Artykuły

Kolejny tryumf Astrid

"Pipi Pończoszanka" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Ocenia Joanna Olech w portalu edziecko.pl

Jakaż ulga! Już w piątej minucie spektaklu było jasne, że Pippi ocalała, mało tego - zyskała nową twarz (Dominiki Kluźniak), która natychmiast przykleiła się do oryginału jak przeszczep.

Dominika - naturalnie rudy, krągły, piegowaty krasnoludek o mlecznej cerze, jest tak przekonywająca w roli Pippi, że wręcz trudno ją sobie wyobrazić w poważnych rolach, które grywa na deskach Teatru Dramatycznego. Nie mizdrzy się, nie kokietuje publiczności - ma w sobie niekłamaną dezynwolturę i wyobraźnię szwedzkiego rudzielca. Śmiga po scenie, jakby miała bateryjkę Duracell - prawdziwy żywioł i zuchwała odwaga. Że zadanie nie było łatwe, świadczą choćby inne postaci w spektaklu. Aktorzy w rozmiarze XL, skurczeni do ról dziewięciolatków nie mają lekkiego zadania. Podobnie jak to było w szwedzkiej ekranizacji książki, tak i tu nie jest jasne, za co właściwie Pippi polubiła Tommy'ego i Annikę. Reżyser spektaklu Agnieszka Glińska zrobiła wszystko, żeby aktorów obronić przed śmiesznością, jaką wzbudza zwykle przebieranka starych koni w kuse spodenki. "Dzieci" są w ciągłym ruchu, co ujmuje im lat i czyni bardziej wiarygodnymi. Pyszna rola Nauczycielki, zagrana "po bandzie", na granicy brawury. Podobnie karkołomnie zagrana Panna Prysselius - aktorstwo balansujące na krawędzi, a przecież obronione z sukcesem. Dzieci na widowni śmieją się i klaszczą. Owacja po spektaklu - szczera i długotrwała.

Spektakl jest niskobudżetowy, nie liczcie na "wypasione" efekty, jakie towarzyszyły choćby inscenizacji "Piotrusia Pana". A jednak sympatyczny i swojski - taki w duchu Astrid Lindgren, która była niezwykle skromna i bezpośrednia. Mądrze ograno także głębszy, smutny wątek książki - tę łyżkę dziegciu w beczce miodu, jaką pisarka przemyciła do fabuły. Jest taki ładny moment, kiedy Pippi poważnieje i zza ciągłej błazenady wyziera mały, rudy filozof, po stokroć mądrzejszy od niejednej panny Prysselius.

Oprawa muzyczna spektaklu, trochę jarmarczna, trochę prowincjonalna, w wykonaniu "trupy wędrownych grajków" w cudacznych kapeluszach, pasuje idealnie do małomiasteczkowej scenerii książki. Idąc do teatru, koniecznie zabierzcie ze sobą aparat fotograficzny. W kuluarach można sfotografować się w "monidle" z wizerunkiem Pippi, można też dźwignąć (lub dosiąść) konia i kupić pastylki arbuzowe. Zabawki "Kalimby" i wystawa poświęcona pisarce zamykają listę atrakcji. I chociaż Kapitan Pończocha zgubił perukę fikając kozła, a fragment dekoracji rozleciał się z hukiem, to przecież warto było pójść do "Dramatycznego" i świętować kolejny tryumf Astrid.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji