Artykuły

Musical mnie pociąga

- Musical pociąga mnie jedną zasadniczą rzeczą: świat wyobraźni jest w nim zapisany od podstaw i można sobie właściwie na wszystko pozwolić. Ta bajkowość w niczym nie przeszkadza. Ona w przedstawieniu operowym nie jest tak potrzebna - odwrotnie, ucieka się od niej. Natomiast w musicalu wszystko się może zdarzyć - mówi MARIA SARTOVA, reżyserka "Ragtime'u" w Gliwickim Teatrze Muzycznym.

Rozmowa z Marią Sartovą, reżyserką musicalu "Ragtime"

Wkrótce premiera. Jak przebiegają przygotowania?

- Bardzo dobrze, nerwowo - tak jak powinny. Z pełną gotowością wszystkich osób.

Musicale, które dotychczas Pani reżyserowała w Gliwickim Teatrze Muzycznym, odniosły spory sukces. Czytając teksty na portalach poświęconych tematyce teatralnej, da się wyczuć atmosferę wyczekiwania na "Ragtime". Czy odczuwa Pani tę presję?

- Bardzo. Za każdym razem poprzeczka zawieszona jest wyżej. Reżyserowałam "Hello, Dolly" - niełatwy musical, ale bardzo klarowny, możliwy do opanowania. "42. ulica" była już dużo trudniejsza ze względów chociażby technicznych i tanecznych. A "Ragtime" jest wyjątkowo skomplikowany. Dlatego też jest mało grany na świecie, mimo przepięknej muzyki. On po prostu wymaga pomysłu na szybkie przerzucanie się z miejsca na miejsce. To jest związane z takimi jakby filmowymi skrótami, filmowym montażem.

Czy to dla Pani wyzwanie?

- Tak, ogromne. Wynika to między innymi z tej filmowości, ale nie tylko. Sama faktura "Ragtime'u" jest, można powiedzieć, dość skomplikowana. Widz musi się odnaleźć w takim "przeskokowym" scenariuszu - to spore zadanie dla reżysera. Poza tym w "Ragtimie" gra olbrzymi zespół, który prawie cały czas przebywa na scenie. Jest bardzo dużo numerów muzycznych. To trudne przedsięwzięcie, ale bardzo ekscytujące.

Jak do przygotowań podchodzą aktorzy?

- Dla nich to też ogromne wyzwanie. W "Ragtimie" jest sporo drugoplanowych ról, w których wykonawcy muszą prezentować wysoki poziom artystyczny. Pierwszoplanowe role także są bardzo odpowiedzialnym zadaniem, bo trzeba być nie tylko bardzo dobrym aktorem, ale też świetnie śpiewać - arie, piosenki są napisane naprawdę niezwykle "wokalnie".

Widziała Pani gdzieś "Ragtime"?

- Nie, nie widziałam. Przyznam się szczerze, że nawet proponowano mi obejrzenie fragmentów przedstawienia granego na Broadwayu, ale nie chciałam tego widzieć, nie chciałam się sugerować.

To pewnie przeszkadza w realizowaniu własnej wizji...

- Bardzo przeszkadza. My mamy tu specyficzne możliwości i musimy się do nich dostosować, spróbować znaleźć własną koncepcję i nie sugerować się tym, co już było gdzieś kiedyś zrobione.

Miała Pani udział w doborze zespołu?

- Do głównych ról - tak.

A jeśli chodzi o realizatorów?

- O tym decyduje dyrekcja teatru. Ja mam do nich bardzo duże zaufanie, jeśli chodzi o wybór współpracowników. Zawsze jednak pytają mnie o zdanie, a ja z dużą ufnością poddaję się ich decyzji.

Czy ma Pani jakąś swoją ulubioną postać w "Ragtimie", czy też jako reżyser nie myśli Pani w ogóle takimi kategoriami?

- Zawsze z jakąś większą sympatią patrzy się na jedną z postaci. Wszystko zależy też od tego, jak dany musical jest napisany. Według mnie bardzo ludzką i prawdziwą postacią jest Tateh. Wszystkie role są interesujące, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Wydaje mi się, że ona jest bardzo sentymentalna, prawdziwa.

Wśród postaci kobiecych również któraś szczególnie przypadła Pani do gustu?

- Sarah i Matka to też są postaci bardzo wzruszające i ciekawe.

Książka Doctorowa, na podstawie której powstał musical, cechuje się bardzo specyficzną narracją - to ona właściwie tworzy klimat. Czy uda się to wrażenie oddać w inscenizacji?

- To było założeniem twórców musicalu. Wydaje mi się, że oni już postarali się o to, żeby coś z klimatu tej książki pozostało, i chyba im się to udało. Pewne sceny są narracyjne. Z narracji przechodzi się w akcję.

W musicalu sceny taneczne, śpiewane i mówione mieszają się ze sobą. Jak to jest w przypadku "Ragtime'u"?

- Tak samo. Pod tym względem jest to typowy musical. Musical pociąga mnie jedną zasadniczą rzeczą: świat wyobraźni jest w nim zapisany od podstaw i można sobie właściwie na wszystko pozwolić. Ta bajkowość w niczym nie przeszkadza. Ona w przedstawieniu operowym nie jest tak potrzebna - odwrotnie, ucieka się od niej. Natomiast w musicalu wszystko się może zdarzyć. I to jest piękne. "Ragtime" jest bardziej "realistyczny". Chociaż są w nim sceny bajkowe, ucieczki w nierzeczywistość, to dotyka on spraw bardzo poważnych.

Pod tym względem to jest bardzo nietypowy musical...

- Istotnie, porusza bardzo poważne problemy.

Jakie - według Pani - przesłanie niesie "Ragtime"?

- Jedno z najważniejszych. Jest to wezwanie do tego, żebyśmy stali się bardziej tolerancyjni. Brak tolerancji, brak szacunku dla drugiego człowieka, dla jego inności może doprowadzić do strasznych sytuacji. Zresztą w dzisiejszych czasach przeżywamy to na co dzień, stykamy się z tym i pod względem narodowościowym, i sposobu myślenia. Z tolerancją ciągle mamy jeszcze problemy. Nie udało nam się tego rozwiązać.

Jakie ma Pani dalsze plany zawodowe? Co będzie Pani robiła po premierze "Ragtime'u"?

- Mam propozycje reżyserowania przedstawień operowych. Ale ponieważ jestem przesądna, przed podpisaniem umowy nie chcę zdradzać szczegółów.

Czy będzie Pani kontynuowała współpracę z Gliwickim Teatrem Muzycznym?

- To nie ode mnie zależy, ale z wielką przyjemnością bym kontynuowała.

***

Maria Sartova jest absolwentką Akademii Muzycznej w Warszawie, jedną z ostatnich uczennic prof. Ady Sari. Studia wokalne kontynuowała w Mediolanie i Paryżu. Po debiucie w Teatrze Wielkim w Warszawie i Operze Wrocławskiej karierę wokalną związała ze scenami europejskimi, śpiewając główne partie we Francji, Niemczech, Szwajcarii, Włoszech, Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Szczególne uznanie zdobyła interpretacją partii Tatiany w "Eugeniuszu Onieginie" Piotra Czajkowskiego.

Realizuje dla telewizji polskiej i francuskiej filmy dokumentalne poświęcone wybitnym postaciom polskiego i francuskiego życia kulturalnego, z udziałem wybitnych aktorów takich jak Leslie Caron, Andrzej Seweryn, Maria Laborit, Alexandra Stewart.

Od 2002 r. współpracuje jako reżyser z teatrami operowymi. Realizowała m.in. "Poławiaczy pereł" Georges'a Bizeta w Teatrze Wielkim w Poznaniu, "Bal Maskowy" Giuseppe Verdiego w Teatrze Operowym w Szczecinie, "Hello Dolly" (musical Jerry'ego Hermana) oraz "42nd Street" (musical Harry'ego Warrena - Złota Maska za najlepszy spektakl teatralny roku) w Gliwickim Teatrze Muzycznym. (Informacje pochodzą ze strony internetowej www.mariasartova.eu).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji