Artykuły

Wieczór pędraków

"Wesele" w reż. Gezy Bodolaya w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Pamiętacie wzruszającą rozmowę Poety z Panną Młodą w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego? Pytam o wymianę fraz z Polską w roli głównej. Pamiętacie? Rzecz jasna. I wzrusza was to szalenie. Zawsze, przez życie całe, od pierwszej klasy szarpią słowa te sercami waszymi. Łkacie, bo to piękne. Tak, a nawet więcej - jestem w tym z wami. Łkamy! Łacno, bracia moi nadwiślańscy, jak cholera łacno łykamy gluty patriotyczne. Łkamy i łykamy - sążniście.

Łkamy i łykamy, gdyż Panna Młoda w drugim dniu weselnej bibki gada coś o czartach, co niby do Polski we śnie ją wiozą, ale nie informują, gdzie ta Polska mianowicie leży - a wierszokleta dłoń biduli pod lewy jej cycek dłonią swą patriotyczną przykłada, i na refleksję biduli, że to tylko serce, pieje: "A to Polska właśnie"...

Ile razy to czytałem? Ile razy, druhowie nadwiślańscy, widziałem, słyszałem tę sążnistość w teatrze? Pięćdziesiąt razy? Nawet jeśli tylko czterdzieści siedem - zawsze w chwili kluczowej, w zawrotnym momencie męskiej dłoni pod młodą piersią, płakałem, niby bóbr chlipałem i o rychłym Chopinie dumałem. O Chopinie, lecz nie o Mazurku opus taki lub owaki, jeno o flaszce opus pół litra. Chwalić Boga - są takie opusy. A wszystko po to, by połkać sobie troszeczkę po finalnej kurtynie. W końcu - ojczyzna w potrzebie. Czyż nie?

Co najmniej czterdzieści siedem razy tak właśnie było. Aż tu nagle... (trochę jak w bajce jakiejś)... nagle Bodolay, reżyser z Węgier, w Teatrze Słowackiego arcysztukę Wyspiańskiego wystawia. Idę więc, oglądam - i cierpkiego olśnienia doznaję. Oto w kluczowej scenie z nieuchwytną Polską - nie o nieuchwytną Polskę lecz o uchwytny cyc idzie! Nie powiem, jak by mi ktoś łeb do wiadra bimbru włożył. Albo jak by arcysztukę naszą reżyserował sam - Hrabal.

Nie inaczej, druhu nadwiślański, u nadbalatońskiego Hrabala naszemu Poecie nie o patriotyczny gest, a o wymacanie świeżej miękkości idzie! I tak u Bodolaya jest ze wszystkim. Czyli jak?

Po przedstawieniu znów czytałem "Wesele" - i rzeczywiście! Pod koniec tej polskiej opowiastki genialnej, Czepiec miota słowem "pędraki". Te siedem liter - to istota naszej "tragedii". Nie inaczej. Kluczowej nocy oparty o framugę drzwi w bronowickiej izbie weselnej Wyspiański zobaczył naszą wrodzoną niemoc, ale nade wszystko pojął, że to niemoc pędraków. Nie kolosów, nie Polifemów, nie Herkulesów, nie filozofów, nie Szekspirów, nie Michałów Aniołów i nie Napoleonów, jeno uroczych kurdupli duchowych. Pędraki, co to w pędrakowatej chałupinie na pędrakowatej wioszczynie pod pędrakowatą mieściną - pędrakowato tańcują, pędrakowato chleją i pędrakowato marzą. Przeczytajcie "Wesele" raz jeszcze, ale bez płaczu. No i?

Przecież w dziewięćdziesięciu procentach szczebiotanego tam teksu słychać bombastyczny bełkot. Dzwoni tam cudowne kolebanie się na krawędzi bredni i klasycznie polskiej poezji wujów, co na weselisku chcą pędrakowatą rymowanką o duszy, ojczyźnie i heroizmie błysnąć przed wreszcie gotowymi na wszystko ciociami. Wyspiański miał słuch absolutny. Miał bezlitosne oko. Widział i słyszał bez złudzeń. Miał pewność, że niemoc, którą portretuje, to niemoc miłych kurdupli. Przykrość tylko na jednym polega: że pojął to, usłyszał czytając - akurat Węgier. Nie ty, Krzysiu. I nie ty, Helu.

Właśnie tak: usłyszał czytając. Podkreślam to, gdyż wiele marnych podniebień się znajdzie, co dojdą do banału, że oto w Teatrze Słowackiego Bodolay w ironiczny, cyniczny, szyderczy, czy Bóg wie jaki jeszcze, ale niechybnie wraży balatoński nawias wziął arcysztukę Wyspiańskiego. Otóż - w nic Bodolay "Wesela" nie brał. On tylko po ludzku przeczytał, co tam stoi napisane, a co my na zasadzie tiku psa Pawłowa za świętość bierzemy. My w tych frazach słyszymy kadzidła i syk naszych ran, jodyną polanych - normalny czytelnik zaś słyszy porażający bełkot przeciętnie zdolnych myszy.

Pędrakowatość nie jest cechą oka Bodolaya. Pędrakowatość jest zapisaną w "Weselu" naturą twoją, Krzysiu lub Heleno. Idź więc, Krzysiu czy Heleno, idźcie, pędraki miłe, zobaczyć, jak pędrakujecie. I żebyście się za wiele nie wysilali - spójrzcie tylko na Grzegorza Mielczarka w roli Pana Młodego, a zwłaszcza na Tomasza Wysockiego grającego Poetę. Umrzecie ze śmiechu, zapewniam. Padniecie, bo to przecie nie wy. No i dotrwajcie do wielkiego aktu z widmami. Zobaczycie, jak pędraki gadają z pędrakowatymi snami swymi - z pędrakowatymi, bo na śnienie niby jakich innych demonów stać was?... Przepraszam. Nie was. Ich. Wy zawsze śnicie Olimp, to oczywiste. Tym bardziej zatem chciejcie dostrzec całkowicie obcą wam egzotykę. Zawsze miło popatrzeć na małpy w zoo. Nie?

Chciejcie więc, dobrze radzę, zobaczyć jak pędrakowate widma grafomańsko spitych pędraków, organizują pędrakom fiasko finalnego zrywu bogoojczyźnianego. Wart pędrak pędraka. Znacie to porzekadło? Pewnie, że znacie. Chciejcie dostrzec cały przez Bodolaya u Wyspiańskiego odczytany i w Teatrze Słowackiego nienachalnie opowiedziany, prowincjonalny kabotynizm indywiduów pięciorzędnych. Widząc, jak Poeta polski pragnie na Polsce do młodej piersi dojechać - chciejcie być ponad takim patriotyzmem. Wy, Panny Młode, macacie tylko w celu ojczyzny ratowania. I macie pewność, że Chopin - gdyby żył - to by pił z wami. Także Chopina. Chciejcie widzieć w ogóle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji