Artykuły

Mam w sobie dużo żalu

- Po raz pierwszy przekonałam się na własnej skórze, jakie znaczenie w aktorstwie mają układy. Zaproponowano mi rolę w pewnym serialu. Bardzo się cieszyłam, bo nie brałam udziału w castingu, tylko producenci sami się do mnie zgłosili. Zaraz okazało się jednak, że zmienia się aktor grający główną rolę i w związku z tym wymieniono część obsady, w tym mnie - mówi warszawska aktorka, JOANNA LISZOWSKA.

Po występach w "Jak oni śpiewają" wszyscy się Tobą zachwycają. Nie uderzyła Ci do głowy woda sodowa?

- Myślę, że nie mam ku temu powodów.

Masz powody, by się czegokolwiek obawiać w związku z tym, że jesteś teraz bardzo popularna?

- Niebezpieczeństw nie widzę, ale jest sporo nieprzyjemnych rzeczy związanych z aktorstwem. Mam wrażenie, że moje nazwisko kojarzone jest ostatnio tylko z kobiecymi kształtami.

Chyba nie mówisz o nadwadze.

- A właśnie, że tak! Brukowce urządziły na mnie nagonkę z powodu moich krągłości. Analizują je na wszelkie możliwe sposoby: "tu schudła, tu utyła", "znowu nie dba o siebie", "chyba przybyło jej kilogramów". Wolałabym być oceniana za mój warsztat aktorski, a nie za to, jak wyglądam. Kilka lat temu miałam ogromne kompleksy na punkcie figury. Źle się czułam ze sobą, ze swoim ciałem. W końcu

pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę filigranową kobietką, i ze swoich krągłości starałam się zrobić atut. Zaczęłam czuć się atrakcyjnie i kobieco.

Co się zmieniło, że teraz nagle zaczęłaś się tak tym przejmować?

- Nastąpiła taka kumulacja tej analizy, że zaczęłam się wstydzić tego, jak wyglądam. Po udziale w "Tańcu z gwiazdami"? W "Tańcu..." zrzuciłam trochę kilogramów, więc rozpisywano się, że świetnie wyglądam. Ale gdy odpadłam z programu, skończyły się intensywne treningi, waga wróciła do swojej normy i się zaczęło. Najbardziej było mi przykro, gdy po premierze spektaklu "Fredro dla dorosłych mężów i żon" [na zdjęciu], w który włożyłam dużo pracy i serca, w prasie pojawiły się moje, delikatnie mówiąc, mało atrakcyjne zdjęcia. Spektakl trwa dwie godziny, a ja mam jedną trzyminutową scenę ze striptizem. Jeżeli już ktoś musi umieścić takie zdjęcie, to trudno, nie mam na to wpływu. Ale po co te złośliwe komentarze? Zdjęcie mówi przecież samo za siebie. Jeżeli przytyję, to staram się coś z tym zrobić, ale sama dla siebie, a nie dla innych. A już na pewno nie będę się tym zadręczać.

Jak się czuje kobieta po przeczytaniu tego typu komentarzy?

- A ty jak byś się czuła? Jak po takich tekstach wyjść na scenę i zagrać pewną siebie kobietę? Muszę się wtedy wyzbyć tego wstydu, a to nie jest proste.

Podobno z tego powodu trochę zaszyłaś się w domu.

- Zaczęłam coraz rzadziej wychodzić, bywać na imprezach. Kiedy decyduję, że idę na imprezę, to liczę się z tym, że będą mi robić zdjęcia. Bo przecież te imprezy są organizowane po to, by przyszli znani ludzie i dali się sfotografować. Przestałam chodzić, bo kiedy błyskał flesz, już sobie wyobrażałam, jak będzie podpisane zdjęcie.

Popadłaś w depresję?

- Depresja to za duże słowo. Jest mi przykro. Straciłam całą energię i wiarę w siebie. Choć nie zawsze w moim życiu było różowo, to starałam się nie tracić optymizmu. Wiem, że nie powinnam narzekać, bo w obliczu nieszczęść, które dotykają innych ludzi, moje problemy są śmieszne, ale...

Twój narzeczony Tedi kocha Cię taką, jaką jesteś?

- Mówi, żebym się nie przejmowała, nie czytała tych bredni, jest przecież wiele kobiet, które chciałyby wyglądać tak jak ja. Pewnie ma rację. To jest trochę tak jak z tremą przed wyjściem na scenę. Tłumaczę sobie, że nie ma się czym denerwować, przecież jestem świetnie przygotowana. Ale trema jest tremą i nie zależy ani od doświadczenia, ani od przygotowania. Między tym, co wiemy teoretycznie, a tym, co czujemy praktycznie, jest ogromna przepaść.

Jednak dopóki pojawiasz się na scenie, w telewizji, jesteś pod ostrzałem. Jak każdy.

- Muszę odbudować mój ochronny pancerz i nabrać więcej dystansu. Mam świadomość, że taki jest zawód, który wykonuję. Aktorstwo daje mi wiele radości, satysfakcji i spełnienia, co nie zmienia faktu, że w tym momencie mam w sobie wiele żalu...

Żalu?

- Ostatnio nie spotkały mnie miłe rzeczy.

Co Ci się jeszcze przytrafiło?

- Wiele osób mnie uprzedzało, że aktorstwo to bardzo trudny zawód i że trzeba być bardzo odpornym. Mówili, że przyjaźń w tym środowisku jest złudna. Że w tym świecie jest wiele nieszczerości i że z taką zawiścią nie spotkam się nigdzie indziej. Po raz pierwszy przekonałam się na własnej skórze, jakie znaczenie w aktorstwie mają układy. Krótko mówiąc, są równi i równiejsi. Niedawno znalazłam się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Zaproponowano mi rolę w pewnym serialu. Bardzo się cieszyłam, bo nie brałam udziału w castingu, tylko producenci sami się do mnie zgłosili. Zaraz okazało się jednak, że zmienia się aktor grający główną rolę i w związku z tym wymieniono część obsady, w tym mnie.

Takie rzeczy chyba się zdarzają?

- Tak, i ja to rozumiem. Zapewne nie po raz pierwszy i nie ostatni, i nie mnie jednej. Ale jeśli już dzieje się coś takiego, ważne, w jaki sposób załatwia się sprawę. Bądźmy wobec siebie szczerzy i uczciwi, miejmy odwagę powiedzieć sobie prosto w oczy co i jak.

Krążą plotki, że przechodzicie z Tadeuszem poważny kryzys.

- Wiem, wiem, czytałam, niestety. Przyzwyczaiłam się już, że o sobie i o Tadeuszu mogę przeczytać najdziwniejsze rzeczy. Dotykanie spraw rodzinnych to przekraczanie pewnych granic. Rozpisywano się na temat powodów przełożenia naszego ślubu - według niektórych w ogóle do niego nie dojdzie, bo ja i Tadeusz pochodzimy z innych światów. Cóż... Niezależnie od tego, jaka jest prawda, jest to tylko i wyłącznie nasza sprawa. A swoją drogą jedyną prawdą, którą zawierały tamte przykre artykuły, było to, że ja się nazywam Joanna Liszowska, a Tedi

- Tadeusz Głażewski.

Czyli nieprawda, że się rozstajecie?

- Przełożyliśmy datę ślubu, a to nie znaczy, że już nie jesteśmy razem.

Ale przekładaliście ją już dwa razy.

- No to co? Chcemy się dobrze do tego przygotować. Pamiętaj, że my zaczęliśmy inaczej niż większość ludzi.

Po miesiącu znajomości zamieszkaliście razem.

- Wszystko potoczyło się bardzo szybko. A teraz trochę zwolniliśmy.

Mieliście się pobrać w wakacje, podobno miałaś już sukienkę, wszystko było przygotowane...

- Też słyszałam o sukience - podobno sama ją zaprojektowałam. Gdyby ktoś mi powiedział, gdzie ona wisi, chętnie bym ją zobaczyła. Może rzeczywiście jest bardzo piękna. Czytałam też, że prawdopodobnie będę musiała ją poszerzać. Dedukuję, że musiałam ją sobie zaprojektować jakoś tuż po "Tańcu z gwiazdami".

To kiedy planujecie kolejne podejście do ślubu?

- Człowiek całe życie uczy się na błędach. W moim przypadku błędem było odpowiadanie na pytania dotyczące naszego związku, planów na przyszłość, ślubu... Nie widziałam niczego złego w mówieniu o swoim szczęściu. Niestety, niektóre moje wypowiedzi zostały źle wykorzystane. Teraz jedno wiem na pewno, tę sferę życia prywatnego zatrzymam tylko dla siebie. Więc wybacz, że na to pytanie ci nie odpowiem.

Czas zweryfikował Wasze wyobrażenia o wspólnym życiu?

- Trochę tak. Okazało się, że miłość, owszem, jest usłana różami, ale one mają kolce. Od czasu do czasu na taki kolec się następuje. Grunt to umieć się go pozbyć. Najlepiej we dwójkę. A tak poza tym to róże pięknie pachną.

W poprzednim wywiadzie dla VIW! cytowaliście słowa piosenki, mówiliście, że "trzeba dbać o tę miłość, nie wolno stracić jej".

- Ciągle się pod tym podpisuję. O miłość trzeba walczyć. Życie weryfikuje nasze oczekiwania. Uczucia ewoluują. Na począdcu jest zakochanie i wzajemna fascynacja. Potem pojawia się miłość i przyjaźń. Nie mówię, że zmienia się na gorsze, ale zmienia się. Trzeba dołożyć wielu wysiłków, by przywoływać tę świeżość, tę fascynację, która była na początku. Bywają momenty, że nie jest to takie proste.

Umiecie pójść na kompromis?

- Oboje jesteśmy bardzo emocjonalni, więc bywa różnie. Zdaję sobie sprawę, że ja nie jestem teraz najłatwiejszą osobą do życia. Zamykam się w sobie, potrzebuję paru chwil samotności. A wtedy najlepiej czuję się we własnym samochodzie. Nastawiam głośno muzykę i jadę przed siebie.

Jak Tadeusz radzi sobie z Twoim melancholijnym nastrojem?

- Myślę, że w takich sytuacjach milczenie jest złotem. Jemu wychodzi to całkiem nieźle. Poza tym on też nie jest rozpromienionym aniołkiem.

Trudno mi wyobrazić sobie Tediego, który długo nic nie mówi.

- Bez przesady - mówi. To ja zrobiłam się mniej gadatliwa i on chyba błogosławi ten stan. Normalnie wracałam do domu i musiałam zdać relację z całego dnia, i to bardzo barwnie i kwieciście. Teraz jestem bardziej wyciszona.

Mam wrażenie, że jesteś rozgoryczona życiem. Nie ma w Tobie radości i optymizmu, którym niedawno wszystkich zarażałaś.

- Mam taki moment. Ale "ja jeszcze z wiosną się rozkręcę, ja jeszcze z wiosną się roztańczę...".

Nie za wcześnie na gorycz?

- Nikt nie powiedział, kiedy można być rozgoryczonym, a kiedy jeszcze nie wypada. Ja mam teraz taki gorszy moment. Ale gdy tak narzekam, to staram się przywołać do porządku. Bo nie chcę być odbierana jako ta biedna i pokrzywdzona, której wszystko się wali czy zawaliło i której cały świat runął w posadach.

A runął?

- Nie. Po prostu przyszedł taki moment w moim życiu... Może wszystkiemu jest winna nadchodząca jesień?

To co będzie zimą?

- Sama nie wiem (śmiech). Jestem pewna, że to mi szybko minie. Na razie jesień zagościła w mojej duszy. Bo ja jestem typowym Strzelcem.

Czyli?

- Miewam huśtawki nastrojów. Jak się cieszę, to każdym nerwem i chcę, żeby wszyscy cieszyli się razem ze mną. A jak czuję radość, to taką przez duże R. W drugą stronę niestety jest podobnie. Jak jest mi przykro, to już tak bardzo. A teraz przykre rzeczy się skumulowały i mnie dobiły.

Przed Tobą nowe wyzwania.

- Wiem, bo przecież występuję w "Jak oni śpiewają". Muszę przyznać, że przez moment zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, decydując się na udział w tym programie. Znowu się podkładam. Ale może teraz będzie oceniane to, jak śpiewam, a nie jak wyglądam. Nie ukrywam, że uwielbiam śpiewać, muzyka daje mi dużo radości i ukojenia.

Masz już doświadczenie muzyczne.

- Jestem wręcz nazywana profesjonalistką, choć mi do niej baaardzo daleko. Dotarły do mnie nawet opinie, że to niesprawiedliwe, że nie powinnam tu występować. Ale przecież większość uczestników też ma doświadczenia w śpiewaniu. Poza tym każdy w szkole aktorskiej ma taki przedmiot jak piosenka i impostacja głosu.

Czujesz dużą rywalizację?

- Nie. Jesteśmy sympatyczną ekipą z dużym poczuciem humoru. Nikt z nas chyba nie ma strasznego ciśnienia, żeby wygrać. Raczej chodzi o zabawę. Oczywiście z biegiem czasu i każdym kolejnym odcinkiem sytuacja może się zmienić.

Denerwujesz się występami?

- Tak jak wszyscy. Tylko że po niektórych stres bardziej widać, a po niektórych mniej. Wspieramy się nawzajem, czasami nawet niezbyt wyrafinowanym humorem i głupimi żartami, ale każdy sposób jest dobry, żeby się odstresować.

Ale Ty jesteś faworytką.

- Ja tak nie uważam. Mam trójkę swoich faworytów. W tym programie może się absolutnie wszystko zdarzyć. Oceniają widzowie. A oni często mają inne spojrzenie i inne kryteria oceny niż jury. Duże znaczenie ma, kto w serialu gra jaką postać, czy lubianą, czy nie. Zależy też, na jakie piosenki się trafi.

A Ty jaki lubisz repertuar?

- Dynamiczne i energetyczne utwory. Najlepiej pasują do mojego temperamentu. Ale jestem gotowa na nowe wyzwania, subtelne, nostalgiczne ballady.

Miałaś ostatnio czas na jakiś odpoczynek?

- Tak. Ostatnio zabrałam mamę na obiecany od dawna wyjazd na Majorkę, a potem pojechałam z Tedim na Ibizę.

Jak było?

- To bardzo rozrywkowe miejsce. Knajpy, kluby, można spotkać gwiazdy z całego świata. Tańczyliśmy w modnym klubie Pacha, prawie ramię w ramię z Kylie Minogue. Ale na klasyczny odpoczynek to Ibiza się nie nadaje.

Dlaczego?

- Nie da się odpocząć w miejscu, w którym ulice tętnią życiem dwadzieścia cztery godziny na dobę i nieustannie panuje kolorowy zawrót głowy.

Wyglądasz teraz wspaniale. Zrelaksowana, opalona. Na pierwszy rzut oka nie widać, że jesteś w kiepskim nastroju, faceci nie odrywają od Ciebie wzroku. Tedi jest zazdrosny?

- Mam nadzieję (śmiech). Mówisz, że nie odrywają ode mnie wzroku? Kiedyś odebrałabym to jako komplement, ale biorąc pod uwagę mój obecny nastrój, zaczynam się zastanawiać, czy nie mam rozmazanego makijażu albo czy panowie nie robią zakładów, ile ważę. Ale za niewątpliwy komplement odbieram nazwanie mnie ostatnio "polską Beyonce". Ona na pewno nie należy do filigranowych osób, a jest w niej sto procent kobiecości i seksapilu. Więc tego porównania będę się trzymać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji