Artykuły

Niepotrzebna śmierć

"Oskarżeni. Śmierć sierżanta Karosa" w reż. Stanisława Kuźnika na Scenie Faktu Teatru Telewizji. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

W najbliższy poniedziałek Teatr Telewizji pokaże premierowy spektakl "Oskarżeni" w reżyserii Stanisława Kuźnika, zarazem autora scenariusza. To już ostatnia w tym roku kalendarzowym pozycja teatralna prezentowana w ramach telewizyjnej Sceny Faktu. Pasmo to należy do najchętniej oglądanych przez telewidzów. Myślę, że gdyby w ramach Teatru Telewizji stworzono również Scenę Narodową, też cieszyłaby się niemałą oglądalnością. Oczywiście pod warunkiem, że przedstawienia pokazywane pod winietą Sceny Narodowej reprezentowałyby wysoki poziom artystyczny i opierałyby się na naszej najwybitniejszej literaturze. Nie ukrywam, że mam nadzieję, iż kierownictwo TVP (zwłaszcza to odpowiedzialne za teatr) rozważy możliwość powołania Sceny Narodowej. Ileż byłoby pożytku z tego...

Kuźnik zbudował swój spektakl na autentycznym, dramatycznym wydarzeniu, jakie miało miejsce w początkach stanu wojennego. Grupa nastolatków założyła organizację podziemną, której głównym celem miało być odbijanie więźniów politycznych. Nazwali się "Powstańcza Armia Krajowa - Druga Kadrowa". Aby zrealizować założony cel, potrzebna była broń, więc chłopcy swoją działalność rozpoczęli od rozbrajania milicjantów i wojskowych. Podczas jednej z takich akcji dwaj młodociani członkowie tej organizacji, próbując zdobyć broń, zaatakowali w tramwaju milicjanta, sierżanta Zdzisława Karosa. Nie mieli w planie zabijania, ale w wyniku szamotaniny milicjant został postrzelony i po kilku dniach zmarł w szpitalu. Członków organizacji bardzo szybko złapano. W śledztwie nie stosowano żadnych ulg ze względu na młody wiek tych chłopców. Sądzono ich jak pospolitych kryminalistów, najwyższy wyrok, 25 lat, otrzymał 17-letni Robert Chechłacz (gra go Mateusz Banasiuk). To w jego ręku była broń, która nieszczęśliwie wypaliła. Po kilku latach odsiadki wszyscy zostali wypuszczeni w ramach amnestii.

Kuźnik pokazuje tu jeszcze jeden tragiczny wątek, dotyczący ks. Sylwestra Zycha (w tej roli Jakub Wieczorek), duchowego opiekuna i przyjaciela tych młodych ludzi. To w jego mieszkaniu spotykają się, omawiają ważne plany. Dramatycznie potoczyły się losy ks. Zycha. Pomówiono go o inspirowanie tych młodych ludzi do tego, co robili, aresztowano go i traktowano tak, jak faktycznych sprawców śmierci milicjanta. W więzieniu przesiedział sześć lat. A dwa lata po wyjściu na wolność został w 1989 r. zamordowany - jak to się wtedy mówiło - przez nieznanych sprawców. Historia ks. Zycha do dziś nie została wyjaśniona. Od strony artystycznej spektakl "Oskarżeni" jest bez zarzutu. Aktorzy sprawnie i wyraziście odtworzyli postaci swoich bohaterów. Widać, jak świetnie byli prowadzeni przez reżysera. Narracja jest tu dość spokojna, mimo dramatycznych spięć w warstwie tematycznej. Kamera nie szuka atrakcji w jakichś "piruetach", lecz adekwatnie do wydarzeń prowadzi opowieść, często pokazując w zbliżeniu twarze bohaterów.

Rzecz rozpoczyna się wstawkami dokumentalnymi ze stanu wojennego. Przedstawienie, choć oparte jest na dokumentach i ma charakter dokumentalny, jest zarazem przetworzeniem artystycznym dokumentu na język sceny. Stanisław Kuźnik po przedpremierowej prezentacji spektaklu powiedział, iż wszystkie występujące tu postaci są autentyczne i wszystkie przedstawione wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. Reżyser zebrał materiał, penetrując zbiory Instytutu Pamięci Narodowej, a także rozmawiając z niektórymi uczestnikami tamtych dramatycznych wydarzeń. Jeśli zaś idzie o warstwę ideową spektaklu, o jego wymowę, to wyznam szczerze, iż mam spory niedosyt. Nie przekonują mnie sceny, kiedy tuż po zabiciu milicjanta młodzi sprawcy tego nieszczęścia zachowują się tak, jakby nic się nie stało, jakby to ich w ogóle nie dotyczyło. Opowiadają o tym zdarzeniu tak, jak się komuś opowiada film, który się widziało. Nie ma tu rozpaczy z powodu popełnionego czynu. No, może z wyjątkiem, gdy jeden z nich, mając wyrzuty sumienia, garnie się do księdza, szukając u niego ratunku. Ale czy to na pewno są wyrzuty sumienia? A może to tylko strach przed konsekwencjami czynu? Nawet jeśli jest to celowy zabieg reżysera, by właśnie w ten sposób pokazać, iż ci młodzi ludzie byli jeszcze zbyt niedojrzali na tworzenie zbrojnej organizacji podziemnej i podejmowanie takich akcji, to i tak zabieg ten nie jest wystarczająco przekonujący.

Mój niedosyt budzi również dość kontrowersyjnie zinterpretowana tu postać ks. Zycha - zarówno jeśli idzie o jego rolę w tworzeniu przez chłopców podziemnej organizacji, jak i o sposób bycia (na przykład palenie papierosów przy młodzieży czy zwracanie się tych młodych ludzi do księdza po imieniu, jak do kumpla z klasy). Finałowa scena zaś, w której ksiądz mówi swój testament jakby już z pozycji narratora, może sugerować, iż reżyser nie zakończył na tym spektaklu swojego twórczego spotkania z tą postacią. Być może bohaterem następnego dokumentalnego dramatu Stanisława Kuźnika będzie właśnie postać ks. Zycha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji