Artykuły

Za co kochamy Pippi

- To przedstawienie jest o tym jak pozostać dzieckiem czy człowiekiem wrażliwym z wyobraźnią, a jednocześnie funkcjonować w świecie, który musi się rządzić pewnymi prawami i normami - mówi AGNIESZKA GLIŃSKA, reżyser "Pipi Pończoszanki" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

W Teatrze Dramatycznym trwają próby "Pippi Pończoszanki" w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Premiera w sobotę 8 września.

Dorota Wyżyńska: Za co kochamy Pippi?

Agnieszka Glińska: Bo jest najsilniejsza na świecie, bo świetnie sobie radzi sama bez dorosłych, bo się niczego nie boi. Ma konia, którego potrafi podnieść, i fajną małpkę. Ale też dlatego, że nieobce są jej dziecięce ułomności i słabości. Każdy się może z nią utożsamić, każdy może sobie chociaż trochę pomarzyć, że jest Pippi. Ja bym chciała być trochę Pippi. Na próbach szalenie się wciągnęliśmy w ten jej świat, co chwila odnajdujemy w książce fragmenty, które są fascynujące. To wspaniała literatura.

Kiedy urodził się mój syn, w telewizji pokazywali właśnie Twój spektakl "Bambuko" według sztuki Macieja Wojtyszki. Bardzo się cieszę, że wtedy nagrałam to przedstawienie. Przez te prawie osiem lat oglądaliśmy je z dziećmi wielokrotnie, z roku na rok odkrywając coraz to nowe treści. Lubisz robić przedstawienia dla dzieci? O czym musi pamiętać reżyser, który decyduje się na spektakl dla młodego widza?

- Uwielbiam. Tych spektakli telewizyjnych dla dzieci zrobiłam zresztą sporo. I zawsze była to niesłychana frajda. Zaczęło się od zapomnianej rosyjskiej opowieści "Dziewczynka, której nigdy nie stanie się nic złego". Potem były: "Karolcia", "Pokój pełen liści", "Bambuko", "Bankructwo małego Dżeka". Teraz pierwszy raz przygotowuję spektakl dla dzieci w teatrze.

O czym musi pamiętać reżyser? Żeby aktorzy mówili nośnie, bo młoda widownia może reagować bardziej żywiołowo niż ta tzw. dorosła. Reszta jest oczywista - takie rzeczy jak poważne traktowanie czy nie, wdzięczenie się do widza są zbyt oczywiste, by o nich mówić. Poza tym ten spektakl nie jest tylko dla dzieci. I muszę powiedzieć, że przy pracy nad "Pippi" czuję dużo większą radość twórczą niż przy wielu ważnych spektaklach, które robiłam dla dorosłych. "Pippi Pończoszanka" jest dla każdego, kto ma w sobie dziecko i się go nie wstydzi.

Jako dziecko oglądałaś serial o Pippi?

- Oczywiście, na biało-czarnym telewizorze. Ten serial zapada w pamięć w sposób niezwykły. I my się absolutnie od niego nie odżegnujemy.

Mam przed sobą książkę, którą napisali norwescy filozofowie Jorgen Gaare i Oystein Sjaastad - "Pippi i Sokrates". Co sądzisz o tym porównaniu?

- Tych porównań i filozoficznych odniesień do Pippi było sporo. W dobrym momencie trafiłam na książkę Jacka Podsiadły "Pippi. Dziwne dziecko". Jest napisana z autentycznej pasji, z autentycznego zachwytu nad Pippi i miała na pewnym etapie prób duży wpływ na naszą pracę nad przedstawieniem. Nie za bardzo lubię, kiedy zaczynamy się na temat Pippi wymądrzać. Te wszystkie porównania wymyślili dorośli. A z Pippi jest jak z Gombrowiczem: im głupiej, tym mądrzej.

Interesuje mnie tu genialnie uchwycony świat nieskrępowanej wyobraźni. Tej, która jest nam dana tylko w pierwszych latach życia. Potem coraz bardziej jest ograniczana, pierwsze hamulce pojawiają się już w szkole, a u niektórych osobników, niestety, z czasem zupełnie zanika. Poza tym to opowieść o inności i porażające studium próby oswojenia samotności. Takiej głębokiej, ludzkiej, przez duże S. Moja córka ma teraz pięć lat i codziennie odkrywam w niej Pippi.

Zabierasz na próby swoją córkę?

- Tak, i jest bardzo inspirująca. Któregoś dnia przyszła na próbę, akurat przygotowywaliśmy scenę w szkole. Usiadła w ławce między aktorami-uczniami. Patrząc na nią, dowiedzieliśmy się, jak to powinno być zagrane.

Janeczka potrafi się na sto procent wkręcić w tę teatralną rzeczywistość. Była w Powszechnym na "Ach, jak cudowna jest Panama". I tak jej się podobało przedstawienie, że stanęła przed samą sceną, próbowała się na tę scenę wgramolić, a kiedy Miś i Tygrysek zmokli pod drzewem, to przyszła do mnie po sweter, mówiąc, że jest zimno i ona musi im dać coś ciepłego do ubrania.

Astrid Lindgren opowiadała, że historię tej dziwnej dziewczynki z warkoczykami i piegami tak naprawdę wymyśliła jej córka. Któregoś dnia poprosiła, aby mama opowiedziała jej bajkę o Pippi i tak zaczęła się ta historia. Wymyślasz bajki dla swojej córki?

- Bajki o nowej Pippi jeszcze nie udało mi się stworzyć. Zdarza się, że Janeczka sama wymyśla. Prosi mnie, abym opowiedziała jej bajkę o tym i o tym. Mówi mi dokładnie, co się ma w tej bajce zdarzyć. A ja muszę do tego dopracować tylko kilka drobnych elementów fabuły. Te jej wymyślone historie są cudowne, do tego często używa takiego dorosłego słownictwa jak Pippi.

A ty jako dziecko utożsamiałaś się z Pippi?

- Jako dziecko byłam okropną kłamczuchą. Kłamałam i zmyślałam. Z różnych powodów. Jest oczywiście pewna granica w tym świecie wyobraźni, której nie można przekroczyć, bo zaczyna się problem społeczny. To przedstawienie jest o tym właśnie, jak nie przekroczyć tej granicy, ale jednocześnie nie zgubić siebie. Jak pozostać dzieckiem czy człowiekiem wrażliwym z wyobraźnią, a jednocześnie funkcjonować w świecie, który musi się rządzić pewnymi prawami i normami. Jak w to wszystko się wpasować, a nie zgubić siebie. Trudne. Ja nie wiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji