Artykuły

Muzyka grana na żywo nigdy nie jest taka sama

- Polska publiczność wciąż traktuje muzykę w musicalu jako dodatek, a nie istotę przedstawienia. Podobnie czyni zresztą wielu recenzentów, którzy oceniają wszystko: reżyserię, scenografię, kostiumy, grę aktorów, nawet ustawienie świateł, tylko nie wykonanie poszczególnych utworów - mówi JERZY JAROSIK, profesor Akademii Muzycznej w Katowicach, kierownik muzyczny Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Z Jerzym Jarosikiem [na zdjęciu], profesorem Akademii Muzycznej w Katowicach, dyrygentem Orkiestry Teatru Rozrywki w Chorzowie, rozmawia Henryka Wach-Malicka:

Wbrew powszechnej opinii klasyczny musical pojawił się w Polsce nie tak dawno, przyjął się jednak nadspodziewanie dobrze. Teatry muzyczne przodują w rankingach popularności.

- To prawda, ale na co dzień zaciera się granica pomiędzy przedstawieniem muzycznym a musicalem. W teatrze dramatycznym muzyka pełni funkcję ilustracyjną, czasem niezwykle istotną dla rozwoju akcji czy budowania nastroju, ale jednak usługową. W operze czy operetce - odwrotnie, jest tworzywem podstawowym. Musical natomiast to osobny gatunek sztuki, w którym muzyka pełni rolę równoważną z innymi elementami inscenizacji; jest po prostu integralnym składnikiem przedstawienia. W takim rozumieniu musical w Polsce nie ma tradycji.

Czyli?

- Krótko mówiąc, polska publiczność wciąż traktuje muzykę w musicalu jako dodatek, a nie istotę przedstawienia. Podobnie czyni zresztą wielu recenzentów, którzy oceniają wszystko: reżyserię, scenografię, kostiumy, grę aktorów, nawet ustawienie świateł, tylko nie wykonanie poszczególnych utworów. To bywa kuriozalne, na przykład w recenzjach z "Evity", w której nie ma partii mówionych, to m.in. muzyka "organizuje" całe widowisko. Nadaje tempo, podkreśla nastrój i relacje między postaciami. A w recenzji ani słowa, nawet złego!

Muzyków to irytuje?

- Raczej zniechęca. Czasem mówią, że właściwie to nie mają motywacji do katorżniczej pracy na próbach. Bo proszę mi wierzyć, zgranie wszystkich elementów przedstawienia musicalowego w spójną całość wymaga zaplanowania każdej sekundy. Nie twierdzę, że orkiestra jest w musicalu najważniejsza, ale na pewno nie ciągnie się w ogonie. Od dyspozycji i refleksu dyrygenta zależy rytm poszczególnych scen, bo to on musi błyskawicznie zareagować, gdy solista spóźni się z wejściem albo nie daj Boże zapomni tekstu. Dyrygentowi nie wolno wyłączyć uwagi nawet na sekundę; musi opanować nie tylko partyturę, ale i tzw. końcówki tekstu, po których daje znak muzykom. A co robić, gdy tekstu nie ma?...

No właśnie, co robić?!

- W teatrze dramatycznym sytuację ratuje sufler, w przedstawieniu muzycznym koło ratunkowe rzuca orkiestra, stosując na przykład improwizację. Nawiasem mówiąc, znakomita większość standardów jazzowych ma swoje korzenie właśnie w motywach z klasycznych musicali.

Prowadzi Pan orkiestrę Teatru Rozrywki od 1979 roku, współrealizował Pan największe przeboje tej sceny i zbierał - trochę wbrew temu, o czym mówiliśmy wcześniej - wiele pochwał za swoją muzyczną robotę. Proszę mi jednak wytłumaczyć, dlaczego od 30 lat orkiestra jest na lewym (od sceny) balkonie, a nie w miejscu, w którym byłoby ją widać?! Może dlatego publiczność "nie zauważa" muzyków?

- Na początku Teatr Rozrywki miał pełnić nieco inną funkcję i to było tymczasowe miejsce dla muzyków. A potem tak zostało... Pewnie, że to nie jest najlepsza opcja, ale mówi się: trudno. Konstrukcja budynku jest tak skomplikowana, że nie da się nas przenieść w inne miejsce. Dyrygenci operowi mówią żartobliwie "kanał mojego życia", ja mówię "balkon mojego życia". Nie zmienia to faktu, że przez wiele lat borykaliśmy się z różnymi problemami akustycznymi; dźwięk dochodzący tylko z jednej strony wymaga, że tak powiem, dodatkowej obróbki. W tej chwili Teatr Rozrywki ma jednak doskonały sprzęt i świetnych fachowców - kształconych na kierunku realizacji nagłośnienia w Instytucie Jazzu katowickiej AM, więc usterki prawie się nie zdarzają. Istnieją już plany przeróbki naszego słynnego balkonu. Będzie dobrze.

Jest Pan wszechstronnym muzykiem-instrumentalistą, kompozytorem i pedagogiem. A czy czuje się Pan specjalistą od musicalu?

- Myślę, że tak. Zdaniem krytyków, cała orkiestra Teatru Rozrywki wyspecjalizowała się w musicalowym brzmieniu, na które składa się nie tylko zestaw instrumentów, ale przede wszystkim wszechstronność stylistyczna, artykulacja, barwa, sposób kształtowania dźwięku i specyficzna wibracja.

Który z realizowanych na chorzowskiej scenie musicali wymagał najwięcej pracy?

- Polirytmiczna "Evita"; świetna dla ucha, trudna w graniu.

A Pana ulubiony?

- "Kabaret" i... co tu udowadniać. Uwielbiam też muzykę z "West Side Story"; interesująco brzmią kompozycje z naszej ostatniej premiery, czyli musicalu pt. "Jekyll & Hyde". Spotkałem się z opinią, że ta muzyka jest mało przebojowa, ale dla orkiestry to fantastyczne wyzwanie, zwłaszcza w partiach solowych różnych instrumentów.

Na koniec pytanie niedyskretne: nie nudzi się wam grać tę samą muzykę przez kilka lat?

- Muzyka grana na żywo nigdy nie jest taka sama.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji