Artykuły

Na służbie u widza

- Polacy w odbiorze sztuki współczesnej są bardzo konserwatywni. Z tej sztuki się żartuje, lekceważy się ją. Dzieło to ciągle coś przysypanego kurzem, do czego podchodzi się zbyt odświętne. Dla mnie natomiast teatr zawsze jest jakoś współczesny - przez widza uwikłanego w codzienność, przez aktora, który od tego, co przeżył i przeczytał, nie ucieknie - mówi Paweł Łysak [na zdjęciu], dyrektor Teatru Polskiego i Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.

Katarzyna Kabacińska: Bohaterowie wielu spektakli tegorocznego Festiwalu Prapremier wracają do tzw. normalnego życia z "piekła na ziemi": z Iraku, Czeczenii, więzienia, ze szpitala psychiatrycznego. Wracają i nie radzą sobie z balastem doświadczeń, z dręczącymi ich koszmarami... Paweł Łysak: - We mnie zrodziło to refleksję o odniesieniach do historii - społecznej, narodowej, do historii jednostki. Mam takie poczucie, że jeżeli lata 90. były zwrócone ku przyszłości, to teraz - nie wiem, może po World Trade Centre? - tamten optymizm gdzieś się załamał, na świecie zauważalna stała się tendencja do myślenia historycznego. Tym karmi się przecież, m.in., światowy terroryzm. W różnych odmianach zresztą, myślenie historyczne jest obecne w społeczno-politycznej rzeczywistości i to w wymiarze globalnym. Nikt zatem nie szukał na festiwal spektakli "pod tezę", czy to więc tendencja współczesnej dramaturgii? Ta mroczność, trauma, beznadzieja? - To była konstatacja post factum. Pierwszym i najistotniejszym założeniem było zaproszenie, po prostu, dobrych spektakli. Formuła prapremier niesie, co prawda, pewne ograniczenia, ale w tym roku wybieraliśmy spośród kilkudziesięciu propozycji. Mieliśmy więc okazję zaobserwować, co je łączy, co w polskim teatrze jest dzisiaj ważne. I mówienie, że są to głównie spektakle mroczne, jest zbytnim uogólnieniem. Połowa to komedie!

Ale i te mogą być gorzkie.

- Myślę, że jest w sztuce tendencja do gorzkiego obserwowania życia. Co więcej, taką rolę sztuka przyjmuje w ścisłym związku ze światem, w którym funkcjonuje. A w nim mamy wszechobecny "pijar", bezkrytyczne lansowanie, już nie tylko produktu, ale - poprzez marketing polityczny i reklamę społeczną - całej otaczającej nas rzeczywistości. I sztuka ustawia się w kontrze. Wytyka słabości, ośmiesza. Jakby bała się mówić o pozytywach. To urazy, pozostałość po niechlubnej propagandzie sukcesu. Ludziom tymczasem potrzebny jest optymizm, z którego mogą czerpać siłę. Mam jednak wrażenie, że artyści gdzie indziej widzą swoje miejsce.

Tylko gdzie? Jesteśmy w Iraku kilka lat, co rodzi ogromne emocje, dramaty. Ale spektakl, który odnotowuje ten problem na festiwalu, jest angielski. Dlaczego nie mamy własnych tekstów o Iraku?

- Dobre pytanie. Nie od dzisiaj mówi się o ogromnej zapaści dramaturgii polskiej w latach 90., a w pewnym sensie też w 80., kiedy rzadko powstawały nowe polskie teksty, dotykające ważnych spraw. Ale w końcówce lat 90. dotarła do nas moda na współczesny dramat...

To kwestia mody czy możliwości?

- Wtedy w polskich teatrach, jeśli już wystawiano młodych autorów, to na małych scenach, z "drugim garniturem" obsady. Niejako wstydliwie i takie podejście nazywam brakiem mody. Zmiana trendu przyszła ze świata - potrzeba opisu rzeczywistości przez autorów współczesnych. Teatry i uznani reżyserzy zaczęli sami szukać "gorących" tematów. Nawet jeśli modne, nie znaczy jeszcze dobre, to sam proces uznaję za pozytywny, bo stymuluje rozwój dramaturgii. Ten nowy teatr nazywa się często publicystycznym i mówi się, że nie jest teatrem artystycznym. Że ociera się o doraźność. I to bywa prawda, więc może jest to kwestia dojrzałości, znalezienia odpowiedniego języka i perspektywy. Bo, gdyby o żołnierzu Polaku powracającym z Iraku miałby napisać polski autor, potrzeba czegoś więcej niż opowiedzenia historii rozgrywającej się "tu i teraz". A z tym wiąże się jeszcze problem odbioru sztuki współczesnej.

Gustów i przyzwyczajeń polskiego widza?

- Polacy w odbiorze sztuki współczesnej są bardzo konserwatywni. Z tej sztuki się żartuje, lekceważy się ją. Dzieło to ciągle coś przysypanego kurzem, do czego podchodzi się zbyt odświętne. Dla mnie natomiast teatr zawsze jest jakoś współczesny - przez widza uwikłanego w codzienność, przez aktora, który od tego, co przeżył i przeczytał, nie ucieknie. Może więc rzecz w wypracowaniu nowego języka porozumiewania się w obszarach sztuki?

Stąd nowatorska inicjatywa Festiwalu Prapremier - warsztaty Nowej Siły Krytycznej?

- Są one próbą kształcenia krytyków, którzy pełnią rolę łącznika między teatrem a publicznością i kształtują jej gusta. To problem ogólnopolski, gdyż wiele miast boryka się z brakiem profesjonalnych recenzentów. Wiedza i aparat pojęciowy są niezbędne do analizy sztuki, do wprowadzenia w nią widza, objaśniania.

Nie dam się sprowokować i nie zapytam Pana o ocenę tutejszych krytyków teatralnych. A jaka jest bydgoska publiczność?

- Bardzo różna, ale ważniejsze - jaka może być i o to musimy dbać. Ja w końcu jestem tylko na służbie u widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji