Artykuły

Tylko idiota odmawia Mistrzowi

- Raz na jakiś czas gram u Mistrza, darzę go ogromnym uczuciem i wiele mu zawdzięczam. "Katyń" to chyba najważniejszy film w jego życiu. Kilka razy mówił, że to taki rodzaj jego pożegnania - mówi STANISŁAWA CELIŃSKA, aktorka Teatru Współczesnego w Warszawie.

Trzeba stracić, żeby wiedzieć. Trzeba odejść, żeby wrócić.

Teatr Współczesny w Warszawie. Po spektaklu "Udając ofiarę", w którym Stanisława Celińska gra bufetową w barze sushi, idę do garderoby aktorki. Rozmawiamy blisko dwie godziny. Pani Stanisława jest skupiona, precyzyjna i bardzo serdeczna.

Gdy kończymy, zbliża się północ, ale w jej zachowaniu nie ma najmniejszego zniecierpliwienia. Po artystycznych tematach schodzimy na ziemię i wtedy okazuje się, że przede mną siedzi świeżo upieczona... emerytka. Celińska nie kryje, że co miesiąc dostaje z ZUS 1450 złotych i bardzo się z tej emeryturki cieszy. - To bardzo miłe uczucie, że przez te wszystkie lata dobrnęłam do końca i co miesiąc coś mi tam wpływa na konto - mówi. - Druga młodość we mnie wstąpiła - dodaje, a ja już rozumiem, dlaczego informacja o wieku emerytalnym aktorki tak bardzo mnie zaskoczyła.

"Katyń" Andrzeja Wajdy trafił prosto do serc Polaków. Jak to jest znowu zagrać u Mistrza?

- Prawie 38 lat temu debiutowałam u niego w "Krajobrazie po bitwie". Poszły napisy: "Po raz pierwszy na ekranie Stanisława Celińska". Mój Boże! Jak to zleciało. Raz na jakiś czas gram u Mistrza, darzę go ogromnym uczuciem i wiele mu zawdzięczam. "Katyń" to chyba najważniejszy film w jego życiu. Kilka razy mówił, że to taki rodzaj jego pożegnania. Cieszę się, że mogłam w tym filmie zagrać.

Na brak pracy pani nie narzeka. Nie korciło panią, żeby Wajdzie odmówić?

- Już raz odmówiłam i więcej tego głupstwa nie zrobię, bo Wajdzie się nie odmawia. Trzeba być idiotą, żeby to zrobić. Tak było przy "Weselu", w którym miałam zagrać Kasię (zagrała Bożena Dykiel - przyp. red.). Do dziś tego żałuję.

Dlaczego pani nie zgodziła się zagrać?

- To był błąd młodości. Trochę byłam zajęta, trochę chodziło o sprawy osobiste. Poza tym mam buntowniczą naturę i wielką potrzebę wolności. Nie chciałam przywiązywać się do jakiegoś konkretnego reżysera. Trzeba stracić, żeby wiedzieć. Trzeba odejść, żeby wrócić.

Wajda się nie obraził?

- On się nie obraża, bo to wielki człowiek. Kiedy pierwszy raz pracowałam z Wajdą przy "Krajobrazie po bitwie", musiałam przebijać się do Mistrza. Po zdjęciach próbnych wzięli kogoś innego, a ja o tym nie wiedziałam. Nagle dostaję telegram od Wajdy: "Przyjeżdżaj! Ratuj nasz film!". Wajda już wtedy był wielkim reżyserem, ja początkującą aktorką. Mimo to było go stać, by napisać takie słowa.

Wajda jest czasami krytykowany za to, że w PRL-u był pupilem władzy i robił filmy na jej warunkach. Co pani myśli o tych zarzutach?

- Niech ci wszyscy krytycy zrobią w życiu tyle, co zrobił Wajda. My, Polacy, nie doceniamy naszych twórców. Gdyby kręcił w Hollywood, to byłby noszony na rękach. Daj Boże każdemu pozostać ciągle tak młodym i twórczym, jak on.

Zazdrości mu pani tego?

- Tak, bo przez całe życie w tym człowieku się pali. Gdy robi film, to sam dzwoni do aktorów i proponuje im rolę. A przy "Katyniu" zupełnie mnie "załatwił". Po zdjęciach siedziałam w garderobie i nagle ktoś młodzieńczym krokiem wskoczył do przyczepy. Patrzę, a to Wajda z naręczem róż. Aktor czuje się u niego kimś wyjątkowym i daje z siebie wszystko.

Kilka lat temu powiedziała pani, że ciągle jest "napalona" na bycie aktorką. Nic się nie zmieniło?

- Nic, ale po drodze byłam kilka razy strasznie zmęczona. Intensywne granie poważnych i trudnych ról dramatycznych może doprowadzić do wariactwa...

Jak potem wrócić do normalności?

- Gdy miałam trudne momenty, to rodziłam dzieci. One mnie ratowały. Gdy tylko poczułam malutkie ruchy w łonie, od razu szłam na urlop i na scenę już nie wychodziłam. Dzieci były najważniejsze.

A nie bała się pani zniknięcia z afisza? Dziś piosenkarki, Patrycja Markowska czy żona Michała Wiśniewskiego, mimo widocznej ciąży koncertują. Wiedzą, że nieobecni nie mają racji...

- Kiedyś też trzeba było pilnować swego miejsca, ale wydawało mi się, że paradowanie z brzuchem jest nie w porządku wobec dzieciątka. Te przerwy były naturalne, ale gdy już zaczęłam "zasuwać", to nie mogłam przestać.

Aż do dziś?

- Tak. Tym pytaniem o zmęczenie trafił pan w sedno. W tym roku miałam kompletny kryzys. Poszłam na urlop - ciurkiem 26 dni - i nie mogłam skończyć odpoczywać. Przedłużałam i przedłużałam i nie mogłam wrócić ze wsi. Dopiero gdy zrobiło się zimno, zaczęłam cieszyć się tym, że wracam na próby do teatru.

Coraz więcej Polaków wyjeżdża na wakacje za granicę, a pani, taka gwiazda, opala się na wsi?

- Coraz bardziej kocham swój kraj. Jestem patriotką i pejzaż Mazowsza jest dla mnie najpiękniejszy. Kocham rosochate wierzby, polne drogi i muzykę Chopina. Sporo najeździłam się w życiu i niedawno powiedziałam sobie, że już nie wsiądę do samolotu. Po pierwsze, już nie to zdrowie, a po drugie, nie chcę być jak sardynka w puszce.

Ciało to dla aktora najważniejsze narzędzie pracy. Dba pani o nie jakoś szczególnie: masaże, solarium, spa, wakacje za granicą?

- Nic z tych rzeczy. Czynny wypoczynek na działce to wszystko. Lubię malować, coś przybijać. Wiertarkę mi zepsuli, ale zostały roślinki i grzebanie w ziemi. Nie mam potrzeby, żeby jakiś masażysta mnie klepał, a gdy widzę te reklamy, że skóra pęka, cellulitis atakuje, to obrzydzenie mnie bierze.

Jest pani rozwiedziona. Czy w pani sercu jest miejsce dla jakiegoś przystojnego mężczyzny?

- Coś tam się nawet kiedyś tliło, ale w pewnym momencie człowiek ma wyśrubowane wymagania i staje się wygodny. Poza tym mam tak dużo miłości wokół siebie...

...Niby tak, ale mężczyzna jest nie do podrobienia...

- (śmiech) Oczywiście, są momenty, że chciałabym mieć partnera i móc mu się zwierzyć. Zawsze było tak, że wpadałam z deszczu pod rynnę. Byli mężczyźni w moim życiu i nigdy nie miałam dla siebie czasu. Teraz cieszę się wolnością, ale gdyby coś się przytrafiło, to do "Super Expressu" zadzwonię.

Jakich mężczyzn pani lubi?

- Kiedyś kombinowałam, że to musi być duży facet, który przeniesie mnie przez próg. Teraz takich jest niewielu. A z biegiem czasu okazuje się, że nie musi to być macho. Mógłby to być typ delikatny, poetycki, a przede wszystkim mądry. Tak sobie myślę, że nie za bardzo nadawałam się do kochania. Przebywanie z mężem czy z żoną to wielka sztuka. Może nawet większa niż wychowanie dzieci.

A może to pani dzieci właśnie przeganiają kolejnych kawalerów...

- Nie, to ja stałam się taką "mendą": nie pali, nie pije. Jaki facet z taką będzie?! Siedzi taka harcerka i jest nie do wytrzymania. Gdy widzę, że facet lubi sobie wypić, to wiem, że ja już go z tego wyciągać nie będę. Nie mam siły.

***

Stanisława Celińska, aktorka

Ma 60 lat

Mieszka na warszawskim Mokotowie

Rozwiedziona

Syn Mikołaj (31 l.), córka Ola (29 l.)

Ma dwóch wnuków: Cezarego (6 l.) i Filipa (5 l.)

Od 10 lat ma jamniczkę Teklę, którą zabiera na plan filmowy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji