Artykuły

Zdarza mi się szaleństwo

Oglądam ją [MARIĘ SEWERYN] w "Lamencie na placu Konstytucji", gdzie skulona jak zbity pies gra starszą od siebie, bezrobotną matkę nastolatki. Kiedy wypowiada swój monolog, ciarki przebiegają mi po plecach - pisze Aleksandra Szarłat w Gali.

Była bez pracy, bez pieniędzy i bez wiary we własne siły. Córka Krystyny Jandy i Andrzeja Seweryna. Wiele zawdzięcza słynnym rodzicom, ale to, co najważniejsze, tylko sobie. Jest dobrą mamą, odpowiedzialną żoną. I odważną aktorką. Za ostatnie role czapki z głów!

Rano sama zajmuje się dziećmi. Robi im śniadanie. a potem odwozi Lenę do szkoły, Jadzię do przedszkola. Jej mąż Robert Jaworski w tym czasie śpi. Przed dziesiątą nie można mu powierzyć żadnego zadania. To najpoważniejszy problem w ich małżeństwie - ona jest rannym ptaszkiem, on nocnym markiem. Kiedy Robert wstaje, żeby zajmować się tym, co lubi, czyli fotografią. Marysia jest już na próbie w którymś z teatrów. Najczęściej w Teatrze Polonia Krystyny Jandy. Ma teraz dobry czas. Zachwyciła krytyków rolą bezrobotnej Justyny [na zdjęciu] w "Lamencie na placu Konstytucji", wystąpiła w filmach "Boisko bezdomnych" Kasi Adamik i "0-1-0" Piotra Łazarkiewicza.

Można ją też zobaczyć w Teatrze na Woli u Macieja Kowalewskiego, gdzie gra w "Bombie". Ale najpierw oglądam ją w "Lamencie na placu Konstytucji", gdzie skulona jak zbity pies gra starszą od siebie, bezrobotną matkę nastolatki. Kiedy wypowiada swój monolog, ciarki przebiegają mi po plecach. Jestem też na spektaklu "Darkroomu" w Polonii. Mimo że minął ponad rok od premiery, pod kasą kłębi się tłum zawiedzionych z powodu braku biletów widzów. Po dzwonku wejdą wszyscy. Będą siedzieli na schodach, stali w przejściu. - Ta sztuka to pewniak - mówi następnego dnia aktorka, gdy siadamy przy ogrodowym stoliku na dziedzińcu z tyłu teatru. Długie, rozpuszczone włosy. Jest w szaroniebieskiej tunice i dżinsach. Na nogach buty na płaskim obcasie, na twarzy ani śladu makijażu. Ceni naturalność. W wyglądzie i w zachowaniu. Gdy mówi o chorobie Edwarda Kłosińskiego, męża mamy, ma łzy w oczach.

GALA: Jesteś odważna?

MARIA SEWERYN: To zależy. W życiu bywa różnie, w sprawach zawodowych raczej tak. Miewam wątpliwości, ale często też decydują emocje.

GALA: One są najważniejsze?

M.S.: Czasem przeszkadzają. Wiem, że jestem nademocjonalna. Ale bez przesady, mam 33 lata i dwoje dzieci. Jestem odpowiedzialna!

GALA: W "Lamencie na placu Konstytucji" emocji nie brakuje. Grasz na podeście ustawionym wśród przechodniów. Krystyna Janda uważa, że gra w takich warunkach wymaga odwagi. Agnieszka Krukówna zrezygnowała tuż przed premierą. Zastąpiłaś ją w ostatniej chwili.

M.S.: Tak. To było duże wyzwanie. Na początku przestraszyłam się go. ale nie miałam wyjścia.

GALA: Bo nie chciałaś zawieść mamy?

M.S.: Zagrałysmy razem spektakl "Opowiadania zebrane". Ile ja się przy niej nauczyłam!

GALA: To jak rozumieć twoje słowa: "Nie jestem przyjaciółką mojej mamy i nie biegnę do niej z każdym problemem"?

M.S.: Że nie chcę zawracać jej głowy moimi codziennymi, mniejszymi kłopotami. Bo od razu chce je rozwiązywać. Czasami nieopatrznie powiem, że mi się coś popsuło w domu, a ona natychmiast przywozi mi nowe. Staramy się nie zawracać jej głowy drobiazgami.

GALA: Wspierasz mamę w trudnych sytuacjach? Zwłaszcza teraz, gdy poważnie zachorował Edward Kłosiński.

M.S.: Jesteśmy sobie wszyscy bliscy, ale nie używamy wielkich słów i staramy się być taktowni. Wiemy, że możemy na siebie wzajemnie liczyć w każdej sytuacji. Wiadomo, co mama czuje. I nie ma co tego roztrząsać. Po prostu jestem z nią, z nimi. I oni o tym wiedzą. Trzeba dalej prowadzić teatr, grać, wychodzić na scenę i bawić ludzi. To trudne. Taki zawód.

GALA: Mama była zapracowana, często nie było Jej w domu. Nie masz o to żalu?

M.S.: Nie. Bo w tych naprawdę ważnych chwilach była ze mną, mogłam z nią porozmawiać na każdy temat. Staram się dużo rozmawiać z moimi córkami. Nie ma tematów, których nie poruszamy. Cieszę się, że Lena o wszystkim mi mówi. Czasami jestem tym nawet speszona.

GALA: Czym na przykład?

M.S.: Nie mogę zdradzić szczegółów. Dzieci mają do mnie bezgraniczne zaufanie, którego nigdy nie zawiodę. A na co dzień dbam, żeby nasz dom był dobrze zorganizowany, podobnie jak mama dbała o ten, w którym dorastałam. Nigdy nie miałam do niej żalu ani poczucia, że jestem zaniedbywana. Bo miałam wszystko. A to, że nie jadaliśmy codziennie razem obiadu, było wynagradzane. Spędzałam z mamą, Edwardem i braćmi piękne wakacje.

GALA: Z ojcem też jeździłaś?

M.S.: Odwiedzałam go w Paryżu. Przyjeżdżałam do niego co dwa lata na dwa tygodnie, Ojciec był dla mnie kimś odległym. Kiedyś mama mnie zawołała: "Dzwoni twój tata. Mówi, że ma brodę...". Byłam wtedy mała i tak się wystraszyłam tej brody, że nie chciałam podejść do telefonu. Spotkania z ojcem były dziwne, bo krótkie i intensywne. Z czasem widywałam go coraz częściej. Zwłaszcza gdy zaczął przyjeżdżać do Polski. Teraz nasze relacje są dla mnie ciekawe i znaczące.

GALA: Co to znaczy?

M.S.: Kocham go. Jest dla mnie ważny, uważam go za wielki autorytet. Ale nie on mnie wychował. Zbliżamy się do siebie powoli, ale coraz bardziej. Teraz ojciec będzie reżyserował sztukę "Dowód" w Teatrze Polonia i zagramy razem. Premiera planowana jest na kwiecień 2008 roku. Praca z nim i granie u jego boku to dla mnie przełom. Tylko nie wiem, jak tę próbę wytrzymam.

GALA: Ale pracowałaś już w 2002 roku pod jego okiem przy "Tartuffe, czyli obłudnik" w Teatrze Telewizji.

M.S.: Wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa i do końca świadoma. Teraz mam nadzieję, że jestem.

GALA: Dla młodej dziewczyny niezwykle ważne jest, jak postrzega ją ojciec jako kobietę...

M.S.: To było zabawne. Kiedy jako podlotek przyjeżdżałam i szliśmy gdzieś razem, wzdychał: "Nie mogę się doczekać, kiedy będziesz na tyle duża, że będę mógł udawać, że jesteś moją narzeczoną". Bardzo mi to imponowało. Zakładał, że ktoś mógłby wziąć nas za parę i że mu się podobam. To było przyjemne. Później, kiedy byłam już nastolatką, poszliśmy raz do restauracji, a on zamawiając dania, wygłupiał się przed kelnerką: Dla mnie poproszę to i to, a dla mojej narzeczonej tamto... Kelnerka wszystko spokojnie zapisała, a za którymś razem, gdy znów wspomniał o narzeczonej, nie wytrzymała: "Wie pan co? Córka jest tak do pana podobna, że nie jestem w stanie dalej prowadzić z panem tej gry" (śmiech).

GALA: Dzięki temu, że twoi rodzice pozakładali nowe rodziny, masz czterech przyrodnich braci. Jaki masz z nimi kontakt?

M.S.: Wszyscy są niezwykle przystojni, przyjemnie iść z nimi ulicą. Z synami mamy spotykam się częściej. Adam kończy 18 lat i staje się mężczyzną. Jest podobny do Edwarda, co mi się podoba. Jędrek jest o dwa lata młodszy i przypomina mamę. Jest przebojowy, dowcipny, błyskotliwy. Z braćmi, synami ojca, prawie się nie widujemy. Mieszkają we Francji. Paradoksalnie najbliższy jest mi pierwszy syn taty Janek, czyli Yann. Może dlatego, że jest najstarszy z nich, ma 23 lata. Dwa lata temu zakochał się w Polce i przyjechał do Warszawy. Prawie się nie znaliśmy, ale po pięciu minutach rozmowy rozumiałam każdy jego gest, w pół słowa wiedziałam, co do mnie mówi. Wtedy pojęłam, jak silne są więzy krwi. GALA: A Maksymilian?

M.S.: Ma 18 lat. To młody, przystojny mężczyzna, który idzie przez życie jak burza. Ma wspaniale poczucie humoru.

GALA: Grałaś w sztukach reżyserowanych przez oboje rodziców. Czy różnią się w pracy?

M.S.: Ogromnie. To dwa światy, które nie mogły ze sobą żyć. Ale do dziś niezwykle siebie szanują, są na siebie uważni, czujni. Jako reżyserzy mówią mi podobne rzeczy.

GALA: A kto dominuje w twoim domu?

M.S.: Nasz związek z Robertem jest partnerski. Razem podejmujemy decyzje. Robert jest silną osobowością. Jest bardzo niezależny. Ale czuję się kochana i szanowana, a co za tym idzie, spokojna. Kocham go i szanuję także.

GALA: Wielka miłość nigdy nie jest łatwa.

M.S.: Bardzo się różnimy, oboje jesteśmy wyraziści, niezależni, nasze życie nie jest tylko superkolorowe, ale to satysfakcjonujący związek.

GALA: Były kryzysy?

M.S.: O tak. Mamy za sobą 10 lat burzliwego małżeństwa. Mamy dwie wspaniałe córki. Dojrzeliśmy oboje. Potrzebujemy siebie.

GALA: Mówisz, że masz dobrze zorganizowany dom. Trochę ci nie dowierzam, że tak świetnie sobie radzisz. Ta zamiana ról - Robert z dziećmi w domu, a ty w teatrze. Nie żal ci, że zostawiasz dzieci na cały dzień?

M.S.: Bardzo. Na szczęście Robert zajmuje się dziećmi naprawdę świetnie. Zdarza się, że chwilami nie radzimy sobie. Ale to normalne. Inne małżeństwa dookoła nas też tak mają. Staram się, żeby dziewczynki nie czuły, że czegoś im brakuje. Trochę żal mi było Jadzi, bo z Leną byłam przez 10 miesięcy w domu, a przy Jadzi zaczęłam pracować, kiedy ją jeszcze karmiłam. Ale karmiłam ją przez rok! Uwielbiam być z nimi, z moją rodziną. W tym roku spędziliśmy wspólnie wspaniałe wakacje w Toskanii. Wyłączyliśmy telefony. Byliśmy tam tylko dla siebie i ze sobą. Zastanawiam się, czy gdybym nic pracowała, potrafiłabym docenić takie chwile?

- To do mamy zadzwoniłam, gdy zaszłam w drugą ciążę i groziło mi poronienie. Nie do męża. Z nią wiążą się najtrudniejsze i najważniesze momenty w moim życiu.

***

KIM ONA JEST?

Marysia Seweryn, aktorka, nie chciała zawdzięczać kariery swoim słynnym rodzicom aktorom, Krystynie Jandzie i Andrzejowi Sewerynowi. Próbowała iść własną drogą. Za debiut w filmie "Kolejność uczuć" (1993) dostała Nagrodę im. Zbigniewa Cybulskiego. Jest absolwentką warszawskiej Akademii Teatralnej. Za rolę Lisy w "Opowiadaniach zebranych" otrzymała w 2002 roku wyróżnienie na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Razem z mamą grała również m.in. w serialu "Męskie-żeńskie". Przy wyborze ról kieruje się emocjami. Dlatego ma na koncie wiele poruszających, kontrowersyjnych spektakli, jak "Shopping and Fucking", "Miss HIV", "Polaroidy" czy "Bomba".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji