Artykuły

Żeby nie było nudno

- Kukiełki milicjantów czy wojska, używane podczas spektaklu, każdorazowo rozbrajaliśmy z orzełków, by w razie rewizji nie budziły podejrzeń. Dokumenty i zapiski dotyczące występów chowaliśmy w kasie pancernej, a kasę w piekarniku - warszawska aktorka Ewa DAŁKOWSKA wspomina konspirayjne spektakle stanu wojennego.

Charakterystyczne smutne oczy. Pamiętne z takich filmów, jak "Kobieta z prowincji", "Sprawa Gorgonowej" [zdjęcie] czy "Bez znieczulenia". Tymczasem w życiu prywatnym mnóstwo w nich mądrego rozbawienia. A w niej samej dużo odwagi, by żyć tak pełnie, jak to tylko możliwe.

Słynie z poczucia humoru. I dystansu - do siebie, i do aktorstwa, o którym mówi: jest ważne, ale nie za cenę zepchnięcia konia ze skały. Za swój największy sukces uważa rodzinę i dom na wsi. I już wie, co w życiu ważne. - Lojalność. I żeby się nie nudzić! Na szczęście przebogato mam życie szarpane w ząbek - mówi rozbawiona. Dziś czuje się lepiej niż przed laty.

- Przez większość życia nocą spływały na mnie zgryzoty: co zmienić, co poprawić? W każdej sferze. Od kilku lat budzę się wolna od trosk. Tłumaczę to tak: dzieje się tyle, że nie mam czasu się martwić. A o przykrościach zapominam.

Ciągle szukam

Artystka wszechstronna. Gra w "Balladynie" w stołecznym Teatrze Polskim i w "Tangu Piazzola" w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Występuje w Kabarecie pod Egidą ijednocześnie jeździ po Polsce z własnym recitalem satyrycz-neopoetyckim "Artysta z ręką w nocniku". - Uwielbiam to. W zawodzie aktora to jedyna możliwość wypowiedzi. Nie ja piszę teksty, na szczęście. Zorientowałam się, że jestem grafomanem. Jak coś mnie nudzi od samego początku, to znaczy, że jest po prostu nudne, i tyle - mówi. Przyznaje, że ma teraz głód dużej roli, np. w sztuce o rosyjskiej poetce Marinie Cwietaje-wej. - Trzymam u siebie stosik świetnych tekstów, w których widzę role dla mnie. Ale nie umiem reżyserom siebie zaproponować. Zawsze czekam na ich ruch.

Choć od ponad 30 lat związana jest z warszawskim Teatrem Powszechnym, wciąż szuka czegoś nowego. - Mój profesor Aleksander Bardini uważał, że aktorzy urzędniczeją na etatach. On zawsze służył radą, byl sensowny. To w ludziach cenię. On i Zygmunt Hiibner, dyrektor Powszechnego, rozgarniali mi ten świat - wspomina. Sama, żeby jakoś zapanować nad bałaganem życiowym, od 10 lat w małym zeszycie zapisuje słowa i zdarzenia. - To, co dla mnie bezcenne, co zapamiętałam. Bez cenzury. To jak autoterapia - mówi. Zawartość kajeciku jest tajemnicą. "Do spalenia po śmierci". Zeszyt leży bezpiecznie w kasie pancernej, jeszcze ze stanu wojennego.

Domowy w wojennym

To właśnie po jego wprowadzeniu wielu aktorów zbojkotowało środki masowego przekazu, przestało grać w teatrach. Ona też. Razem z Emilianem Kamińskim, Andrzejem Piszczatowskim i Maciejem Szarym założyła Teatr Domowy. Pierwsze przedstawienie (z tekstami m.in. "zakazanych" Barańczaka i Kaczmarskiego) dali 1XI1982 roku. - W moim mieszkaniu na Ursynowie. Głowiliśmy się, jak posadzić 40 osób. - Myśleli: jeden spektakl i koniec. Okazało się, że publiczność także chce odreagować koszmar ówczesnej rzeczywistości. Grali w mieszkaniach prywatnych. Po każdym spektaklu ktoś z gości proponował: "Następnym razem u mnie". Aby grać jak najdłużej, trzymali się zasad: żadnych braw, zdjęć, osób spoza listy gości. I musiał być pretekst, np, imieniny. Spektakle kończyły się przyjęciem, by było wiarygodnie. - Kukiełki milicjantów czy wojska, używane podczas spektaklu, każdorazowo rozbrajaliśmy z orzełków, by w razie rewizji nie budziły podejrzeń. Dokumenty i zapiski dotyczące występów chowaliśmy w kasie pancernej, a kasę w piekarniku. Piszczatowski adresy i nazwiska kodował skojarzeniowo, np.: mieliśmy grać w Ursusie, pisał: Ligia. Raz ten swój kajecik dla bezpieczeństwa musiał zjeść.

Od zaprzyjaźnionych prawników wiedzieli, że w razie wpadki mają nie przyznawać się do niczego. Iść w zaparte. "Byłem pijany, siedziałem tyłem, nie wiem, co się działo". A jeśli trafimy do aresztu, mamy się nie dziwić, gdy mecenas Jan Olszewski pocałuje nas w usta. Tak nam przekaże gryps - wspomina ze śmiechem. Dzięki tej ostrożności w ciągu roku dali 150 przedstawień. - Te występy, konspiracja... to była też przygoda! - mówi z błyskiem w oku. - Kilka

I Więcej o gwiazdach znajdziesz na stronie; www.claudia.kobieta.pl

razy goniła mnie ubecja. Przebierałam się po drodze i nocowałam u szwagierki, Bywało zabawnie. Jak w Kazimierzu, gdzie grali w kamieniołomach.-Wiedzieliśmy: zaraz "po" spadamy. A już na początku zrobiło się gorąco: na występ ciągnął regularny sznur ludzi. Ktoś skombinował reflektory i nas oświetlił! A po okolicznych wąwozach niosło się echo mojej piosenki: , Ja się wroną p.. .ną nie przejmuję" - śmieje się aktorka. Nie zapomni obór pod Warszawą. W szczerym polu. Zęby ludzie trafili, ustawiano strachy jako drogowskazy. - Przyjeżdżamy, a tu podwyższenie, scena. Na ścianie jako dekoracja obraz "Jaruzelski z łasiczką". Mało tego: mamy garderobę! Byliśmy zrozpaczeni. Wszystko usunęliśmy. Chcieliśmy przecież być z idei "domowi".

Zawsze miała wyraźne poglądy. Mówi, że u Jana Pietrzaka, z którym w 1981 roku zaczęła śpiewać w Kabarecie pod Egidą, przeszła szkołę obywatelską. - Trzeba się opowiedzieć po którejś stronie. I mówić, co się myśli! Cenię takich jak on. Spada na łopatki, ale wstaje i idzie dalej. Przyjaźnimy się.

- Zdecydowanie wolę męskie towarzystwo. - Kobiece, z tą drobiazgowością, bywa nie do wytrzymania - wzdycha. - W Powszechnym był zwyczaj, że spotykaliśmy się na różnych party. Koleżanki aktorki wymyśliły kobiece nasiadówki. Brrrr! Nie lubię tzw. branżowości, choć wśród przyjaciół mam też aktorki, jak Anka Seniuk. Ale nie znoszę takiego utwierdzania się: ten nasz, tamten nasz, nasza klika.

Taty nigdy nie dogonię

Dzieciństwo z rodzicami, bratem i siostrą na wrocławskim Sępolnie wspomina jako cudowne. Uwielbiała czytać, nawet rzeczy "za dorosłe". - W pralce chowałam powieść van der Meerscha "Ciata i dusze". Z niej dowiedziałam się wszystkiego o seksie. I oświadczyłam mamusi, by już się nie męczyła z uświadamianiem. Ale jeśli chodzi o chłopców, i tak miałam opóźnienie. Byłam z tzw. dobrego domu. Pierwszy alkohol piłam jako 18-latka, na swoich urodzinach.

Dziś jej rodzinny dom we Wrocławiu wpisany jest do rejestru zabytków. - Mama nie może wyciąć starych jodeł, choć grożą połamaniem. Sadził je jeszcze śp. tata.

Zanim przeprowadziła się do warszawskiej PWST, przez dwa lata studiowała aktorstwo w Krakowie. I kończyła polonistykę we Wrocławiu. - Dla taty, adwokata, wykształcenie to była święta rzecz. Pilnował mnie z nauką, potem z pracą magisterską. Pamiętam, jak zakuwałam na sedesie, ze świeczką. Bo Krysia Tkacz, z którą dzieliłam pokój, nie znosiła światła w nocy. Zawsze podziwiałam tatę

- aktorka zaciąga się papierosem. - Jego potrzebę posiadania wiedzy. Świetnie znał języki. Nigdy go nie dogonię, nie mam tyle siły, co on. Ale jest moim drogowskazem. I bardzo za nim tęsknię.

Trzyosobowy kociołek

Swego obecnego męża, Tomasza Miernowskiego, filmowca, poznała przypadkiem. - Był kierownikiem produkcji "Nocy i dni". Akurat rozstał się z dziewczyną, która miała grać w filmie Olesię Chrobotównę. No i tę rolę zaproponował mnie. Może pasowałam mu na wiejską dziwkę - śmieje się. Pierwszy dzień zdjęciowy, scena z Bogumiłem Niechcicem, w strugach deszczu. - Wylano na nas 4 hydrofory. Ja rozchełstana, a jest październik. Trzeba się wieczorem rozgrzać. W knajpie bawiło się kierownictwo produkcji. Wychodziłam, gdy mnie zatrzymali. Coś grało, więc zaprosiłam Tomasza do tańca. Prawdę mówiąc, wyglądał jak palant: złamany nos, pukle, obcisłe spodnie - opisuje. - Wstał i udawał, że się boksuje. Wcale na mnie nie patrzył! Powiedziałam "do widzenia" i wyszłam z przeświadczeniem: on mnie nie interesuje! Nazajutrz zaprosił mnie na degustację ryby. Zostaliśmy parą. Pamięta, jak pewnego dnia Tomasz spytał: "Wytrzymasz ze mną rok?". - "Tak", odpowiedziałam. A on wstał i poszedł pożegnać się z siedmioma przyjaciółkami. No i jesteśmy już ze sobą 30 lat- uśmiecha się aktorka. - Początkowo to miał być związek na kocią łapę. Małżeństwo? Ogranicza! Tata, bardzo tradycyjny, tylko kiwał głową. I przysłał przekazem pieniądze. Na wesele. Odbyło się.

Ale gdy mąż, zodiakalny Wodnik, dowiedział się, że ona jest Baranem... zwątpił.-Ja w horoskopy nie wierzę - aktorka kręci głową. - Ale chiński mnie przekonał. W nim Tomek jest Zającem, a ja Świnią, Szczerą, niepotrafiącą kombinować. No i Świnia z Zającem to układ idealny! Nawet przy podziale zajęć domowych. Mąż jest od kuchni, ja od techniki. Chwała Bogu, bo oboje jesteśmy kłótliwi - wzdycha. Uzupełniają się. Ona, niepewna, widzi zawsze pięć możliwości.

- Potrzebuję kogoś, kto podpowie: zrób tak. On zawsze wie, co należy. I to on mnie nauczył jasnego stawiania sprawy - mówi. Gdy w Teatrze Telewizji za rolę w "Smaku miodu" dostała żenująco niską stawkę, za namową męża napisała do dyrektora Jerzego Koeniga list. - Przy takich honorariach musiałabym dietę ograniczyć do chleba z cebulą. Proszę więc przekazać całą kwotę na cele charytatywne. Dyrektor Koenig do dziś jest o to urażony.

O narodzinach syna Ksawerego aktorka mówi: upragnione wydarzenie. Tym większe, że późne. - Ksawery kochał zwierzęta. Jego pokój przypominał arkę Noego, ale brakowało mu małych ptaków. Żeby uratować się przed żądaniem wybierania piskląt z gniazd, mąż wytropił, że w Chyliczkach można kupić małe kurczaki. Przywiózł pięć sztuk do domu. Zaprzyjaźniły się z kotem. Ze szczurem już nie. Zamordował cztery z nich. Ocalały kurczak wyrósł na piękną nioskę... Udawaliśmy, że żyjemy na kawałku ziemi. Mieliśmy ją w skrzyniach na balkonie, gdzie sadziliśmy nawet drzewka.

Jako mama stała się nadopiekuńcza. - Gdy nad morzem chodziłam za maleńkim synkiem z ręcznikiem, mąż zrobi! mi pierwsząw życiu awanturę. Teraz obaj pilnują,

bym nie właziła im na głowę z macierzyńskim gdakaniem. Ksawery wyrósł na człowieka wolnego. Jest tajemniczy. Nie znosi uwag. Pasjonuje się motoryzacją i filmem.

Raj na ziemi

Cztery lata temu wyprowadziła się z miasta. Irytował ją harmider, brak prywatności. Zamieszkała we wsi Jesówka. Z rodziną, dwoma psami, kotem i tchórzofretką Czesławą. Dom jest z bali, kryty strzechą. Ma kolumny, jak dworek. Śmieje się, że zbudowała go dła zabytkowych mebli i bibelotów. - Genialne są zachody. Słońce błądzi po obrazach, potem wędruje po dębowym kredensie z kryształowymi szybkami. Cały robi się czerwony.

Ogromny ogród. W dali las, orne pola i dzikie łąki. Spokój i odgłosy natury. - Zmysły mi się wydelikatniły. Gdy przyjeżdżam do Warszawy, dostaję szału.

Przyznaje, że Jesówka powstała tylko dzięki jej uporowi. Pamięta, jak zaczęła znosić projekty domów. - Tomasz na jeden zerknął: a, w tym mógłbym mieszkać. I na rym jego udział się skończył. Wzięłam siostrę, prawniczkę, i poszłam podpisać umowę. "Włóż do lodówki szampana, wyjmij krewetki", powiedziałam do męża po powrocie. Zrobił sałatkę, nakrył do stołu i czekał. Nie miał pojęcia, na co. Położyłam przed nim projekt wczerwonej okładce. "Nasz dom", oświadczyłam. Zbladł! A dzisiaj jest szczęśliwy, tak jak ja.

Biegnę i jestem w locie

Aby skończyć budowę, musiała zadłużyć się u przyjaciół. - Teraz oszczędzamy. Ukochane podróże musiały na razie wywietrzeć nam z głowy - mówi.

Marzy o wyprawie na Ukrainę. Jak przed laty. Wędrówka z plecakiem, komórki nie działają. .. Polacy i Huculi, którzy tam żyją, zapraszają do domów. Aktorka nie lubi pięciogwiazdkowych luksusów. Woli wziąć jedzenie, piersiówkę i iść gdzie oczy poniosą. - Na stare lata zostanę włóczykijem -ż artuje. Lubi przemieszczanie się, byle do przodu. Ale gdy media z okazji jej urodzin podliczyły, ile ma lat, zirytowała się. - Nie znoszę podawania wieku przy nazwisku. Czemu to służy? - dziwi się. Gdy dostała medal Gloria Artis, było jej przykro. - To zwalnia ze starania się. A mnie wciąż się chce! Według chińskiego kalendarza mamy rok Świni, dla mnie wyjątkowo szczęśliwy. No, zobaczymy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji