Artykuły

Ifigenia z Gardzienic w Nowym Jorku

- Oglądając przedstawienie Gardzienic, szybko orientujemy się, że chodzi tutaj o coś więcej niż teatr. To zrealizowana na scenie wizja społeczeństwa alternatywnego, w którym ludzie obcują ze sobą w inny sposób niż ten, jaki znamy na co dzień w zachodnim społeczeństwie - mówi nowojorska reżyserka Ann Bogart o premierze "Ifigenii w Aulidzie" w Teatrze La MaMa.

Gardzienice to jeden z najbardziej cenionych w USA polskich zespołów teatralnych. Informację o "Ifigenii" (czwartym już przedstawieniu, jakie Gardzienice pokazały w Nowym Jorku) umieściły w zapowiedziach najciekawszych spektakli niemal wszystkie liczące się dzienniki, a także teatralne magazyny i portale. "Mimo że przedstawienie grane jest częściowo po polsku, znajomość języków nie jest konieczna, ponieważ sceny osnute są na ruchu, geście i śpiewie" - zachęcał "New York Times", którego recenzenci mają władzę zniszczenia spektaklu lub zapewnienia mu sukcesu jednym uderzeniem klawisza. Na piątkowej [5 paździenika] premierze prasowej kilkusetosobowa sala wypełniona była po brzegi. Wyprodukowany przy współpracy Starego Teatru spektakl miał mieć światową premierę w Krakowie, ale wydłużył się proces komponowania muzyki przez Zygmunta Koniecznego. - Mieliśmy już zarezerwowany termin w La MaMie, więc postanowiliśmy urządzić premierę w Nowym Jorku - mówi "Gazecie" Włodzimierz Staniewski, założyciel Gardzienic i reżyser "Ifigenii" [na zdjęciu].

Przedstawienie zainspirowane tragedią Eurypidesa (poprzedzającą "Elektrę" pod względem chronologii wydarzeń) ukazuje wodza Greków Agamemnona (Marcin Gołaj), który waha się, czy poświęcić córkę bogom, by zapewnić swym oddziałom zwycięstwo pod Troją. W tym przedstawieniu Ifigenie są dwie - jedna przypomina na wpół oszalałego ptaka, druga potulną łanię, która mówi w jednej ze scen, że "nie chce umierać za ojczyznę".

Obok inspiracji malowidłami ze starogreckich urn, a także ludową tradycją Europy Wschodniej najnowszy spektakl Gardzienic czerpie pełnymi garściami z japońskiej tradycji teatru "No" i filmów samurajskich (wspaniałe kimona zaprojektowane przez Monikę Onoszko). To jeden z najbardziej przystępnych i najpiękniejszych estetycznie spektakli Ośrodka Teatralnych Praktyk - dzięki kolorystycznie, subtelnej scenografii i muzyce Zygmunta Koniecznego. Gest czy grymas przechodzą tu płynnie w taniec i śpiew. Jednak aktorzy dają widzom co jakiś czas znak, że to tylko występ, gra, konwencja, zapowiadając - "a teraz będzie po polsku" albo "to już koniec". Staniewski nazwał ten spektakl "teatralnym esejem" i rzeczywiście jest to dzieło otwarte - długość i struktura scen zmienia się co wieczór.

W pacyfistycznym spektaklu Staniewski robi czytelne polityczne aluzje. W jednej ze scen Agamemnon krzyczy: "God bless America". To nawiązanie do obecnych amerykańskich władz, które poświęciły już w Iraku życie prawie 4 tys. żołnierzy.

***

Rozmowa z Ann Bogart

W nowojorskich kręgach kulturalnych znany jest pani podziw dla polskiego teatru. Tym razem zaprosiła pani Włodzimierza Staniewskiego o poprowadzenie klasy mistrzowskiej na Columbii. Co chciałaby pani, aby przekazał młodym reżyserom?

Ann Bogart: Mam nadzieję, że przekaże im swoje instynktowne podejście do teatru.

Jakie miejsce zajmują Gardzienice na mapie teatru eksperymentalnego w Europie i USA?

- Wyróżnia ich głębokie zakorzenienie praktyk teatralnych w pradawnych tradycjach przedstawieniowych, także w tradycji gawędziarstwa. Połączenie tego przywiązania do tradycji z postmodernistyczną wrażliwością artystyczną Staniewskiego sprawia, że są absolutnie wyjątkowi.

Kiedy w amerykańskiej prasie pojawiają się recenzje ze spektakli Gardzienic, krytycy przywołują nazwisko Jerzego Grotowskiego, u którego Staniewski przez cztery lata terminował. On sam jednak odżegnuje się od traktowania go jako kontynuatora koncepcji "teatru ubogiego".

- Dla amerykańskich dziennikarzy Grotowski to legenda, choć większość z nich tak naprawdę nie zna i nie pojmuje jego idei. Myślę, że Staniewski łączony jest z reformatorem teatru z Wrocławia po prostu dlatego, że owiane legendą nazwiska przyciągają czytelników.

Język teatralny Gardzienic czerpie z przedchrześcijańskich tradycji zachowanych w folklorze wschodniej i południowej Europy. Tymczasem w USA nie ma żadnej żywej tradycji kultury ludowej. Czy teatr z wioski spod Lublina ma szansę przemówić do amerykańskiego widza?

- Myślę, że amerykańska publiczność przyjmuje spektakle Gardzienic w instynktowny sposób. Reaguje na nieskrępowaną fizyczną ekspresję aktorów, na sposób, w jaki aktorzy nawiązują między sobą kontakt na scenie. Oglądając przedstawienie Gardzienic, szybko orientujemy się, że chodzi tutaj o coś więcej niż teatr. To zrealizowana na scenie wizja społeczeństwa alternatywnego, w którym ludzie obcują ze sobą w inny sposób niż ten, jaki znamy na co dzień w zachodnim społeczeństwie.

Wczoraj odbył się na Manhattanie ostatni spektakl zupełnie innej "Ifigenii". Pokazana na deskach Signature Theater Company "Iphigenie.2.0." to adaptacja najnowszej sztuki nowojorskiego dramaturga Charlesa Mee, z którym pani współpracuje. Trudno wyobrazić sobie dwa bardziej odmienne spektakle. W tym nowojorskim żołnierze Agamemnona rozbierają się do bielizny i tańczą mechanicznie do rapu LL Cool J. To przykład królującego na tutejszych scenach alternatywnych stylu analitycznego, z uczuciowym dystansem wobec postaci, wykorzystującego nowe technologie i chwyty ze sztuki popularnej. Często jednak w tych połyskliwych spektaklach brakuje pożywki dla głębszych uczuć czy przemyśleń. Czy patrząc na spektakle Gardzienic, nowojorscy ludzie teatru odczuwają ten brak?

- Nie sądzę, aby spektakle Gardzienic wzbudzały wśród moich kolegów poczucie jakiegoś braku. Wizyty Saniewskiego w Nowym Jorku są raczej powodem do radości z inwencji naszych kolegów z Polski.

Na eksperymentalnych spektaklach widz może czasem odnosić wrażenie, że aktorzy doskonale się bawią, ale on nie znajduje klucza do tego, co się dzieje na scenie.

- Dlatego najbardziej podobają mi się przedstawienia Gardzienic zakładające uczestnictwo publiczności, wciągające ją w wir scenicznych wydarzeń. Publiczność poddaje się wtedy magnetyzmowi fizycznej obecności aktorów.

Kiedy zespół Gardzienic zaczynał w latach 70. podróże po wioskach wschodniej Polski, ocalanie kultury ludowej było niemalże politycznym gestem sprzeciwu wobec komunistycznej urawniłowki. W "Ifigenii" także można dopatrzyć się politycznych podtekstów. Spektakl opowiada o ofierze z niewinnego życia na ołtarzu religii i polityki, a to temat, który amerykańskiemu widzowi musi nasunąć skojarzenia z codziennymi doniesieniami z Iraku.

- Niektórzy spośród widzów będą świadomi politycznych podtekstów, inni pozostaną na nie obojętni. Na szczęście Gardzienice zapraszają widza do teatralnej podróży, w którą wyruszyć można nawet, jeśli nie wiemy nic o stosunku Polaków do współczesnych światowych konfliktów.

***

Ann Bogart - urodzona w 1951 r. nowojorska reżyserka teatralna, dyrektorka studiów dyplomowych na wydziale reżyserii teatralnej Uniwersytetu Columbia. W 1992 r. założyła SITI Company, jeden z najbardziej cenionych eksperymentalnych zespołów teatralnych w Nowym Jorku. Dwukrotna laureatka nagród dla najlepszych twórców off-Broadway'owskich "Obie" (w 1988 i 1990 r.), a także""Bessie" za najlepszą choreografię (musical "South Pacific" w 1984 r.). Od 11 października w Brooklyn Academy of Music oglądać można najnowszy spektakl w jej reżyserii - "Hotel Casiopeia".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji