Artykuły

Kino domowe na dużym ekranie

Zaklinanie, że to opera, nic nie pomoże. Opera jest teatrem. Transmisja w filharmonii, nawet na żywo, jest telewizją. Kryterium? Transmisja z Metropolitan Opera jest jednostronna. Siedząc w Filharmonii Łódzkiej nie mam najmniejszego wpływu na to, co dzieje się w Nowym Jorku. Ten brak, a nie dystans przestrzenny wykonawców i widzów decyduje, że nie obcujemy z teatrem, lecz z aparturą podłączoną do kontaktu - pisze Leszek Karczewski z Gazety Wyborczej - Łódź po transmisji "Makbeta" z MET.

Paradoksalnie - dzięki świetnej reżyserii obrazu "nażywość" transmisji odczuwało się wyłącznie wówczas, gdy ta na żywo być przestawała, to znaczy, gdy kilkakrotnie na ułamek sekundy zaciął się obraz. Wersja DVD się nie zacina.

Ale mało kogo stać na tak wyśmienite kino domowe, więc do filharmonii wybrać się warto. Tylko nie na teatr, lecz na telewizję. Tę świadomość mieli przybyli w sobotę; tylko nieliczni zdobywali się na letnie brawa, czując podskórnie, że czymś niestosownym jest oklaskiwanie cyfrowych fantomów, a nie artystów.

A że mnie telewizja nudzi śmiertelnie, więc choć popularyzatorski wymiar transmisji z Met można docenić, to telewizyjna wersja opery, która pozbawia scenicznej obecności śpiewaków-aktorów, znudziła mnie śmiertelnie. Można wznosić peany na cześć prądu elektrycznego, doceniać łączność światłodową High-Definition, która zapewnia krystaliczny obraz, chwalić dźwięk dookólny, odwzorowujący akustykę Met. Są jednak oczywiste minusy: w teatrze mogę patrzeć na to, na co mam ochotę; tu zaś - wyłącznie na to, co na co ma ochotę patrzeć operator.

Poza tym: to jedynie środki technologiczne do arystycznego celu, który w tym wypadku okazał się teatralnym gniotem. Nie uważam dzieła Giuseppe Verdiego ani za głębokie odczytanie tragedii Williama Szekspira, ani za operę, dla której kompozytorskiego um-pa-pa można żywić jakąkowiek atencję. Nawet świetnie wykonanego przez Željko Lucica w tytułowej roli (znakomitego także aktorsko, zwłaszcza w wiarygodnych scenach mordobicia). Ale tragedii dopełnił reżyser Adrian Noble, który przeczytał "Makbeta" w ramach powierzchownie rozumianej teorii postkolonialnej. Inscenizacja uczyniła ze szkockich wojów postjugosłowiańską partyzantkę spod znaku Ratko Mladića, która miast wymachiwać mieczami strzela z kałaszy, kilty zaś zamieniła na płaszcze o futrzanych kołnierzach. Wiedźmy stały się proletariuszkami z kart powieści Karola Dickensa, trzęsącymi w takt torebkami. Wisienką na torcie politycznej poprawności jest czarnoskóry Malcolm, król Szkocji obejmujący tron po śmierci Makbecie, którego wojska wachlują zielonymi sztandarami w malowniczych obrazach spod znaku barykad z kiczu musicalowych "Les Miserables". Ale także spod znaku "Wielkiej zielonej deklaracji praw człowieka w epoce mas". Te infatylne zabiegi wyczerpały inscenizacyjny i intelektualny wymiar opery. I mnie.

***

Opinie specjalistów o transmisji z Metropolitan Opera

Dorota Szwarcman, "Polityka"

Dla wielu ten sposób oglądania opery będzie pewnie atrakcyjniejsze niż pójście do Met. Możemy zobaczyć kuchnię spektaklu, a ludzie lubią podglądać. To na pewno bardziej interesujące niż gdy dostanie się bilet do Met na miejsca w jakiejś górze akustycznej czy na piątym balkonie. A tam nic nie słychać i prawie nic nie widać. Sama sprawdziłam, znajomy na szczęście poradził mi wcześniej, bym wzięła ze sobą przenośne radio i słuchała transmisji. Do oglądania opery na odległość muszą być stworzone jednak świetne warunki, a niestety sala w Łodzi nie jest najlepsza... Cały czas wyobrażałam sobie, jak by to było, gdyby ściany były drewniane, a nie marmurowe.

Wojciech Grochowalski, sekretarz Międzynarodowej Fundacji Muzycznej im. Rubinsteina

Wrażenia? Artystyczne - bardzo dobre: chór, soliści, orkiestra - doskonała. Wolałbym jednak, żebyśmy dążyli do tego, by na scenie Teatru Wielkiego i w Filharmonii Łódzkiej brzmiała w ten sposób żywa muzyka. Żebyśmy tak na żywo słuchali i oglądali naszych wykonawców - albo gościnnych, możemy przecież gościć artystów z Nowego Jorku, z Europy Zachodniej czy z Azji. Jestem przeciwny temu, żeby filharmonia transmitowała cyklicznie tego typu produkcje. Choć przedstawienie było majstersztykiem, nie mogę przeżyć, że pokazano jest w tym miejscu.

Antoni Wierzbiński, rektor Akademii Muzycznej w Łodzi

Powiedzieć, że jestem zadowolony, to mało. Cały czas czułem się, jakbym był w operze, tam na miejscu. I nawet ten dźwięk, brzmienie, które było wspaniałe, ale - wiadomo - sztuczne, bo wydobywane poprzez głośniki, nie odbierało mi radości uczestniczenia w operze. Poraziła mnie fantastyczna orkiestra i wspaniałe głosy - możemy tylko marzyć, żeby słuchać takich na co dzień. Muzyka? Nigdy nie słyszałem "Makbeta" Verdiego; muszę przyznać, że pierwsze dwa akty urzekły mnie pięknem, urokiem, wpływem francuskiej opery. Jestem pod wrażeniem nie tylko inicjatywy, bo to jest rzecz godna największego podziwia, ale tego, że to wszystko się udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji