Artykuły

Kalendarz przedwojennego chłopca: 1937/Płeć

- Wysublimowana atmosfera panowała natomiast na przedstawieniach abonamentowych w Teatrze Narodowym czy Polskim. Dziewczęta w białych bluzkach siedziały na parterze, a my na balkonie, albo odwrotnie. Nigdy razem. Czekało się z biciem serca na antrakt, w czasie którego na korytarzach mijaliśmy rozpaplane i roześmiane grupki dziewcząt strzelających prowokująco oczami w naszą stronę. I taki był seks naszej młodości - wspomina aktor i reżyser, ANDRZEJ ŁAPICKI.

Mama, wykazując jak zwykle dużą inicjatywę towarzyską, zorganizowała lekcje tańca. Odbywały się w wysokim domu, róg Hożej i Poznańskiej. Z tego domu w dwa lata później wyskoczy na bruk żona generała Kasprzyckiego, kiedy jego romans z artystką Kajzerówną przekroczy dopuszczalne normy. Na razie z synem generała chodzimy w dopasowanych mundurach na te lekcje. Pod przeciwległą ścianą stoi grupka równie spłoszonych panienek. Pośrodku bryluje mały łysy eksbaletmistrz carskowo balieta w Sankt-Petersburgie, pan Łobojko. Co mi zostało z tych lekcji? Spocone, zimne ręce partnerek, lekki zapach pudru i wody kolońskiej, rodzaj zażenowania graniczącego ze wstydem i niechęć do tańca na całe życie. Spotykam czasem moją partnerkę, panią Zielińską, żonę architekta, córkę wojewody warszawskiego Jaroszewicza, znanego w kołach towarzyskich jako "Wołodia". Ciekawe, że z tym nazwiskiem łączy się zawsze władza i to dość brutalna.

Córka była wysoka, subtelna i bardzo ładna. Czasem, jak się widzimy, obojgu przez oczy przelatuje ten sam wyraz zażenowania z lekcji pana Łobojki.

Miałem swoją miłość z widzenia - spotykałem ją, chodząc Wiejską do szkoły. Ona chodziła do Królowej Jadwigi na placu Trzech Krzyży. Miała dość bezczelny wyraz oczu, który powodował we mnie dziwne dreszcze. Kiedyś zdobyłem się na odwagę, włożyłem piękny szalik w grochy i mijając ją, ukłoniłem się - za plecami usłyszałem chichot, komentowały ten niezwykły fakt z koleżanką. A ja się uspokoiłem. Nastąpiło spełnienie. Po tej kulminacji już jej nie pamiętam. Dziwne i zupełnie zdecydowane reakcje powodował u mnie widok (przez płot) sąsiadek z gimnazjum handlowego, grających w siatkówkę. Najnormalniej w świecie dojrzewałem.

Wysublimowana atmosfera panowała natomiast na przedstawieniach abonamentowych w Teatrze Narodowym czy Polskim. Dziewczęta w białych bluzkach siedziały na parterze, a my na balkonie, albo odwrotnie. Nigdy razem. Czekało się z biciem serca na antrakt, w czasie którego na korytarzach mijaliśmy rozpaplane i roześmiane grupki dziewcząt strzelających prowokująco oczami w naszą stronę.

I taki był seks naszej młodości. Jak sobie pomyślę, że musimy teraz z Tadkiem Konwickim przedzierać się ze wstydem przez tłumy fallusów i wagin na plaży w Chałupach!

Nas wzruszała w auli szkolnej, cała w tiulach i poezji, ulubienica publiczności - Elżbieta Barszczewska. Dziewczęca, wzruszająco młodziutka i czysta. Jeszcze kilka lat temu głosem, który nie stracił swojej naiwności skarżyła mi się, że ma coś w głowie, ale boi się prześwietlić. Jej już nie ma - a ja myślę, że znów mi skoczyło ciśnienie. To starość, paskudny finisz bezsensownego maratonu.

A przecież to wczoraj pływałem w reprezentacji szkoły w meczu, z niemieckim gimnazjum z Łodzi, naszym stałym rywalem; biliśmy ich zawsze po twardej walce. Ostatni mecz odbył się w marcu 1939 roku. Bardzo przyjaźnie ze sobą walczyliśmy. Alek Dawidowski, który zginie w cztery lata później w akcji Kedywu od kul tych pływaków, płynie na razie na pierwszej zmianie, ja na czwartej w sztafecie 5x50 m stylem dowolnym.

Wspaniała to była szkoła, wspaniali nauczyciele, wspaniali uczniowie. Przychodziły na myśl Collegium Nobilium, Szkoła Rycerska, kwiat młodzieży, którą rozumnie i zgodnie z tradycją kierowali światli wychowawcy.

A w 1982 roku, w stanie wojennym, w szkole noszącej nadal to samo imię króla Batorego, władze szkolne wezwą ZOMO do chłopca, który nakleił jakąś ulotkę.

W siedem lat później będę tu miał spotkanie z wyborcami jako kandydat Solidarności do Sejmu. Dokładnie w sześćdziesiąt lat później będę przemawiał z tej samej estrady, na której na akademii w 1939 roku czytałem pisma Piłsudskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji