, obok Warszawy, to jedyne miasto w Polsce, gdzie jest więcej niż jeden teatr lalkowy. W Arlekinie dodatkowo mieści się siedziba Polunimy, jedynej organizacji lalkowej.

Co do Maski nadzwyczajnej, też mam mieszane uczucia, bo daje ją się zwykle ludziom, którzy już odchodzą. Co prawda skończyłem niedawno 50 lat, ale czuję się skowronkiem w środku. Jednak ta Maska jest za konkretny festiwal. I w tym sensie nagroda jest fajnym pchnięciem do przodu. Tym bardziej że u nas ciągle artystów lalek traktuje się jako trochę gorszy rodzaj artystów. Maska dodaje rangi festiwalowi, a być może też podniesie nieco prestiż samych lalkarzy.

Wskazano na was palcem jednak nie tylko w Łodzi, ale i w Austrii Pod koniec sezonu Arlekin został tam uznany za najlepszy teatr.

- W Austrii jest wbrew pozorom bardzo dużo emigrantów, a emigranci, jak wszyscy ludzie, mają dzieci. W związku z czym Austriacy wpadli na fajny pomysł festiwalu Multikids w Wiedniu, który jest swego rodzaju przeglądem kultur. Zapraszają teatry z krajów, które mają u nich najliczniejsze reprezentacje emigrantów. I te teatry w rodzimych językach, prezentują rodzimy repertuar. Byliśmy tam jako jedyny teatr z Polski, zagraliśmy "Czerwonego Kapturka" w mojej reżyserii i położyliśmy wszystkich na łopatki. Dostaliśmy tytuł najlepszego teatru roku.

Będą kolejne zagraniczne festiwale?

- Tak naprawdę problem nie jest w zaproszeniach na festiwale, bo mam ich całe biurko, tylko w finansach. Bo jeśli zaprasza nas na przykład tak odległy kraj, jak Pakistan, to choć organizatorzy zapewniają nam na miejscu pełne utrzymanie, to trzeba tam jakoś dotrzeć. A trzeba przewieźć nie tylko aktorów, ale i scenografię. We wrześniu jedziemy jednak do Pragi z naszym smokiem Niuńkiem, następnie do Irlandii z "Małą Syrenką". Potem mamy wyjazd do Niemiec z "Arlekinem w tarapatach", do Ostrawy ze smokami, a w czerwcu przyszłego roku planujemy wyjazd do Litomiśla w Czechach na festiwal operowy. Jedziemy tam z pierwszą premierą przyszłego sezonu, czyli "Stworzeniem świata" według rysunków Jeana Effela. Przedstawienie jeszcze nie powstało, a już zostało zaproszone do Czech i na wystawę w Paryżu.

Wasz smok Niuniek, jak słyszę, stał się już znaną osobowością. To kolejny smok Arlekina, który robi karierę?

- To prawda. Dwa lata temu nasza smoczyca Niunia zdobyła tytuł Najpiękniejszego Smoka na Paradzie Smoków w Krakowie. Od tego czasu Arlekin zapraszany jest tam jako gość specjalny. W tym roku paradę oglądało kilkadziesiąt tysięcy osób i parada zatrzymywała się dwa razy: właśnie z powodu Niuńka. Ludzie chcieli sobie robić z nim zdjęcia, a dzieci wieszały się mu na szyi. Zabawne, że Łódź, miasto w środku Polski, stało się smoczym zagłębiem.

Od niedawna Arlekin jest w nowej sytuacji: ma dyrektora, który jest doktorem.

- Tak, jestem doktorem dyrektorem. Obroniłem doktorat w Akademii Teatralnej w Warszawie na temat "Wpływ japońskiego klasycznego teatru lalek bunraku na polski współczesny teatr animacji na przykładzie spektaklu Don Kichot łódzkiego Teatru Arlekin". Dało się to zauważyć, bo są tego zewnętrzne objawy. Od stycznia sukcesywnie zarastałem. Powiedziałem, że dopóki nie obronię pracy doktorskiej to się nie ogolę. Myślałem, że to szybciej pójdzie, ale do czerwca moja broda osiągnęła poważne rozmiary. Jak tylko się obroniłem, to od moich kochanych wariatów w teatrze dostałem biały kitel, żebym jako pan doktor mógł sobie chodzić po teatrze, a na zakończeniu sezonu każdy mógł sobie wziąć kawałek brody dyrektora na pamiątkę. W związku z czym odbyły się oficjalne postrzyżyny.

Czy pod wodzą dyrektora doktora nowy sezon będzie szczególnie poważny?

- On się zapowiada trochę bardziej tłusto niż w ostatnich latach. Także dlatego, że coś pozytywnego zaczyna się dziać w finansach kulturalnych miasta. Zaczynamy pomału doganiać średnią krajową i to się przekłada wprost na możliwości teatru. Będziemy mieli w przyszłym sezonie pięć premier. Zaczynamy na początku października od wspomnianego "Stworzenia świata", które będzie reżyserować Czeszka Simona Chalupova. Na początku grudnia wyciągamy "Pana Twardowskiego", tydzień później premiera tradycyjnej szopki satyrycznej. W marcu spektakl dla najmłodszych, czyli "Tajemnice wesołego miasteczka", a na Dzień Dziecka "Wielkomiludy" Andrzeja Maleszki. No i we wrześniu organizujemy coroczny już festiwal teatru ulicznego Trotuart.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji