Artykuły

Kraków to szacowny gród, w którym najlepiej wychodzą jubileusze i pogrzeby. Ale nawet poważny pan mecenas czy profesor ma czasem ochotę zapomnieć o klasyce, Wyspiańskim, Słowackim, Norwidzie i wybrać się na prawdziwą rewię. Jednak w Krakowie wciąż brak miejsca dla podkasanej muzy - pisze Magda Huzarska-Szumiec w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Wprawdzie od 6 lat mówi się o zamianie dawnego kina Związkowiec [na zdjęciu] na teatr variete, ale na razie na mówieniu się kończy. Choć ostatnio zaświeciło w tunelu światełko. Od listopada projekt przeszedł pod zarząd Krakowskiego Biura Festiwalowego, a pracami remontowymi w budynku przy ul. Grzegórzeckiej zajmuje się Wydział Inwestycji Urzędu Miasta. Na ten cel przeznaczono w budżecie na ten rok dwa miliony zł.

- Zakończenie inwestycji planujemy na wiosnę 2010 roku - mówi Bogdan Gibek, inspektor Wydziału Inwestycji UM.Szefem artystycznym teatru ma zostać reżyser Janusz Szydłowski, który jest pomysłodawcą tego projektu i który od lat przekonuje urzędników, że tego typu scena powinna powstać w Krakowie. - Chciałbym, żeby było to miejsce, w którym znalazłaby się najczystsza forma rozrywki, poczynając od musicalu, poprzez farsę i komedię. Planujemy także przygotować specjalny program variete, który skierowany byłby przede wszystkim do zagranicznych turystów. Byłoby to coś w stylu widowisk, jakie można oglądać w Moulin Rouge. Na scenie nie zabrakłoby przedstawień muzycznych dla dzieci - tłumaczy Szydłowski.

Agnieszka Gilarska, dyrektorka Krakowskiego Biura Festiwalowego, dodaje, że oprócz tego w dawnym Związkowcu znalazłoby się miejsce na imprezy miejskie, konferencje, koncerty, a także na działalność impresaryjną sceny.

- Zdajemy sobie sprawę z tego, że już teraz trzeba zacząć pracować nad repertuarem nowego teatru - mówi Agnieszka Gilarska. - Dlatego zaproponowałam Januszowi Szydłowskiemu przygotowanie muzycznego spektaklu, być może plenerowego, który zainauguruje działalność tej sceny.

Co to będzie, Janusz Szydłowski nie chce na razie zdradzić. - To jest ogromne przedsięwzięcie, do którego najpierw trzeba znaleźć ludzi, ogłosić casting, zaangażować kierownika muzycznego, scenografa, oświetleniowca. Do podjęcia tej pracy jestem przygotowany od lat - zapewnia Janusz Szydłowski.

A pan mecenas z panem profesorem cierpliwie czekają, kiedy będą mogli wyrwać się do varietes i zaśpiewać sobie razem z Ludwikiem Sempolińskim:

W ogródku Eldorado, gdy żony spać się kładą/ Przy reńskim i majkowie zbierają się panowie./Orkiestra łupie walce, kobitki lizać palce.

Jest szansa, że za dwa lata w Krakowie zatańczą girlsy, podobne do tych z Teatru Sabat Małgorzaty Potockiej

***

Marcin Daniec, satyryk

Już kilkanaście lat temu ze św. pamięci Jackiem Chmielnikiem rozmawialiśmy o tym, że w Krakowie powinien powstać teatr musicalowy czy rewiowy. Pierwszy raz przyszło to nam do głowy, kiedy na Broadwayu oglądaliśmy wyłącznie afisze takich rewii, bo nie mogliśmy dostać biletów.

Okazało się, że są one wyprzedane na rok do przodu. Później wydawałem wszystkie oszczędności, żeby dostać się na takie show. Ostatnio byłem na spektaklu o Elvisie Presleyu i to tylko dzięki temu, iż moja menedżerka w Londynie wie, że kiedy przyjeżdżam, musi mi załatwić bilety na mecze Chelsea, Arsenału i na najnowszy musical. W przyszłości wybiorę się na widowisko o zespole ABBA.

Marta Bizoń, śpiewająca aktorka

Taki teatr w Krakowie powinien powstać już dawno temu. I na dodatek powinien być na wysokim poziomie, mieć stały zespół, grupę taneczną i scenę obrotową z prawdziwego zdarzenia. Na takiej scenie występowałabym z wielką przyjemnością, bo uwielbiam teatr muzyczny. Zachwyciłam się nim, kiedy

w Londynie obejrzałam spektakl "Chicago". Nie mogłam uwierzyć, że da się zrobić przedstawienie, w którym wykonawcy nie mają na wierzchu mikroportów, a na scenie nie widać żadnego odsłuchu, bo wszystko jest dobrze pochowane. Jakby nie było tam żadnej elektroniki, tylko wielka magia. Myślę, że Janusz Szydłowski, który przez wiele lat pracował w rozrywkowych teatrach, świetnie taki teatr poprowadzi.