Życie jest smutną grą
"Sen o jesieni" w reż Tomasza Hynka w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.
"Sen o jesieni" Jona Fossego w reżyserii Tomasza Hynka to poetycka, oniryczna opowieść o smutku i ulotności istnienia w obliczu śmierci.
Postaci jest pięć. Jest Mężczyzna i Kobieta - jego kochanka. Jest Matka i Ojciec - rodzice Mężczyzny - i jego Żona. I jeszcze jest dziecko - syn, o którym się mówi, choć w sztuce on nie występuje. Taki zestaw postaci sugeruje dramat rodzinny, ale sztuka jednego z najznakomitszych współczesnych dramaturów nie jest obyczajową historią. To raczej współczesny moralitet. Dziecko-syn, obecny-nie-obecny, w przedstawieniu Hynka odgrywa zasadniczą rolę. Z ułamków wspomnień i relacji układa on swoją historię rodzinną, która jednocześnie jest historią uniwersalną. Reżyser nazwał swą inscenizację "przypomnieniem".
W opozycji do przedstawienia - które jest czymś obiektywnym, konkretnym i realnym - przypomnienie nie oddaje faktycznego obrazu rzeczywistości i składających się na nią wydarzeń. Kieruje się własną logiką - bardziej zbliżoną do logiki snu, marzeń, gry wyobraźni.
"To było dawno temu. Tak dawno. Trudno wszystko pamiętać" - te słowa powracają, jak uporczywy refren opowiadanej historii, czy raczej wielu historii, powtarzających się w kolejnych pokoleniach. Historif miłości, zdrady, pożądania, nienawiści, lęku. Tęsknoty i samotności. Kobieta kiedyś staje się Matką i Babcią. Mężczyzna - Ojcem i Dziadkiem. Człowiek u Fossego jest straszliwie samotny. Pragnie bliskości, ciepła, zrozumienia. Ale - przepełniony emocjonalnym chłodem - nie potrafi ani dawać, ani brać. Wszystko w jego życiu, wszelkie więzi, jakie pozornie łączą go z innymi ludźmi, są nietrwałe, ulotne, przemijające. Pewna i nieunikniona jest tylko śmierć. Akcja sztuki rozgrywa się na cmentarzu, na grobach ludzi, którzy kiedyś żyli tak samo jak oglądani przez nas bohaterowie. Ich samotność i niespełnienie w obliczu śmierci nabiera szczególnego znaczenia, a perspektywa ostateczności jest klamrą spinającą wydarzenia tej kameralnej, intymnej opowieści.
Autorzy przedstawienia pięknie wydobyli oniryczny charakter opowieści. Przestrzeń sceny wypełniają symboliczne groby, tonące w zielonkawej poświacie. Punktowe światło wydobywa z gęstego mroku jedynie bohaterów. Im bliżej finału, tym wyraźniejszy staje się moralitetowy charakter opowieści. Teraźniejszość miesza się z przeszłością i przyszłością. Postaci zlewają się, zacierają. To, co dzieje się na jawie, stapia się z tym, co rozgrywa się w świadomości bohaterów. Pozostaje gra emocji -subtelna, wyrafinowana, pełna niedomówień. Brawa dla aktorów - Ewy Wyszomirskiej, Judyty Paradzińskiej, Przemysława Kozłowskiego, Andrzeja Jakubczyka i Beaty Wnęk-Malec.