Artykuły

Wścieklizna

Co teatr może zrobić sztuce współczesnej? To samo co i klasycznej: może ją wzbogacić albo ją zepsuć. Dwa takie przypadki miały miejsce w ostatnich tygodniach w Warszawie, a dotyczyły tej samej sztuki Pawła Jurka pt. "Wścieklizna". Jest to zbiór miniatur, które w groteskowy sposób portretują wynaturzenia i patologie dzisiejszej rzeczywistości, takie jak kult siły i przemocy, pogarda dla wartości czy manipulowanie zbiorową podświadomością w mediach i reklamie. Jurek tym jednak różni się od tak zwanych brutalistów, że pisze z poczuciem humoru. W jednej z miniatur dwaj geje próbują kupić dziecko w specjalnym sklepie, a kiedy okazuje się, że są tam do nabycia same dziewczynki, usiłują kupić chłopca spod lady, w innej bandyci uczą scenarzystę filmów akcji, jak się morduje i gwałci, wykorzystując do tego jego własną rodzinę. Sztukę Jurka wystawiło dotąd dwóch reżyserów. Pierwszy spektakl Bartosza Szydłowskiego z krakowskiej Łaźni można było obejrzeć w ubiegłym tygodniu w Teatrze Małym, drugi - Andrzeja Pawłowskiego - był pokazywany na przeglądzie stowarzyszenia Drama w Teatrze Nowym. Między tymi dwoma spektaklami zieje czarna dziura, w której ginie polska dramaturgia współczesna. Szydłowski umieścił akcję sztuki w studiu telewizyjnym, w którym bohaterowie kolejnego reality show inscenizują dla telewidzów epizody z własnego życia. Ten chwyt pozwolił nie tylko szydzić z telewizji, która żeruje na tzw. prawdzie życiowej, ale również włączyć do spektaklu widzów. W jednej ze scen zaproszony przez aktorów widz pomaga zastrzelić bohatera, w innej cała publiczność głosuje na swego faworyta programu "Wścieklizna show". Całość ma sens, pomaga sztuce, jest atrakcyjna i przykuwa uwagę. Nie da się tego powiedzieć o realizacji stowarzyszenia Drama. Sztukę Jurka bez istotnego powodu połączono z innym utworem dramatycznym, którego akcja rozgrywa się w upadłym PGR-ze. Z "Wścieklizny" zostały jakieś strzępy, brakuje połowy tekstu, a to, co zostało, aktorzy recytują w koszmarny sposób, wykonując przy tym ruchy kopulacyjne i strojąc okrutne miny, które nie są w stanie przerazić nawet dziecka. Gdybym był autorem, wyszedłbym z teatru, trzasnąwszy drzwiami, a następnego dnia wytoczyłbym sprawę z powództwa cywilnego reżyserowi o naruszenie praw autorskich. Oczywiście żaden dramaturg polski nie odważy się na taki gest, bo w kontaktach z teatrami autor jest słabszą stroną. Zaprotestować możemy jednak my, widzowie. Jeśli więc natkną się państwo gdziekolwiek na inscenizację stowarzyszenia Drama, proszę głośno trzaskać drzwiami. A najlepiej trzymać się od teatru z daleka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji