Artykuły

Śpiewam razem z córką

- Zawsze szukam czegoś, co jest ciekawe. Czegoś, co jest z pasji, albo świadomego wyboru, bo to wtedy smakuje i jest fajne. Podnosi jakość życia i pracy. W najbliższych planach mam nagranie płyty i wydanie książki z tekstami - mówi EWA BŁASZCZYK, aktorka Teatru Studio w Warszawie.

Czy to prawda, że trzeba przeżyć tragedię, aby stać się mocnym. Poznać siebie?

- Nikomu nie życzę takich doświadczeń. Ale powodują one, że trzeba zweryfikować swoje emocje, życie. To jest taki nagły moment zatrzymania. To jest wiedza, której nie da się przekazać i każdy musi przejść swoją drogę.

W 2000 r. najpierw zmarł pani mąż, potem Ola, jedna z córek bliźniaczek, zapadła w śpiączkę. Niedawno zagrała pani w gorzowskim teatrze Fay, kobietę z tragiczną przeszłością. Zamordowała męża i odsiaduje dożywocie. Czy przy budowaniu tej roli w jakiś sposób odwoływała się pani do swoich osobistych doświadczeń?

- Nie, ja myślę, że nie ma takiego przełożenia. W spektaklu trzeba się było skupić na bliskich związkach emocjonalnych z drugim człowiekiem. Tu jest relacja matka - córka. Ale równie dobrze może to być związek kobieta - mężczyzna. W każdym ciasnym związku emocjonalnym człowiek nagle popełnia jakieś czyny, bywa że tragiczne w skutkach.

Ostatnio włączyła pani Manię w swoje działania teatralne. Czy jest to próba rekompensowania czasu, jaki poświęca pani Oli?

- Mania gra na gitarze, a ja z recitalami dużo jeżdżę. Wtedy nie dość, że opuszczałabym Olę, to jeszcze i drugą córkę, dlatego Mania ze mną występuje. Kiedy razem lecimy samolotem, oglądamy obce miasta, pracujemy ze sobą, działają różne emocje. Ale przede wszystkim spędzamy ze sobą czas. Ja, kiedy byłam w wieku Mani, miałam problem z nieśmiałością. Żeby to zwalczyć, musiałam aż pójść do szkoły teatralnej. Nie chciałabym, żeby Mania przeszła taka samą drogę. Dlatego wspólne występy mają jej pokazać, jak można pokonać niektóre zahamowania, a poza tym, co najważniejsze spędzamy razem czas.

Na ile jeszcze może pani wystarczyć siły, aby walczyć o Olę? W jakim kierunku jej stan może się jeszcze rozwinąć?

- Nie wiem. Robię to, co jest do zrobienia, co jest możliwe w tej chwili na świecie. Jeździmy teraz na terapię komórką macierzystą do Moskwy. To jest ostatnia rzecz, jaką współczesna medycyna opracowała. Uważam, że tak trzeba. A dokąd to zaprowadzi, tego nie wie nikt. Ja też tego nie wiem.

Czy może pani teraz poświęcić więcej czasu teatrowi? W warszawskim Teatrze Studio gra pani przecież w "Więzi" i ma swój recital.

- Zawsze miałam jakiś recital. Aktualnie występuję z recitalem "Nawet gdy wichura" - płyta wyjdzie wiosną. Mój powrót do teatru zaczął się już w 2003 r. Zagrałam w "Mewie" Czechowa, potem była rola u Warlikowskiego w "Dybuku". Wcześniej grałam w "Samym życiu". Serial kręcony był przez trzy, cztery dni w miesiącu w Warszawie. I to nie było takie obciążające.

Oprócz teatru jest jeszcze fundacja "Akogo?". Co się w niej dzieje?

- W listopadzie wmurowaliśmy kamień węgielny pod klinikę "Budzik", czyli specjalistyczny szpital dla dzieci po najcięższych urazach mózgu. Zaczyna się jej budowa. Jednocześnie fundacja obchodzi piątą rocznicę powstania.

Za fundację dostała pani Medal św. Alberta Chmielowskiego. W tym roku została pani uhonorowana Orderem Uśmiechu. Czy te nagrody mają dla pani takie same znaczenie, jak filmowe Lwy Gdańskie za najlepsze role filmowe?

- Myślę, że tych nagród nie można porównywać.

A jak się pani czuła podczas wręczania Orderu Uśmiechu, kiedy bez skrzywienia musiała wypić szklankę soku cytrynowego?

- Śmiesznie. Myślę, że to jest najlepsze określenie. Ale w istocie to była bardzo serdeczna uroczystość, taka ciepła. Jak coś dostaję od ludzi, daje mi to dodatkowy napęd. Znaczy, że ktoś widzi moje działania i je docenia.

A w sferze zawodowej, jakie jeszcze cele sobie pani stawia?

- Zawsze szukam czegoś, co jest ciekawe. Czegoś, co jest z pasji, albo świadomego wyboru, bo to wtedy smakuje i jest fajne. Podnosi jakość życia i pracy. W najbliższych planach mam nagranie płyty i wydanie książki z tekstami. Całość ma wyjść wiosną. Staram się o sztukę amerykańską, którą trzeba uprzednio przetłumaczyć.

- Dziękuję.

Ewa Błaszczyk. Aktorka, urodzona w 1955 r. w Warszawie, absolwentka warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej. Wystąpiła w "Dekalogu", "Zmiennikach", "Nadzorze", "Na dobre i na złe". Zagrała w kilkudziesięciu spektaklach znanych polskich reżyserów. Od początku kariery śpiewa recitale. W 2000 r. najpierw zmarł jej mąż Jacek Janczarski, potem w śpiączkę zapadła córka Ola. Aktorka prowadzi fundację "Akogo?", która pomaga dzieciom z ciężkimi upośledzeniami mózgu. W piątek z córką śpiewały w Gorzowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji