Artykuły

Swingiem opętani

"Swing! Duke Ellington Show" w reż. Jarosława Stańka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Grzegorz Cholewa w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Dostaliśmy cynk, że nie ma jak swing" - śpiewają w swej nowej premierze aktorzy Capitolu. Cynk okazał się dobry, bo to właśnie swingowa muzyka jest głównym bohaterem blisko dwugodzinnego widowiska w reżyserii choreografa Jarosława Stańka.

"Swing" miał swoją premierę w noc sylwestrową. Oczywiście nieprzypadkowo. Kolorowa, roztańczona i rozśpiewana rewia w rytm swingujących standardów Duke`a Ellingtona z założenia ma być idealną przystawką do wszelakich uciech sylwestrowo-karnawałowych. Ale czy rzeczywiście taką właśnie rolę spełniła w poniedziałkowy wieczór? Można było w to wątpić, obserwując na widowni ziewające ukradkiem damy w pięknych i pachnących toaletach. Damy spoglądające regularnie na zegarki, czy aby na pewno zdążą po przedstawieniu na swe wykwintne bale. Ale "Swing" nie jest widowiskiem nudnym, choć momentami gubi tempo, a chwilami zupełnie staje w miejscu.

"Swing" z piosenkami Duke`a Ellingtona jest wehikułem, który w dość sennym i nierealnym klimacie ma przenieść nas w lata dwudzieste, w czasy wielkiego kryzysu i prohibicji, kiedy to w klubach, takich jak nowojorski Cotton Club, koncentrowała się elita społeczna, mafia i środowisko artystyczne. Gdzie jazz i rodzący się swing były narkotykiem, odskocznią od prozy życia.

Jarosław Staniek przenosi nas do wyimaginowanego Capitol Clubu, w którym rzeczywiście czas płynie jakby wolniej, a sytuacje rozgrywające się na scenie często wymykają się z surowych ram realności i jawy. Spektakl świetnie mieści się w rewiowej konwencji. Jest pozbawiony dialogów i fabuły, dlatego też całość bardziej przypomina musicalową impresję. Bajkę naszpikowaną piosenkami, żywiołowymi, rewiowo rozbudowanymi utworami (w tym imponującym finałem) a także tkliwymi balladami, które, niestety, potrafią momentami położyć tempo całej zabawy.

Piosenki wywołują na scenę konkretne postacie - gangstera (Konrad Imiela), femme fatale (Olga Bończyk), opiumistę (Cezary Studniak), Szaloną (Bogna Woźniak), Młodą (Justyna Antoniak), Laleczkę (Natalia Grosiak), Wytworną (Magdalena Wojnarowska), Zagmatwaną (Justyna Szafran), Utracjusza (Piotr Domalewski), Cichego (Tomek Leszczyński). Wszyscy oni z towarzyszeniem tancerzy z różnym skutkiem niemal wychodzą z siebie - tańczą, stepują, śpiewają, korzystając przy tym bez ograniczeń z wszelkich rewiowych trików z kapeluszami i laskami.

Ale aktorzy i tancerze nie poradzili sobie ze swingowym tematem, tak jak zrobił to big-band pod wodzą dyrygenta Stanisława Fiałkowskiego, który przygotował także świetne aranżacje standardów Ellingtona. Galopujące dęciaki, niepozostająca im dłużna sekcja rytmiczna, smaczne solówki wszystkich bez wyjątku saksofonistów i trębaczy, walkingowe pościgi kontrabasisty Adama Skrzypka - już sam koncert piętnastoosobowego zespołu z tym repertuarem byłby z pewnością niemałą frajdą! To dzięki muzykom właśnie "Swing" był głównym bohaterem wieczoru i w pierwszej kolejności dla nich warto najnowszy spektakl w Capitolu zobaczyć, a właściwie usłyszeć. Najbliższa okazja już dziś wieczorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji