Artykuły

"Mewa" z hip - hopem

To był niezwykły spektakl - nawet jak na łamiący konwencje Sanktpetersburski Teatr Baletu Borisa Ejfmana. Niejednoznaczny, kipiący emocjami, zaskakujący choreografią, muzyką, po prostu wspaniały. W założeniu ejfmanowska "Mewa" powstała w oparciu o sztukę wybitnego rosyjskiego dramaturga Antoniego Czechowa pod tym samym tytułem - do muzyki Sergiusza Rachmaninowa i Aleksandra Skriabina - " pisze Lilia Łada w portalu Tutej.pl.

Można uważać, że poza nazwiskami postaci i całą emocjonalną złożonością układów międzyludzkich tak naprawdę niewiele łączy pierwowzór z wersją baletową. Dramat Czechowa rozgrywa się w wiejskim majątku - dramat Ejfmana na sali baletowej. U Czechowa tradycja i nowoczesność ściera się w literaturze i teatrze, u Ejfmana - w balecie. Praktycznie tylko wątki miłosne się nie zmieniły...

Ale czy to rzeczywiście tak ogromna różnica? Przecież bez względu na to, czy spór dotyczy literatury czy baletu - sam konflikt między tradycją a nowoczesnością jest uniwersalny. Uniwersalne są też ludzkie namiętności, dokładnie takie same u tancerzy z baletu jak poważnych rosyjskich ziemian czy inteligentów...

Trigorin Ejfmana jest doświadczonym baletmistrzem obsesyjnie przywiązanym do kanonów i tradycji. Nie toleruje żadnych nowatorskich wymysłów w balecie. Trieplew jest młodym choreografem, który chciałby wprowadzić odrobinę ożywczych nowości do skostniałego stylu Trigorina.

Ale jak można zatańczyć Czechowa, tego mistrza niejednoznaczności, twórcy wielopoziomowych i niesłychanie złożonych osobowości, powiązanych emocjonalnie, którego już zagrać jest naprawdę trudno?

Można. Wymaga to wprawdzie perfekcyjnej techniki tanecznej, ogromnej siły wyrazu i doskonałego opanowania warsztatu aktorskiego - ale tak właśnie wyglądał ten spektakl. Niewiarygodnie doskonali soliści, operujący taką ekspresją i dynamiką, o jakiej większość ich kolegów może tylko pomarzyć. Skomplikowana postać Trieplewa, urzekająca rozterkami artystycznymi i walką o prawo do szczęścia oraz jego rywal Trigorin - doskonały, klasyczny, przytłaczający siłą osobowości i tanecznym kunsztem. Niezwykle malarskie sceny grupowe i urzekające tercety, za które publiczność przez cały spektakl co kilkanaście minut nagradzała tancerzy oklaskami. Był też widoczny efekt artystycznych poszukiwań Borisa Ejfmana - w swoich eksperymentach choreograficznych Trieplew sięga po hip hop. To jedna ze scen, która naprawdę mogła zachwycić - nawet jeśli się nie przepada za hip hopem. Tancerze - w końcu wychowani na balecie klasycznym - doskonale uchwycili istotę tańca ulicy, jego dynamikę i styl, a na ich tle postać ciągle poszukującego Trieplewa, tańczącego razem z nimi, a jednak każdym gestem podkreślającego, że to jeszcze nie to, że chce czegoś więcej - to była prawdziwa perełka i kolejne potwierdzenie mistrzowskiego poziomu zespołu Ejfmana.

Spektakl był oszałamiający - natłokiem emocji, złożonością przekazu, całym fascynującym galimatiasem ludzkich rozterek i niewiarygodnym pięknem tańca. Można było zrozumieć, dlaczego "New York Times" nazwał Ejfmana największym choreografem naszych czasów. I nic dziwnego, że po takim widowisku poznańska publiczność, która w końcu niełatwo ulega wzruszeniom, żegnała tancerzy owacjami na stojąco przez kilkanaście minut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji