Lublin. Teatr im. Andersena bez Fełenczaka
31 sierpnia był oficjalnie ostatnim dniem urzędowania Włodzimierza Fełenczaka na stanowisku dyrektora Teatru im. Andersena. Dyrektor zajmował to stanowisko od połowy 1999 roku, z końcem sierpnia 2007 skończył się mu kontrakt, jaki podpisał z miastem.
Waldemar Sulisz: Jak wygadał pana ostatni dzień pracy?
Wlodzimierz Fełenczak: Pakowanie tysiąca książek w domu. Potem podpisanie rachunków i faktur w teatrze, urzędowe pożegnanie, ostatni spacer po Lublinie i w drogę do Warszawy, gdzie się przenoszę.
Co teraz będzie pan robił?
- Dalej będę prowadził seminarium z reżyserii na PWST w Białymstoku. I reżyserował. lte nie zrywam z Lublinem. Poprowadzę festiwal "Betlejem Polskie".
W jakiej kondycji finansowej zastawia pan teatr?
- Dobrej. Nie ma długów.
Co się nie udało?
- Zbudować nowej siedziby, zwanej Arką Andersena. Po wojnie wybudowano w Polsce jeden nowy teatr dla dzieci. Ten miał być drugi.
Największy sukces wciągu 8 lat pracy?
- W Lublinie: spektakl "Ptasi sejm". - Zbudowałem nową stronę inter netową teatru, gdzie będzie można odbyć wirtualną podróż po Lublinie, zajrzeć na spektakle, posłuchać muzyki.
Ukochane miejsce w LubOnie?
- Bardzo lubiłem z dziesiątego piętra wieżowca na Kalinowszczyźnie oglądać panoramę Lublina. Potem wędrować na Stare Miasto. Zasiąść w ulubionej włoskiej knajpce i porosić o kieliszek czerwonego wina z beczki. Ale akumulatory ładowałem w Muzeum Wsi Lubelskiej. Lubiłem zaplątać się pomiędzy chałupy, zajść do cerkiewki, pomodlić się.